Rozdział 36

440 16 36
                                    

Obudziłem się rano z myślą, że zaspałem. Od razu zerwałem się z łóżka i popędziłem do łazienki aby się wyszykować. Myłem zęby podczas mycia się więc naprawdę nie miałem czasu. Jakąś godzinę później usłyszałem...mój budzik. 

-Chyba sobie jaja ze mnie robisz.- Powiedziałem do telefonu (Nie wnikać, ja też czasem gadam do różnych rzeczy lub do mojego psa. On to ma storytimy z mojego życia.)

Usłyszałem pukanie do drzwi więc zaprosiłem go do środka. Był to Will, który po zobaczeniu mnie przeżył wielki szok. Nie mam pojęcia dlaczego tak szczerze. Może trochę się zmieniłem bo przytyłem, zmieniłem porę snu, zacząłem pracować i mam lekki zarost, ale to nie są jakieś wielkie zmiany. Bez przesady. Powiedział on, że jest już śniadanie i od razu zaczął gadać mi, że Vincent każe mi zjeść całe albo inaczej zabierze mi telefon. Śmieszne, przez tyle czasu żyłem na własną kieszeń a on dalej traktuje mnie jak nieogarniętego bachora.

Gdy wszedłem do kuchni na stole stały grzanki, ogórek świeży, ser, pomidor, sałata, serek na kanapkę, masło i szynka. Przy stole siedzieli już wszyscy oprócz mnie i Willa, który był za mną. Popchnął mnie lekko w ich stronę a ja czułem jak bardzo niekomfortowo mi będzie. Nie widziałem się z nimi tyle czasu i na dodatek nie miałem z nimi żadnego kontaktu a teraz nagle mam siedzieć z wszystkimi przy jednym stole i jeść śniadanie. Pojebane. Usiadłem pomiędzy Vincentem a Willem i nałożyłem sobie kromkę chleba a na to ogórek i ser żółty. Zacząłem powoli jeść czując wzrok każdego na sobie.

Zajmijcie się sobą.

-Już żresz normalnie?- Odezwał się Dylan jak wiadomo w moją stronę. Spojrzałem na niego spode łba rzucając ostre spojrzenie.

-Tak Dylanku, ale czasem mógł byś zamknąć mordę bo twoje zdanie nikogo tutaj nie interesuje.- Odpowiedziałem mu uśmiechając się ironicznie.
Ten już od razu zacisnął mocniej szczękę i wrócił do jedzenia. Czasem nie wiem jak on może mieć takie słabe nerwy, ja to przy nim oazą spokoju jestem. Dokończyłem swoją kanapkę po czym wstałem od stołu i umyłem po sobie talerz. Zapytałem jeszcze o której wychodzimy po czym wróciłem do swojego pokoju. Za pół godziny musiałem znowu do nich schodzić, ale teraz mam czas na delektowanie się ostatnimi minutami wolności bo przez następny tydzień nie będę miał praktycznie w ogóle prywatności. Pomimo, że każdy u taty ma swój pokój za każdym razem ktoś włazi ci bez pukania no bo przecież nie jesteś u siebie i nie masz prawa nawet się sprzeciwiać. A właśnie...jeżeli chodzi o tatę to trudno mi jest uwierzyć, że naprawdę by mógł zabić swoją córkę. Musiałby być jakiś chory psychicznie a taki nie jest.

                          ***
Leżałem sobie spokojnie na łóżku i pisałem z Mattem gdy do pokoju wszedł ten bachor. Spojrzałem na nią czekając aż się w końcu odezwie, ale ta jedynie zwaliła mi książki z półki i wybiegła z pokoju zostawiając otwarte drzwi.

JEZU NO.

-Co ty robisz!?- Krzyknąłem za nią po czym zwlekłem się z łóżka i sprzątnąłem książki.

Spojrzałem na zegarek, była 6:40 więc powinienem już schodzić. Zabrałem swoją torbę bo czym wyszedłem z pokoju zamykając drzwi na klucz. Pomimo, że każdym mógł wywalić mój pokój do góry nogami podczas mojej nieobecności odruch zostaję.
Wszedłem do garażu gdzie byli już wszyscy i chyba czekali tylko na mnie i Hailie. Stanąłem za nimi aby móc dalej na spokojnie pisać z Mattem, nie chcę przerywać skoro żali mi się jak to tęskni za mną.

Po 5 minutach przyszła Hailie i wszyscy wsiedliśmy do samochodów. Jechaliśmy na lotnisko jakieś 2 godziny, tak szczerze to nie wiem dlaczego nigdy nie wybieramy tego bliższego tylko to dalsze. Bez sensu. Gdy wysiedliśmy z aut lot mieliśmy za 20 minut. Na szczęście lecimy naszym prywatnym samolotem więc nie musimy przechodzić całej odprawy. Chwilę później siedziałem już na skórzanym fotelu patrząc w okno. Nie chciałem z nimi siedzieć więc wybrałem to najdalsze miejsce, tak szczerze to już zapomniałem jak to żyć w luksusie. Teraz to wszystko wydaje się strasznie fałszywe, nie wiem jak kiedyś mogłem uważać to za normę.

Wystartowaliśmy, lot będzie trwał strasznie długo więc zdążę się wyspać. Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć, ale uniemożliwiało mi to darcie ryja tych dwóch debili grających w jakąś strzelankę. Westchnąłem i poprostu przyglądałem się chmurom. I wtedy to znowu się zaczęło...rozmyślanie o wszystkim. O moim starym życiu, o Macie, o Maxie, o szpitalu psychiatrycznym, o moim życiu w Anglii. Śmieszne jest to, że gdyby ktoś kazał mi wybrać pomiędzy moim starym życiem a życiem w Anglii na 100%, bez zastanowienia wybrałbym Anglię. Dzięki ucieczce wydostałem się od tych natrętnych myśli, od samookaleczania się. Mógłbym sporo wymienić plusów jakie dała mi ucieczka. Nie chcę do tego wracać, spędzę tu tydzień a później wrócę razem z Maxem do domu. Tylko czy znowu urwać kontakt z rodziną? A może jednak  naprawić nasze relację? Dlaczego ja zawszę mam problem z podjęcie decyzji? Mam tego wszystkiego czasem dosyć, nie chcę mi się o wszystkim decydować. Niech się dzieje co się ma dziać.
______
820 słów.

Ocena --->

Pomysły --->












Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz