29lat temu...
Perspektywa Lindsay:
(Sorry nie pamiętam imienia matki braci monet)
Zawołałam Lottie na śniadanie, wesoła dziewczynka o ciemnych, lekko falowanych włosach zbiegała właśnie ze schodów. Patrzyłam na nią z uśmiechem krojąc banana do owsianki Charlotte.
-Mamusiu a będziemy mogły dzisiaj po szkole pojechać na basen?-zapytała dziewczynka gdy siadała do stołu. Moja 8 letnia córka zawsze uwielbiała wodę a kiedy w pierwszej klasie rozpoczęły się zajęcia z pływania pokochała basen.
-Przepraszam, dzisiaj nie mogę. Może tata cię zabierze?- Spojrzałam na siedzącego Cama pijącego kawę. Ten zastanowił się, ale po chwili już szeroko się uśmiechnął i połaskotał Charlotte. Ona od razu wybuchła śmiechem patrząc na niego błagalnym spojrzeniem. Nawet nie wiedziałam o co dokładnie prosi, ale już sam jej wzrok roztapiał mi serce.
-No dobrze, w takim razie odbiorę cię ze szkoły po czym pojedziemy popływać. Teraz jednak szybko jedz owsiankę bo musimy zaraz wychodzić.-szybko dojadła resztki z miski i zeskoczyła z krzesła. Zabierając po drodze plecak wybiegła do garażu, Cam pocałował mnie w policzek po czym sam wyszedł z domu. Stałam jeszcze z nożem w ręce znowu czując się dziwnie. Jakby wypełniała mnie jedynie pustka...
***
Idąc korytarzem z każdym krokiem czułam coraz większy stres. Miałam dzisiaj odbyć poważną rozmowę z moim szefem i czułam jak każda komórka mojego ciała panikuje. Oliver był dość specyficznym mężczyzną. Chociaż czułam tak szczerze jakby po prostu wyszedł ze średniowiecza. Cały czas uważał, że kobiety powinny tylko sprzątać, gotować i rodzić dzieci. Był wybredny dla pracownic i jedynie utrudniał im osiągnięcie własnego celu. Miałam dzisiaj przedstawiać swój projekt więc na pewno wtrąci swoje nikomu nie potrzebne 3 grosze. Zapukałam do drzwi po czym weszłam słysząc ciche proszę.
-Dzień dobry, Lindsay Monet. Byłam z panem umówiona na dzisiaj.- patrzyłam na wysokiego mężczyznę około 50 z lekko siwymi włosami i zmarszczkami na czole.
-Siadaj.- Wskazał ręką miejsce naprzeciwko siebie. Usiadłam na nim po czym czekałam aż w końcu zacznie rozmowę. Minęło pięć minut a on jedynie patrzył na mnie co chwila zjeżdżając wzrokiem na moje cycki. Odchrząknęłam po czym wyciągnęłam z teczki papiery.
-Jeszcze raz dzień dobry, umówiłam się z panem aby przedstawić swój projekt.-Nie wytrzymując już tego jego obleśnego wzroku zaczęłam mówić.
-Zostaw mi go i wracaj do pracy-co za kutas.
-Oczywiście.- Uśmiechnęłam się do niego miło po czym wyjęłam jeszcze pendrive i wyszłam z jego biura. Wkurwiał mnie ten człowiek i obiecuję, że jak tylko założę własną firmę to wywalę go z rynku. Zobaczy za parę lat, Charlotte będzie silną kobietą, która przejmie moją firmę. Ja z Camem wyjadę do Tajlandii i będziemy ją wspierać, będzie cudownie.
10 godzin później...
-Jestem w domu! Zrobiłam zakupy!-Cisza... dlaczego nikt się nie odzywa? Napewno wrócili już z basenu...
Zostawiłam swoje rzeczy po czym ruszyłam po schodach na górę. Przejrzałam wszystkie pokoje, ale nie było tam nikogo. Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk Lottie z piwnicy. Od razu zbiegłam na sam dół naszego domu, zaczęłam się rozglądać, ale krzyk wydobywał się jakby zza ściany.
-Chalotte?!-Spanikowana czułem lecące mi z oczu łzy, wołałam imię córki nawet gdy jej krzyki zastąpiła głucha cisza. Siedziałam oparta o ścianę cały czas płacząc, nagle zobaczyłam wynurzającego się zza jakiegoś regału Cama. Nie miałam już na nic siły i czułam jak odlatywałam gdy ten podszedł do mnie i pocałował mnie w skroń.
-Nie płacz kochanie, będziemy mieli synka. Damy mu na imię Vincent a o Charlotte nikt się nie dowie. Ty o niej zapomnisz a każdy nawet nie będzie wiedział o jej istnieniu.-To było ostanie co usłyszałam po czym poczułam ukłucie i odleciałam.
***
Obudziłam się w swojej sypialni, nie wiele pamiętałam z poprzednich paru godzin. Tylko krzyk Lottie i mowa o naszym przyszłym synku...
-Dzień dobry, nareszcie wstałaś. Jak się spało?-Spojrzałam na mojego męża od razu się od niego odsuwając. To on zrobił coś mojej córeczce.
-Kochanie nie bój się. Nic ci nie zrobię, obiecuję. Zobaczysz, że jak urodzi się nam Vincent to nasze życie będzie lepsze. A teraz idź do łazienki i zrób to co ci tam zostawiłem. Pokiwałam głową po czym wstałam i udałam się do wcześniej wspomnianego miejsca. Oczywiście od razu po wejściu zauważyłam trzy testy ciążowe. Czy on...
-Zrób dzisiaj jeden a za tydzień następny. Postarałem się w nocy więc mam nadzieję, że ci wyjdzie pozytywny.- Powiedział Cam gdy stanął w drzwiach po czym puścił do mnie oczko. Myślałam, że zwymiotuję tam na niego, ale złapałam jedno opakowanie po czym zrobiłam test. Prawie się tam poryczałam gdy oczywiście musiałam zobaczyć dwie kreski. Wyszłam z łazienki i rzuciłam w Cama tym głupim plastikiem. Nie mogę być w ciąży, nie skoro dopiero wczoraj umarło mi dziecko. Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami po czym wybiegłam z domu i weszłam w las. Nie zamierzałam nic sobie robić, ale po prostu potrzebowałam to wszystko przemyśleć. Nie mogę się załamać...nie kiedy będę miała znowu miała jakieś maleństwo do wychowania.
9 miesięcy później...
Udało mi się urodzić zdrowego synka. Tak jak Cam chciał nazwaliśmy go Vincent. Wiem, że mój mąż chce mieć więcej dzieci. Nie mówię, że ja nie chcę, ale dopiero co urodziłam i nie planuje nowego. Chcę poświęcić czas Vince aby miał normalne dzieciństwo. Nie powiem mu o siostrze bo może go to zbyt przytłoczyć, może za jakieś minimum 20 lat się dowie. Nie chcę też aby przez to znienawidził swojego ojca...wiem, że to dobry człowiek tylko popełnił parę błędów. Teraz zajmę się moim synkiem, poprawię relację z mężem i za parę lat wrócę do pracy. Wszystko się znowu ułoży i będziemy szczęśliwą rodziną, takiej o jakiej zawsze marzyłam.
________
911 słów.Ocena --->
Pomysły --->
CZYTASZ
Tony Monet-przegrał życie?
Teen FictionHistoria jednego z barci Monet. Opowiada o jego ciężkim życiu i problemach związanych z życiem jako Monet. (tagi)