Rozdział 1

3.2K 59 107
                                    

Ostatnio dość często myślałem o życiu. Tak właściwie to po co my żyjemy? Czy to ma jakikolwiek sens? Zanieczyszczamy środowisko, ocieplamy klimat, niszczymy naturę, wycinamy drzewa. Po co to robimy? A może tak naprawdę to żyjemy w jakiejś symulacji? Albo na przykład zostaliśmy uśpieni i to jest nasz sen? Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Już wkurwiony musiałem odpowiedzieć.

-Czego-zapytałem niby od nie chcenia. Do mojego pokoju wszedł Dylan, mój o rok starszy brat.

-Zbieraj się, jedziemy do szkoły.-odpowiedział. No tak, znowu do tego pierdla. Nic jedynie drą ryje na nas i wymagają nie wiadomo czego.

-Ok już wstaję, a jak jedziemy?-zapytałem. Błagam tylko nie z Hailie. Zawsze panikuje jak jeżdżę z nią moim motocyklem.(Bo motor to masz w kosiarce-od autorki).

-Z Hailie, my musimy z Shanem jeszcze załatwić parę spraw przed szkołą.-No jasne kurwa, jak mogło być inaczej. Nic nie odpowiedziałem tylko udałem się w stronę garderoby po mundurek. Wszedłem do łazienki i zacząłem zakładać spodnie. Spojrzałem w lustro i zamarłem. Zobaczyłem ten cały tłuszcz na brzuchu i udach. Podbródek też miałem stanowczo za duży. Nie chcąc widzieć siebie dalej nago ubrałem się i szybko wyszedłem z pomieszczenia. Zabrałem swój plecak i telefon po czym zszedłem na dół gdzie czekała już na mnie hailie. Shane siedział przy stole i jadł chyba płatki.

-Chodź idziemy-powiedziałem do niej. Nie chciało mi się jechać z tym gówniarzem ale jeżeli nawet zrobił choć najmniejszy protest od razu Vincent miałby ból dupy. On o wszystko się czepia ale o hailie to już w szczególności. Poszedłem do garażu biorąc kluczyki z wieszaka i usiadłem na motocykl.

-Tony a możemy pojechać samochodem?- zapytała. A tej o znowu nie pasuje? Jeździła już do szkoły ze mną i wie że ja zawsze się nie zgadzam.

-A to niby z jakiej racji?-Może jak da sensowny argument to się zgodzę. Chociaż nie, ja nigdy się nie zgadzam. Niech próbuje, może będzie zabawnie.

- Bo się boję.-Jezuuuu ale przynudza.

-Niby czego się boisz? Jedziemy tym i tyle.- pewnie odpowie jak zwykle że jazdy motocyklem.

-Nie rozumiesz że boję się jeździć z tobą?! Jesteś nieprzewidywalny, nieodpowiedzialny, strzelasz fochy i na dodatek jak mówię żebyś zwolnił to ty jeszcze bardziej przyśpieszasz! Nienawidzę drogi do szkoły z tobą! Jesteś okropny! Nie masz emocji? Nie odczuwasz współczucia czy co?!-Nie powiem, zabolało. Do oczu napłynęły mi łzy. Jestem okropny? Ona się mnie boi? Może ma rację, nie powinienem tak robić. Nie mogę jej jednak pokazać że jestem słaby dlatego szybko odgoniłem łzy i spojrzałem na nią wkurwionym spojrzeniem. Zsiadłem z motocyklu i wszedłem do domu po kluczyki do samochodu. Wróciłem do chwili i kierując się w stronę mojego czarno-matowego Bugatti Centodieci. Rzuciłem w jej stronę tylko szybkie "wsiadaj" po czym sam zająłem miejsce kierowcy. 

Po wyjechaniu z terenu rezydencji rozpędziłem się do 125km/h bo szybciej nie wyrabiał bym się na zakrętach. Widziałem że Hailie co chwilę zerka na mnie ale jakoś miałem to gdzieś. Niech ma wyrzuty sumienia, zasłużyła na nie. Kiedy dojechałem do szkoły jak zwykle zająłem miejsce parkingowe Monetów i wysiadłem z auta. Zamknąłem je i udałem się w kierunku znajomych. Niby wiedziałem że lecą tylko na hajs ale niektórzy byli nawet spoko. Przywitałem się z nimi ale poczułem że muszę iść do kibla. Wszedłem do budynku zmierzając w kierunku toalet gdy zobaczyłem na korytarzu Liama. Wysokiego bruneta z piwnymi oczami, mięśniami mniej więcej takimi jak dylana. Na moje nieszczęście on też mnie zobaczył więc szybko pobiegłem do łazienki i zamknąłem się w jednej z kabin.

-Monet wiem że tu jesteś. Masz 3 sekundy żeby wyjść albo sam cię wyciągnę.-Usłyszałem jego głos. Kurwa pewnie znowu będzie chciał hajs czy coś a ja dzisiaj nie wziąłem.

-3...2...1....idę po ciebie.-Słyszałem obijanie drzwi od ściany przez siłę uderzenia Liama. Kiedy dotarł do mojej kabiny zaczął nawalać w drzwi by po chwili wyłamać zamek. Wyciągnął mnie za koszulę mundurka i rzucił na ścianę. Odbiłem się od niej i wylądowałem na podłodze. On paroma krokiemi dopadł do mnie i podniósł jedną ręką. 

-Dawaj 500 dolarów-Wiedziałem że chodzi o hajs.

-Nie mam dzisiaj.-odpowiedziałem i normalnie widziałem jak zmniejszają mu się źrenice.

-Jak to kurwa nie masz?!- Zaczął dusić mnie przyciskając moje plecy do ściany. Jedną ręką trzymał mnie za szyję a drugi przywalił w brzuch. Powtórzył to parę razy dopóki nie splunąłem krwią. Będzie siniak.

-Na jutro masz przynieść 700 rozumiesz?-wysyczał gdy ja ledwo co już kontaktowałem. Czułem że odpływam gdy on mnie puścił. Osunąłem się na ziemie łapczywie wciągając powietrze. Jednak nie na długo dano mi się cieszyć ponieważ Liam kopnął mnie swoim buciorem w twarz po czym zemdlałem.

_________________

734 słowa

Ocena ---->

Pomysły ----->



Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz