Rozdział 12

1K 38 20
                                    

Gdy skończyłem schowałem zeszyt pomiędzy materacem a deskami łóżka po czym wstałem i wyszedłem z pokoju. Była sobota popołudniu więc oczywiście Dylan i Shane siedzieli w salonie grając w jakąś strzelankę. Niby wszystko fajnie gdyby tak nie darli ryja, jakby na prawdę po chuj tak drzeć mordę? To tylko gra (Tony staje się Vincentem).

-Możecie tak nie krzyczeć? Głowa to mi chyba wyjebie w kosmos jak będę słyszeć wasze głosy przez jeszcze chociaż 5 minut.- Mam ich dosyć.

-Zluzuj gacie, my tylko gramy.- powiedział Dylan.

-No właśnie gracie a nie jesteście na jakimś jebanym koncercie Black Metalowy.

-Jezu dobra ogarnij się, jeszcze miesiąc temu też się tak darłeś a teraz co? O chuj ci znowu chodzi bo nie rozumiem?-Odezwał się Shane. To on ma jakiś problem a nie ja, jakbym miał problem to wyjebałbym im te pady przez okno zamiast normalnie powiedzieć.

-Po pierwsze miesiąc temu wcale się tak nie darłem, a po drugie to po prostu jestem trochę zmęczony.- Mówiłem, że nie mam problemu.

-Ty? Zmęczony? Niby czym? Całe dnie przesiadujesz u tego swojego Androloga czy chuj jak się on nazywa i jeszcze mówisz, że jesteś zmęczony? Przestań wymyślać i zabierz się tak jak Shane do pracy. On jakoś łączy szkołę, pracę i czas wolny ze sobą i normalnie funkcjonuje. Po prostu jesteś leniem i tyle, co tu dużo gadać?- Mówił Dylan. Zabolało mnie to, ale zamiast tego podszedłem do niego i mu przyjebałem. Od jakiegoś czasu nie mam siły na wstanie z łóżka i na przykład ogarnięcie pokoju. Po za tym pracuję tylko, że nikt z rodziny o tym nie wie. Dokładnie, nie skończyłem z pracą dilera. Zarabiam w okolicach 500-600 na dzień i lepszej pracy nie znajdę jak na razie. Mam pieprzone 17 lat, bez żadnego wykształcenia więc czego on ode mnie oczekuje? Nie będę od razu jakimś jebanym biznesmanem  jakby mnie to w ogóle interesowało. Wolałbym zostać...psychologiem. Chcę pomagać ludziom z traumą, którzy mają jakieś problemy albo po prostu tym, którzy potrzebują się wygadać. Nie mam pojęcia jak zareaguje Vincent gdy na koniec szkoły mu to powiem, ale chuj z nim, najwyżej sam uzbieram.

-Spierdalajcie- jedynie powiedziałem wychodząc z salonu. Jakoś ode chciało mi się siedzieć w tym samym pomieszczeniu co oni. Może zajrzę do Hailie? Od jej porwania odezwaliśmy się tylko pary razy do siebie i to nawet nie o jakieś istotne sprawy. Bardziej to było szybkie hej albo ustalenie z kim jedzie do szkoły. Zapukałem do drzwi z literką H po czym wszedłem słysząc ciche proszę. Dziewczyna spojrzała na mnie nie ukrywając zaskoczenia.

-Tony? Co ty tu robisz?- no tak nie wszedłem tutaj od ostatnich dwóch tygodni.

-Cześć, tak jakoś przyszedłem zapytać co robisz.- mówiłem skupiając się na niej. Zazwyczaj jak z kimś rozmawiała czy była blisko jakiegoś mężczyzny widziałem przerażenie. Zmieniło się to gdy Vincent zapisał ją na terapię. Pomogło. Tak przynajmniej myśleli wszyscy gdy ja widziałem jak ukrywa prawdziwe emocje w sobie ukazując sztuczny uśmiech. Nie powiem był on nawet dobrze dopracowany, gdyby nie oczy też bym w to wierzył. Nie raz przyglądałem się Hailie gdy ta naprawdę się z czegoś cieszyła. Teraz była to zwykła gra aktorska, której w scenariuszu nie było widać końca. 

Patrzyła na mnie chwilę jakby szukając jakiegoś podstępu, ale po chwili się odezwała.

-Rysuję.-  Ciekawe czy potrafi.

-Pokaż.-Widziałem zawahanie na jej twarzy, ale po chwili podała mi zeszyt.

Rysunek przedstawiał Vincenta, Willa, Dylana i Shane. Wszystko byłoby okej gdyby nie ich oczy. Całe były wypełnione czarnym płynem powoli wylewającym się z nich. Spojrzałem na Hailie, która niepewnie na mnie patrzyła pewnie bojąc się mojej reakcji. Zastanawiały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze dlaczego mnie nie ma, a po drugie o co chodzi z tymi czarnymi oczami.

-Hailie?- odezwałem się.

-Tak?- Jezu nie bój się mnie przecież nic nie zrobię.

-To twój sen? Masz dziwne sny po ostatnim porwaniu, prawda?- Miewałem podobne, tak samo jak na rysunku bracia mieli czarne oczy. Nie wylewało się nic z nich, ale jednym małym szczegółem się różniło. Wszyscy mieli zawiązane usta białą szmatką. 

-Skąd wiesz?- Przecież jej nie powiem, że to przeze mnie została porwana.

-Domyślam się tylko. Chcesz mi powiedzieć co to był za sen?- zapytałem. Ta pokręciła głową na nie po czym wyciągnęła rękę po szkicownik. Podałem jej go pomimo chęci przejrzenia go dalej. Nie będę naruszał jej prywatności tylko dlatego, że chcę się dowiedzieć czy narysowała więcej snów. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy o jakiś gównach, gdy do pokoju Hailie wszedł Will. Zaczął mówić coś o jakimś bankiecie, ale ja się wyłączyłem. Myślałem co mógł dokładnie oznaczać rysunek. Co takiego jej się śniło, że chłopaki tak wyglądali? A tak po za tym to ma talent, chyba tylko ja i Hailie potrafimy dobrze rysować bo tak to reszta ma jakieś dwie lewe ręce.
-Tony do ciebie też mówię.- co?
-Sorry Will zamyśliłem się, powtórzysz?- o co znowu chodzi?
- Rozmawiamy o bankiecie który odbędzie się jutro wieczorem. Spotykamy się w tedy z Adrienem Santanem i macie się zachowywać w jego obecności. Zrozumiano?- Nie
-Tak.
-Świetnie, jutro o 19 na dole.- powiedział po czym wyszedł. Również udałem się w kierunku drzwi powtarzając słowa Willa.
Adrien Santan? Znowu on. Zawsze mnie skrytykuje, przywali się do czegoś i będzie ciągnął temat do końca spotkania, nie jest śmieszny, jest głupi, stary i pachnie jakby wylał na siebie cały flakon perfum. Trzeba się myć a nie wietrzyć.

Przestałem mieć ochotę na cokolwiek. Dylan, Shane, bankiet, Adrien santan, Vincent to wszystkie powody dlaczego mam już zjebany humor a nawet nie wybiła 13:00. Jebię to, jadę się przejechać moją ulubioną ścieżką. Wiedząc, że nie jest ona zbyt bezpieczna poszedłem założyć kombinezon. Wziąłem ze sobą kask po czym nikomu nie mówiąc wyszedłem z domu. Wyjechałem z garażu moim Crossem.

                        ***
Jechałem około 20 minut zwykłą drogą po czym zjechałem w leśną ścieżkę. Była ona przeze mnie już trochę wyjeżdżona więc nie powinno być na niej jakiegoś mchu, liści czy gałęzi. Jechałem tak trochę gdy dotarłem do rozwidlenia. Jezioro czy klify? Niech będą klify, ostatnio byłem nad jeziorem to nie chcę mi się znowu tam jechać. Skręciłem w prawo uważając na zdradliwe wybrzuszenia na drodze. Jakiś czas później droga zaczęła wchodzić w górę, ale kto da radę jak nie ja? Zacząłem przyśpieszać wjeżdżając na górę. Gdy byłem na szczycie zszedłem z Crossa i wszedłem w krzaki. Szedłem trochę gdy w końcu wyszedłem z roślin. Stałem na dużym klifie gdzie na dole w przepaści płynął mały strumyk. To było jedno z (od niedawna) trzech miejsc w, które  jeździlem aby coś przemyśleć, kiedy rodzeństwo mnie męczyło, kiedy byłem na coś wkurwiony a teraz to są te trzy powody na raz.
Siedziałem tu trochę oddychając świeżym powietrzem gdy usłyszałem jak ktoś idzie w moją stronę. Spojrzałem na ruszające się krzaki skąd wyszedł...
_______
1107 słów.

Ocena ---->

Pomysły ---->

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz