Rozdział 42

431 21 19
                                    

Tony:

Po wyjściu taty podszedłem do mojej torby i wyjąłem z niej jakąś czarną koszulę i spodnie. Taki strój nada się wszędzie więc nie ryzykuję nieodpowiednim wyglądem. Ogarnąłem się w łazience po czym położyłem się na łóżku. Chciałem po prostu poleżeć, ale moje myśli cały czas wracały do wczorajszego dnia. Naszego spotkania gdzie całowałem się z Maxem...

Co z Mattem?

Przecież ja kocham Matta nie Maxa. Wstałem czując jak ręce zaczynają mi się trząść a oddech przyśpiesza.

Co jest?

Im bardziej myślałem o wszystkich zdarzeniach tym bardziej chciało mi się płakać. Powstrzymując łzy poszedłem do pokoju Shane. Zapukałem a po usłyszeniu proszę wszedłem do środka. Ręce trzymałem splecione za sobą a wzrokiem uciekałem wszędzie byle nie patrzeć na brat.

-Hej masz papierosy? Potrzebuję zapalić a ja nie mam. Zapalniczki też nie.-Zapytałem. Potrzebowałem zapalniczki...

-Znowu palisz? Myślałem, że rzuciłeś. Muszę sprawdzić poczekaj.- Ratujesz mnie właśnie. Patrzyłem jak chłopak podchodzi do swojej walizki i przeszukuje jej zawartość.

-Możliwe, że mam w plecaku na dole. Idź weź sobie.- Odezwał się po chwili.

-Okej dzięki.- Wyszedłem z jego pokoju zamykając drzwi po czym zszedłem na dół. W przedpokoju faktycznie leżał jakiś plecak, ale nawet do niego nie zajrzałem bo przeszkodziły mi w tym rozmowy w salonie.

-Vincent ty powinieneś się leczyć! Wierzysz w to, że mogłem kogoś zabić? Naprawdę? Na dodatek dowiedziałeś się o tym od swojej nie żyjącej matki? Jakby mi takie coś Dylan powiedział to bym się nie zdziwił, ale ty? Myślałem, że jesteś poważniejszy. Skoro wymyślasz takie rzeczy to może nie powinieneś należeć do organizacji? Tam są potrzebni odpowiedzialni ludzie a ni tacy co oskarżają własnego ojca o morderstwo.- Podsłuchiwałem jak tata rozmawia z Vincentem pewnie o Charlotte.

-Znalazłem kości. Były w jakimś dziwnym pokoju za regałem więc nie wmawiaj mi, że to nie była prawda. Jestem zdrowy psychicznie a mówienie teraz o organizacji jest po prostu głupie. Rozważałeś kiedyś aby pójść na jakąś terapię? Przydałaby ci się.- Dalej Vincent ciśniesz go! 

Może ta zapalniczka nie będzie potrzebna? No, ale serio bym sobie zapalił.

Podszedłem do plecaka i wyjąłem z niego papierosy i zapalniczkę. Obiecałem Mattowi, że nie będę już robił sobie krzywdy. Co jakby zobaczył przypalenie? Albo cięcie? Zawiódłby się na mnie a to byłoby okropne. Przeżywałem już jedną taką sytuację i nie skończyła sie ona dla mnie dobrze więc nie chcę do tego wracać...aby nic się nie działo trzeba słuchać się Matta. Wtedy wszystko będzie dobrze.

Wróciłem do swojego pokoju po czym wyszedłem na balkon. Odpaliłem papierosy i zaciągnąłem się nim. Ręce dalej mi się trochę trzęsły, ale było już lepiej. 

-Dawno nie paliłeś.-Usłyszałem głos Vincenta za sobą.

-A no tak jakoś wyszło, że potrzebowałem teraz.- Nie powiem mu o moich myślach związanych z zapalniczką.

-Podsłuchiwałeś.- Jak on wszystko wie?

-Co?- Vincent westchnął po czym podszedł do barierki i się o nią oparł.

-Słyszałeś moja rozmowę z ojcem. Wiem o tym. -powiedział po czym spojrzał się na papierosa którego trzymałem w ręce.-Nie chciałeś tylko zapalić prawda? Chciałeś mieć pretekst aby zabrać zapalniczkę.- Spojrzałem na niego w szoku zastanawiając się skąd to wie.

-Jak ty...-Nie dokończyłem bo Vincent mi przerwał.

-Trzęsły ci się ręce i podtrzymywałeś płacz. To widać Tony.-Zaniemówiłem już do końca. Nie potrafiłem wydusić z siebie absolutnie żadnego słowa więc jedynie spojrzałem się na odległe fale.

-Wiesz, że wysyłając cię do psychiatryka nie chciałem cię ukarać ani nic z tych rzeczy prawda?- Spuściłem wzrok na to wspomnienie. Nie chciałem tego pamiętać.

-Tak wiem...- Nie wiem.

-Gówno prawda. Jesteś zły i zraniony.- Co się do chuja dzieje teraz z Vincentem?

-Dlaczego tu przyszedłeś? Nie powinieneś teraz pracować czy coś?-Trochę dziwnie się robi.

-A wy ciągle myślicie, że jestem jakąś maszyną do wypełniania papierków. Mam dużo pracy, ale nie jest tak, że ciągle siedzę w biurze.- Jak nie jak tak. Między nami zapadła cisza. Żadne z nas nie chciało jej przerywać bo po prostu czułem jak potrzebuję spędzić czas z Vincem. Nie lubiłem wcale jakoś dużo rozmawiać i on też nie więc taka forma nam się podobała.

-Uważaj na ojca. -Odezwał się po chwili.

-W jakim sensie?

-Wiesz o Charlotte, jesteś gejem i na dodatek chory psychicznie. To właśnie opinia ojca na twój temat. Uważaj bo nie wiadomo do czego się posunie aby zataić niektóre fakty. Zacząłem już badać parę spraw związanych z ojcem więc tym bardziej może być niebezpiecznie w jego towarzystwie.- To jest jakiś żart.

-Przecież Will jest gejem i nic nie mówi.- Nie ma to sensu.

-On o tym nie wie.- Co. 

______

706 słów

Ocena --->

Pomysły --->

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz