Rozdział 14

975 37 58
                                    

Gdy ciemność zamieniła się w oślepiające światło poczułem, że się unoszę. Lewitowałem chwilę gdy gwałtownie spadłem na coś twardego. Znajdywałem się na jakiejś polanie, zacząłem się rozglądać, ale nic oprócz zielonej trawy tu nie było. Zacząłem iść przed siebie. Trawa znikała a wokół mnie robiło się coraz jaśniej. Teraz byłem w lesie jednak coś mi tu nie pasowało. Na każdym drzewie było jakieś wspomnienie z mojego życia. Od najmłodszych lat do miejsca w którym zemdlałem przez tabletki.  Widziałem 4 letniego siebie kiedy uśmiechałem się tuląc Shane, gdy płakałem nad zepsutą zabawką batmana, jak śmiałem się gdy mój bliźniak zjadł piernikową świeczkę. Przeszedłem kawałek dalej, tam były już o parę lat oddalone wspomnienia. Energylandia, pierwszy pocałunek i Jason...

Drzewa zaczęły robić się coraz bardziej czarne, z każdym moim krokiem robiło się chłodniej a wspomnienia coraz gorsze. Moje nieprzespane noce, banie się dotyku, te wszystkie okropne sny,  moja trauma. Doszedłem do jakiegoś jeziora, była noc a na pomoście stałem ja...
Pamiętam gdy pewnej nocy przyjechałem tutaj z myślą czy nie lepiej to wszystko zakończyć. Miałem wtedy około 15 lat i nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Był to okres kiedy spodobał mi się jeden chłopak, gdy Liam zaczął mi grozić, kiedy ojciec powiedział prosto w twarz jakie ma zdanie o mnie po czym wyjechał i upozorował swoją śmierć...

Mogłem teraz skoczyć do tej wody i nie było by problemu. Inni by go nie mieli. Gdy chciałem już podchodzić do wody zobaczyłem na drugim końcu jeziora kobietę. Ubrana była w białą sukienkę I uśmiechała się szeroko.

Mama.

Zacząłem biec w jej stronę, ale gdy prawie już przy niej byłem zatrzymałem się gwałtownie. Kobieta miała teraz całą potarganą i zakrwawionego na brzuchu sukienkę. Jej policzki były mokre od łez, ale oczy puste. Już nie żyła.

Znalazłem ścieżkę, nie wiedziałem dokąd mnie zaprowadzi ale i tak nią ruszyłem. Znowu zaczęło się robić jasno, ale tym razem jie widziałem nic dalej. Światło stawało się coraz bardziej jaskrawe i wtedy zrozumiałem.

Idę właśnie z własnej woli do śmierci.

Gwałtownie się zatrzymałem po czym biegiem zawróciłem. Nie mogę jeszcze umrzeć, nie teraz gdy Matt może mnie potrzebować. Nie interesuje mnie co mi powiedział, daleje jest dla mnie najważniejszy. Nie zatrzymując się przebiegłem przez las i przez łąkę. Zamiast jasnej pustki widziałem tylko ciemność. Miałem nadzieję, że nie skończy się to tak samo jak w świetle. Wbiegłem do czarnej przestrzeni po czym upadłem. Czułem znowu spadanie a następnie odleciałem.
To był koniec...
________

Ocena ---->

Pomysły ---->































Otworzyłem oczy łapiąc łapczywie powietrze, oczy zaszły mi łzami i zaschło mi w gardle. Starałem się uspokoić lecz to niezbyt pomagało. Nagle poczułem jak ktoś opłata moje ciało wtulając szyję we mnie. Od razu rozpoznałem ten piękny znajomy zapach, ale po chwili przypomniałem sobie co przed chwilą się stało. Nie chciałem wierzyć, że tak bliskie mi osoby mogły mi powiedzieć coś takiego.

-Nigdy więcej mi tak nie rób, zrozumiano?- Odezwał się Matt.

-Przepraszam, już idę na prawdę.
-Co? Dlaczego?- popatrzyłem na niego zaskoczony. Przecież mówił, że mnie nie chce...
-Nie udawaj wiem, że mnie tu nie chcecie, Hailie mówiła, że to moja wina. Przepraszam...
-Tony o czym ty gadasz?- spojrzałem na niego po czym zacząłem opowiadać. Matt słuchał tego w szoku chyba nie wiedząc co powiedzieć. Gdy skończyłem zamiast się odezwać pocałował mnie czule, nie potrzebowałem słów by wiedzieć o co chodzi. Na komputerku było widać jak bardzo podskoczyło mi ciśnienie.Nie wiem jak się nazywa to urządzenie które jest w szpitalach i podpina się do niego ludzi)

Boże jakie on miał cudowne usta! Przez chwilę się całowaliśmy i zajęło by to dłużej gdyby nie Vincent, który właśnie wszedł do sali.

-Czyli mam rozumieć, że dlatego wbiegłeś mi do domu?-JAPIERDOLE ZAWAŁ.
-JEZU- podskoczyłem na łóżku, odsuwając się od Matta.-Vincent nie strasz tak!
-Tony Monet czy możesz mi powiedzieć co ci przyszło do głowy biorąc połowę opakowania silnych leków nasennych na receptę?- Dopiero się obudziłem po...ile ja Spałem??
-No nie mogłem spać...- boże odwal się.
-Świetnie, w takim razie teraz tym bardziej nie będziesz bo spałeś jebane 2 tygodnie!-Mam odpowiedź na moje pytanie.
-O chuj, ale jak ja mogłem spać aż tyle?- Matt I Vincent wymienili po czym ten starszy odezwał się.
-Tony byłeś w śpiączce, za duża dawka leków.-To wiele wyjaśnia.
-A ok.- odpowiedziałem po czym ziewnąłem.
-Chyba się położę, wykończyło mnie to spanie.- (•-•)
-Okej to dobranoc, tylko nie śpij znowu dwa tygodnie- zaśmiał się Matt. Zaśmiałem się po czym przymknąłem oczy kładąc się.

***
Obudziły mnie jakieś kłótnię, spojrzałem na Dylana krzyczącego na Matta.

No chyba cię coś boli.

Wstałem z łóżka, zrywając kable po czym podszedłem do Dylana. Hailie patrzyła na mnie jak na idiotę a Shane spał na kanapie obok.
-Co ty kurwa robisz?!- każdy teraz się na mnie patrzył, nawet Shane który właśnie się obudził.

-Vincent powiedział, że się z nim całowałeś!- Wtf Dylan upadłeś na łeb?
-No i co z tego? Może to mój chłopak?- Czy ja właśnie powiedziałem to na głos? My nawet nie jesteśmy tak naprawdę razem!

(W ogóle to chcę przeprosić @Majcia8982 bo miałaś rację z naprawdę i ja pisałam źle)

-Chcesz być moim...chłopakiem?- patrzył na mnie Matt. Jezu co ja zrobiłem!? Znienawidzi mnie zaraz, powie że to obrzydliwe być gejem. Do oczu naleciały mi łzy, jebane emocje.

-Znaczy...to nie tak ja...Nie wiem poprostu...-Próbowałem się wytłumaczyć, ale głos zaczął mi się łamać. Spojrzałem na Matta, który niespodziewanie znalazł się przede mną.
-Dlaczego myślisz, że powiedziałbym ci że cię nie chcę?- Mówiłem to na głos?!

-Ja...-Nie dokończyłem bo Matt złączył nasze usta w pocałunku. Właśnie to robił przy prawie całym moim rodzeństwie! Japierdole jak teraz Dylan mnie nie udusi to chyba naprawdę mam jakieś super moce.

-Dobra to może teraz tak bardziej oficjalnie- zaśmiał się chłopak.- Tony Monet, czy chciałbyś zostać  moim chłopakiem?- Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nagle jakoś rodzeństwo nie miało żadnego znaczenia bo właśnie Matt Davis proponuję mi związek z nim.

-Tak! Boże czekaj bo ja tu zawału dostanę.- Czułem jak robi mi się gorąco. Mam chłopaka i jest nim Matt. Nagle rozejrzałem się po sali a wszystkie odgłosy zaczęła do mnie docierać. Ryczącą Hailie z uśmiechem na twarzy, zszokowany Shane który właśnie przecierał sobie oczy i Dylan kipiący ze złości.

Uśmiech zszedł mi z twarzy gdy uświadomiłem sobie, że będę musiał mu pokazać rysunki i wytłumaczyć co wtedy czułem. Przecież on nie jest psychologiem tylko lekarzem od kutasów. Chociaż może powinienem zmienić podejście? Przestać myśleć o przyszłości a skupić się na tym co jest teraz?

Nie, u mnie to nie wyjdzie.

I chuj, moim zadaniem jest teraz chronić Matta za wszelką cenę. Tylko dalej muszę dowiedzieć się o co chodziło z Jasonowi.
_______
Jestem praksterem pokroju Marcin Dubiel.

1106 słów.

Ocena ---->

Pomysły ---->

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz