Tony:
Siedziałem właśnie z mamą i Charlotte śmiejąc się z wszystkiego. Na łące było pięknie a Charlotte zbierała dla mnie bukiet stokrotek.
-Dziękuję jest piękny.- Powiedziałem po czym pocałowałem ją w czoło. Ta mała dziewczynka była cudowna. Znałem ją krótko, ale już ją kochałem. Mały aniołek który nie miał w życiu tyle szczęścia przez co musiał zostać ukarany za błędy innych.
Związałem stokrotki małym sznureczkiem który znalazłem w kieszeni a gdy skończyłem podałem go mamie która przyjęłam go z uśmiechem. Nagle Charlotte złapała mnie za rękaw i zaczęła ciągnąć.
-Co jest mała?- zapytałem jej.
-Jakiś pan tam sto i cię woła. Jest bardzo podobny do ciebie.- Co? Rozejrzałem się po łące gdy dostrzegłem Shane. Stał w oddali cały zapłakany wołając moje imię.
Nie...nie chcę go tu. Nie chcę tam wracać.
Wstałem z koca na którym siedzieliśmy po czym ruszyłem w kierunku mojego bliźniaka. Miałem zamiar mu powiedzieć wszystko co o nich myślę a następnie wrócić do mamy i Charlotte. Już byłem jakieś 2 kroki od Shane gdy ten nagle się odwrócił do mnie a po sekundzie padł na mnie.
-Przepraszam!- Co?
-Za co ty mnie przepraszasz?- Nie rozumiem.
- Minął dzisiaj rok...nikt nie wierzy, że się obudzisz. Przepraszam.- Jak to "obudzę"? Ja nie żyję.
-O czym ty mówisz? Jak ty się tu znalazłeś?- Shane spuścił wzrok na ziemie.
-Shane? Ty...- On? Ale przecież ja nie byłem dla nich ważny...
-Wrócisz tam.
-Bez ciebie nie chcę.
-Chuja mnie to. Idziemy.- pociągnąłem go za rękę w stronę mamy i Charlotte. Poznają się a po tym pomogę bratu wrócić. Chciałem już zatrzymać się przed kocem gdy on z mamą i Charlotte zniknął. Zamiast słońca niebo zrobiło się całe szare a wokół nóg powstała mgła. Nie czułem też ręki Shane więc odwróciłem się aby zobaczyć go stojącego parę metrów dalej.
-Tony nie.
-Co tu się dzieje! Do cholery czy ja już spokojnie umrzeć nie mogę?! Zawsze jakieś zasrane komplikacje!- Krzyknąłem unosząc ręce do góry. Naprawdę miałem tego już dość. Nawet kiedy nie żyję mam jakieś pojebane sytuacje.
-Wracamy. Zaprowadź nas tam gdzie chciałeś mnie i wróćmy. Razem.- Ale...
-Proszę nie...dobrze mi jest tu...- Powiedziałem. Shane podszedł do mnie i ułożył swoją rękę na moim policzku.
-Wracamy.- Powiedział po czym przyjebał mi z całej siły w twarz przez co nastała ciemność.
***
Obudziłem się w białym pomieszczeniu z jakimiś pikającymi urządzeniami.
-SHANE TY PIERDOLONY CHUJU ZAJEBIE CIĘ!- Wydarłem się, ale po chwili zacząłem mocno kaszleć. Przybiegły jakieś pielęgniarki do mnie i coś mi podały. Nie ogarniałem za bardzo co się dzieje więc miałem na to całkowicie wyjebane. Jedyne o czym teraz myślałem to, że było już pięknie a on musiał to zniszczyć. Dlaczego oni zawsze mi to robią? Nie mogą mi dać po postu spokoju? Dać mi umrzeć i olać to całkowicie? Dlaczego to zawsze muszę być ja...
***
Leżałem na łóżku czekając nawet nie wiem na co. Poprosiłem pielęgniarki aby jeszcze nikogo nie informowały, że się obudziłem dzięki czemu miałem nareszcie chwilę dla siebie. Patrzyłem w sufit starając się zrozumieć co się właśnie stało.
Chwila...co z Shanem?
Tak w sumie to całkowicie zapomniałem, że on też tam był. Czy on też wrócił? Czy on żyje? O chuj...
Kliknąłem guzik, który podobno miał wzywać pielęgniarki a jak będzie naprawdę to zobaczymy. Czekałem chwilę i na szczęście przyszła jakaś stara baba.
-W czymś pomóc?- Zapytała gdy weszła do sali.
-Może pani zawiadomić moje rodzeństwo, że się obudziłem?- Ta skinęła głową po czym wyszła. Czekałem jakieś 40 minut gdy do sali wpadła Hailie. Rzuciła się mi na szyi mocząc mi bluzkę swoimi łzami. Przez chwilę nie ogarniałem co się dzieje, ale silny ból w brzuchu pomógł mi oprzytomnieć. Syknąłem a Hailie momentalnie się odsunęła.
-Przepraszam!- Zamknij mordę bo mnie głowa rozboli. Gdy tak jęczała mi ta idiotka nad uchem do pokoju wszedł tata.
-Tony.- Czy to dziwne, że nie jestem jakoś bardzo zły na niego?
-O siema tato sorry, że nie umarłem. Jeżeli będzie ci lepiej to zaraz wstanę i wyskoczę przez to okno. Okej?- Chociaż jakby się tak zastanowić to niech wypierdala stąd. Po moich słowach weszła reszta rodzeństwa. Był tu kurwa każdy łącznie z Shanem.
-A ty nie umarłeś?- Zapytałem mojego bliźniaka.
-Nie, bo jak inaczej miałbym cię sprowadzić tutaj?- To jest jakieś pojebane.
-Synu wiesz, że nie chciałem cię zabić.- Odezwał się znowu ojciec. Skoro są tu wszyscy to może wykorzystać tę sytuacje?
-Tak, nie chciałeś mnie zabić wbijając mi nóż i wpychając mnie wykrwawiającego się do piwnicy. Na pewno. Tak samo jak nie chciałeś zabić Charlotte prawda? To na 100% był jakiś głupi wypadek albo to ja już zwariowałem i widzę jakieś omamy. To wcale nie było tak, że przed tym jak Shane w jakiś magiczny sposób przeteleportował się do mnie akurat wtedy gdy siedziałem z mamą i moją młodszą o 10 lat siostrą na kocyku piknikowym prawda? Nie było tak, że zgwałciłeś mamę po tym jak zabiłeś swoją własną córkę specjalnie aby mieć syn? Vincent wybacz, ale jesteś stworzony z gwałtu. Przykre.- Nie powinienem się śmiać z ich min...
-Skąd ty...- Idiota.
-Z dupy a teraz lepiej stąd spierdalaj bo wezwę pierdolone FBI aby cię zabrali.- Ojciec wyszedł trzaskając drzwiami a ja spojrzałem się na swoje rodzeństwo, z którego w najmniejszym szoku był Vincent.
Pierdole ten szpital ja chcę do Maxa.
Właśnie co z nim?
Ile ja tu leżałem?
Czy on musiał wrócić do Londynu?
DAJCIE MI KURWA MAXA.
_____
848 słów
Ocena --->
Pomysły --->
Trochę pojebane są te rozdziały.
CZYTASZ
Tony Monet-przegrał życie?
Teen FictionHistoria jednego z barci Monet. Opowiada o jego ciężkim życiu i problemach związanych z życiem jako Monet. (tagi)