Obudziłem się rano pełen energii i motywacji do życia. Spojrzałem na śpiącego obok Matta i uśmiech sam wkradł mi się na twarz. Wstałem bardzo po cichu po czym wyszedłem z pokoju. Zacząłem robić placki(placki>>>naleśniki).
O to mój zajebisty przepis na placki:Mąka na oko.
2 jaja.
Mleko na oko.
Cukier na oko.
Proszek do pieczeni
około łyżeczki.Smażę na suchej patelni od placków do uzyskania "Good pancake".
Gdy skończyłem robić jedzenie wziąłem jakąś tacę którą znalazłem w szafce i postawiłem na niej talerz z plackami. Wziąłem jeszcze szklankę z sokiem pomarańczowym a następnie udałem się do sypialni Matta. Chłopak jeszcze spał, ale jaki ze mnie by był chłopak jakbym go nie obudził? Na szafce stała butelką wody więc odkręciłem ją i wylałem połowę na niego.
-Wstawaj żarcie zrobiłem- Jaki ze mnie romantyk.
-Japierdole!- krzyknął Matt budząc się.-Co jest?!
-Jedzenie, wstawaj.
-Nie mogłeś mnie obudzić jak normalnego człowieka?!-Jakbyś był normalny to nie chciałbym cię.
-Nie.-Uśmiechnąłem się do niego słodko po czym postawiłem tacę przed nim. Chłopak patrzył to na mnie, to na jedzenie.
-Ty to zrobiłeś?- Nie kurwa krasnoludki.
-A kto inny?
-Nie no nikt tylko się dziwię, że potrafisz obsługiwać kuchenkę.
-Ha ha bardzo śmiesznie a teraz jedz.-usiadłem obok niego na łóżku patrząc jak bierze jednego placka i wkłada sobie kawałek do buzi.
-O Boże jakie to jest dobre.-Mówił z pełną buzią.- A ty nie jesz?
-Nie ja już zjadłem.
-Napewno? Nie zjem tego wszystkiego.- podsunął mi talerz pełen placków pod nos. Wtedy przypomniały mi się słowa Vincenta i od razu mój humor się zmienił.
-Matt...-Chłopak popatrzył na mnie.
-Hmy?-Dobra teraz albo nigdy.
-Musimy porozmawiać.- Jakby mi ktoś tak powiedział to przechodziłbym wewnętrzny zawał.
-O czym?-Westchnąłem.
-Zjedz i wtedy usiądziemy przy stole okej?- Boję się teraz bardziej niż on. Matt dokończył jedzenie po czym zakładając koszulkę(bo spał w samych bokserkach) przeszedł do salonu i odstawił resztę placków. Usiadłem z nim przy stole na przeciwko niego i wziąłem głęboki oddech.
-Jest parę spraw o których raczej o mnie nie wiesz...
-Jesteś z Mafii?Tańczysz jako striptizer?- zaśmiał się chłopak.
-Nie, nic z tych rzeczy. Chodzi o to...- Wstałem i zacząłem. Zdejmować koszulkę i spodnie pokazując ukryte pod nimi rysunki. Przez ostatni czas doszło mi parę. Rysowałem gwiazdki, księżyc, i moje ulubione kwiaty Jastruny(margaretki ale jastrun brzmi lepiej). Patrzyłem na jego reakcję,ale nic nie mogłem z niej wyczytać. Miał praktycznie taki sam wyraz twarzy jak Vincent gdy zaprasza cię do biblioteki. Patrzył na nie gdy nagle wstał i walnął mnie w policzek.
Wiedziałem, że tak zareaguje teraz już będzie na mnie obojętny i zerwie ze mną.
-Czy ty jesteś głupi? Dlaczego to robisz?! Powinieneś przyjść do mnie jak coś się działo.-Co?
-Nie chciałem cię obciążać moimi problemami a po za tym to było parę powodów.-Mówiłam patrząc na podłogę.
-Japierdole.-Matt klęknął i zaczął przejeżdżać delikatnie palcami po brzuchu, uda i łydkach. Po chwili jednak wstał i poszedł do pokoju. Wyszedł po paru minutach ubrany i z plecakiem przewieszonym przez ramię.
-Wychodzę.
-Dokąd idziesz?
-Nie wiem jeszcze.- powiedział po wyszedł trzaskając drzwiami.
Zebrało mi się na płacz. Dlaczego ja wierzyłem, że mnie zaakceptuje z czymś takim? Czy ja jestem chory? Usiadłem znowu na krześle myśląc co mogłem zrobić inaczej aby Matt nie zerwał ze mną tak jakby. Bo jestem pewien, że jak wróci to zakończy nasz związek. Położyłem głowę na stole i pozwalałem sobie na chwilę słabości.***
Obudziłem się nie wiedząc przez chwilę gdzie jestem. Rozejrzałem się i wtedy uświadomiłem dobie, że jestem u mojego pewnie byłego chłopaka. Sprawdziłem godzinę w telefonie. 16:24.10 nieodebranych połączeń od Hailie.
8 nieodebranych połączeń od Shane.
5 nieodebranych połączeń od Will.
Reszta już pewnie wiedziała co się stało. Shane jest pewnie zły i zmartwiony, Will jest w szoku, Hailie ryczy, Dylan jest wściekły a Vincent zadowolony.
Wstałem od stołu i poszedłem do sypialni Matta, zabrałem swój telefon i wróciłem do kuchni. Założyłem spodnie i koszulkę które dalej leżały na podłodze. Nie miałem już na nic siły więc zamykając drzwi na klucz poszedłem do mojego motocykla. Odjechałem w stronę rezydencji mając już tego wszystkiego dosyć.***
Zaparkowałem w garażu słysząc jakieś kłótnię w salonie. Wszedłem do środka i zobaczyłem całą moją wspaniałą rodzinkę siedzącą na kanapie i przyglądającą się Willowi i Vincentowi stojącymi przed nimi.
-Jak mogłeś mu coś takiego powiedzieć!?- krzyczał Will.
-Normalnie, nie jest on dla mnie ważny więc nie powinienem tego dłużej ukrywać. Skoro się głodzisz to jego problem a nie mój.-Mówił Vincent.
-Czy ty siebie słyszysz?! Jako ten najstarszy powinieneś mu pomóc a nie kurwa jeszcze dokładać mu problemów.- zaskoczyłem się bo to powiedział Dylan. Stanąłem za kanapą, ale chyba nikt mnie nie zobaczył zbyt pochłonięci kłótnią.
-Czy możecie przestać się drzeć? Najpierw go znajdźmy bo może coś mu się stało.-Spojrzałem na Shane który pocieszany przez Hailie płakał.
-Nie trzeba, pójdę do siebie i zaoszczędzę wam problemu.-odezwałem się i wtedy wszyscy zorientowali się o mojej obecności.
-Tony!- Mój bliźniak zerwał się z kanapy i podbiegła do mnie.-Płakałeś. Wiem, że Vincent zachował się chujowo ale nikt inny tak nie myśli.-przytulił się do mnie. Ja jedynie stałem z obojętnością patrząc się poprostu przed siebie. Byłem na dzisiaj zbyt wymęczony tymi wszystkimi emocjami, że nawet najlepszą rzecz jaka by mi się dzisiaj jeszcze stała nie zmieniła by mi humoru.
-Pójdę do siebie.- powiedziałem gdy Shane się ode mnie odkleił.
Wszedłem po schodach na górę i zamknąłem się u siebie. Skoro Matt mnie nie chcę to mam go w dupie. Poradzę sobie sam.
________
916 słów.Ocena ---->
Pomysły ---->
CZYTASZ
Tony Monet-przegrał życie?
Teen FictionHistoria jednego z barci Monet. Opowiada o jego ciężkim życiu i problemach związanych z życiem jako Monet. (tagi)