Rozdział 24

735 24 54
                                    

Kiedy rano się obudziłem nie było obok mnie chłopaka a ja byłem w piżamie.

Jestem 100% pewny, że zasypiałem w normalnych ubraniach.

Wstałem z łóżka idąc do łazienki i biorąc ciuchy na zmianę. Z kuchni słychać było jakąś lecącą muzykę i ciche nucenie Maxa. Czułem zapach jakiś naleśników? Placków? Nie wiem co to było, ale pachniało dobrze. Ogarnąłem się, umyłem i wysuszyłem włosy a następnie wyszedłem z łazienki. Wszedłem do pomieszczenia gdzie chyba Makłowicz tu był. Na blacie stały chyba cztery rodzaje potraw i na dodatek własnoręcznie robiona lemoniada.

Jak kurwa?

-O siema Tony, wyspany?- kurwa matkę sobie znalazłem.
-W miarę. Co robisz?-patrzyłem jak smaży puszyste placuszki.

-Jedzenie, nie widać?-Jezu, tylko pytam.

-Dobra, nie odzywam się już. -Uniosłem ręce w geście obronnym.

Usiadłem do stołu i wyjąłem telefon z kieszeni. Tak ja zwykle wyczyściłem wszystkie powiadomienia nawet ich nie czytając. Założę się, że moja cudowna rodzinka wypisuje do mnie jaki to jestem okropny a specjalnie do nich nie wróciłem. Abym przestał słuchać się mojego jebniętego głosu w głowię najpierw muszę znaleźć do tego odpowiednie miejsce i ludzi. Gdy chwilę tak myślałem jak dobrze jest mi bez tych debili. Max postawił przede mną talerz pełen placków, polanych jakimś sosem i borówkami. Wziąłem gryz i o boże...przecież tak by mogło smakować niebo. Widziałem jak chłopak co chwilę na mnie zerka z uśmiechem. Trochę mu mówiłem o moich problemach i wie, że miałem zaburzenia odżywiania i samookaleczałem się. Nie miałem jednak zamiaru mówienia mu o Matcie no bo po co? Nie żyje, nie jest już w moim życiu.

Max usiadł naprzeciwko mnie ze swoją porcją i zaczął ją jeść. Siedzieliśmy chwilę tak w ciszy gdy chłopak w końcu się odezwał.

-To co? Dalej masz zamiar iść tylko do baru czy mogę cię zabrać w parę miejsc?-Co? on coś planował dla mnie?

-A myślałem o jakiś konkretnych miejscach?-powiedz nie.

-Może.- oho, czyli coś szykuje. Super, a ja nawet nie wiem kiedy on ma urodziny.

-Mam być na jakąś konkretną godzinę gotowy?-zapytałem.

- O 18:30 widzimy się przed pokoju.-Uśmiechnął się szeroko po czym dokończył jedzenie i wyszedł. Westchnąłem cicho mając nadzieję, że nie spieprzę dzisiaj Maxowi dobrego humoru. Ja go mogę mieć, ale nie chcę przekładać go na innych.
Wstając od stołu poczułem wibracje w kieszeni.

Zajebiście, znowu ktoś dzwoni.
Spojrzałem na wyświetlacz.

Popierdoleniec.

Czyli Dylan dzwoni, raczej życzenia urodzinowe to nie są. Chciałem już wsadzić telefon spowrotem gdy usłyszałem głos w słuchawce.

-Tony?! Jesteś tam?-Pojebie mnie coś.
-Czego?Żebyś sobie nie myślał, że rozmawiam teraz z tobą z własnej woli. Przez przypadek odebrałem połączenie.-Niech sobie nie pomyśli, że chcę z nim gadać.
-Boże no, ogarnij się i wracaj do domu. Pójdziemy do restauracji i będziemy świętować wasze urodziny.- No tak, ja mam bliźniaka.
-Nie, dzięki chyba wolę spędzić je z kimś wartym mojej uwagi.-powiedziałem po czym rozłączyłem się.
Oni mi chyba nigdy nie dadzą spokoju. Idioci.

Ruszyłem w stronę pokoju i zabrałem klucze do mieszkania. Wyszedłem z niego po czym zamknąłem je. Ruszyłem na dół po schodach. Zaczynałem pracę za 20 minut a dojdę za jakieś 10.

***
Wszedłem do kawiarenki znowu słysząc ten zajebisty dzwoneczek.
Od razu zobaczyłem stojącego za ladą chłopaka. Wyglądał bardzo podobnie do Kayli, może rodzeństwo to było?
-Cześć, co mogę podać.- Nie, ja tu pracuje bo kurwa hajs potrzebuję na nowe bluzy.
-Cześć, byłem tu wczoraj i podpisywałem umowę o pracę.-Ten popatrzył się na mnie po czym szeroko się uśmiechnął i poszedł na zaplecze. Wrócił po chwili i podał mi brązowy fartuszek z logiem kawiarni. Przedstawiliśmy się sobie po czym Oliver wytłumaczył mi działania różnych sprzętów po czym stanął znowu na kasie. Ja za to zająłem się podawaniem picia i jedzenia klientom. Szło mi chyba dobrze. Przez sporo czasu rozmawiałem z Oliverem. Tak jak podejrzewałem jest to rodzeństwo. Zdziwiło mnie jednak, że chłopak jest młodszy aż o 2 lata. Wyglądali jakby byli w tym samym wieku.
Mówił mi, że to kawiarnia ich ojca i kiedyś kupił budynek i spełnił ostatnie marzenie mamy przed śmiercią. W sumie tak jak mój ojciec tylko nie spełnił marzenia. Opowiadaliśmy sobie różne głupie historie z naszego życia. Może ta praca nie będzie taka zła?


Gdy na zegarze w końcu wybiła 17 czułem się jakby coś mnie przeżuło, wysrało,połknęło i wyrzygało. Jak najszybciej poszedłem do mieszkania bo przecież mam jebane półtorej godziny na wszystko. Wpadłem do łazienki i gdy miałem już zamykać drzwi usłyszałem szum wody. Max stał właśnie pod prysznicem i się mył.

O boże...

Jaką on ma klatę...T O N Y. On stoi właśnie cały goły a ty mu się przyglądasz!? On ma siura na wierzchu!

Wybiegłem z łazienki cały czerwony i rzuciłem się na łóżko.
Czekałem aż wodą skończy się lać po czym zapukałem do drzwi. Po usłyszeniu "zajęte" usiadłem spowrotem na łóżko i czekałem aż Max wyjdzie. Chwilę później chłopak wyszedł ubrany i nie wyglądał jakby mnie zobaczył wtedy.

***
Skończyłem się ogarniać dosłownie 10 minut przed ustaloną godziną. Po chwili przyszedł Max ubrany w białą koszulę, czarne jeansy i również czarne buty nike. Na szyi miał złoty łańcuszek, który ładnie wykąńczał cały strój. Ja natomiast miałem na sobie czarną koszulę i spodnie, srebrny łańcuszek i zegarek.

***
Gdy dojechaliśmy taksówką do miejsca, w które chciał mnie zabrać Max chyba mi szczęka opadała, ale nie z wrażenia. Wziął mnie do jebanego parku rozrywki. Przecież ja tutaj umrę z cringu.
-Słuchaj wiem, że nie jest to w twoim stylu chodzić w takie miejsca, ale musisz się trochę wyluzować.- powiedział po czym złapał mnie za rękę. -Chodźmy.- uśmiechnął się po czym ruszył w kierunku wejścia.

Może na początku było trochę żenujące, ale z czasem robiło się coraz fajniej. Wygrałem parę pluszaków i wszystkie oddałem Maxowi, który wyglądał na bardzo zadowolonego. Strzelałem z pistoletu na wodę w tarczę przewracając je. O dziwo żadne nie były oszukane i naprawdę wygrywałem. Po jakiś prawie dwóch godziną znudziło nam się siedzenie tutaj więc znowu zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do baru. Usiedliśmy na stołkach i zamówiliśmy po drinku. Miałem zamiar się dzisiaj tak nachlać, że jutro będę umierał przez kaca.

Przez około pół godziny tylko piliśmy i śmialiśmy się z głupich rzeczy gdy nagle rozbrzmiała muzyka.

-O boże karaoke!-krzyknąłem do Maxa.-Zaśpiewaj coś!

- Chcesz aby zaśpiewał?-pokiwałem energicznie głową na co on parsknął i wstał z stołka. Po chwili wrócił i powiedział, że będzie po parze która właśnie wchodziła na scenę.

Gdy kochasie skończyli fałszować na scenę wszedł Max. Przez chwilę nie wiedziałem co będzie śpiewał gdy nagle rozbrzmiała piosenka.

I just need someone in my life to give it structure
To handle all the selfish ways I'd spend my time without him
You're everything I want, but I can't deal with all your lovers
You're saying I'm the one, but it's your actions that speak louder
Giving me love when you are down and need another
I've gotta get away and let you go, I've gotta get over
But I love you so (ooh-ooh)
I love you so (ooh-ooh)
I love you so (ooh-ooh)
I love you so (ooh-ooh)...
(Wiem, że jest dalsza część, ale ta mi bardziej pasuje.)

Gdy Max skończył śpiewać rozbrzmiały się oklaski. Nie powiem, głos ma piękny. Tylko tekst tej piosenki...

-Podobało się?-zapytał kiedy doszedł spowrotem na miejsce obok mnie.
-Bardzo, śpiewałeś kiedyś?-przecież nie zapytam się o co chodzi z tą piosenką. Chłopak pokręcił głową na nie po czym zamówił sobie kolejnego drinka. Ciekawe co mnie dzisiaj jeszcze zaskoczy...

***
Kiedy wyszliśmy z baru było dobre parę minut po północy. Pijani w chuj szliśmy i śmialiśmy się nawet nie wiem z czego. Mówić szliśmy mam na myśli raczej zataczanie się i próba chodzenia prosto, ale co za różnica? Gdy chwilę za długo patrzyłem się na Maxa wpadłem na kogoś. Już chciałem przeprosić gdy spojrzałem na twarz...

_______
1290 słów

Ocena ---->

Pomysły ---->

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz