Rozdział 50

417 21 35
                                    

Tony:

Obudziłem się w tej samej sali co ostatnio. Nie ogarniałem za bardzo co się dzieje. Pamiętałem moje spotkanie z Mattem i to jak mnie zgwałcił, ale po tym urwał mi się film. A...właśnie. Zgwałcił mnie. Może to wydaje sie dziwne, ale gdy doświadczyłem tego drugi raz to jakoś nie przeżywam tego aż tak. Jasne, z Jasonem nie doszło do tego, ale było bardzo blisko więc zaliczam to jako gwałt. Miałem przez to wielką traumę więc dlaczego to zaniżać? Tak właściwie to jedynie dwie rzeczy chodzą mi teraz po głowie. Pierwsza to ciekawość kto już wie a druga, że chcę do Maxa.

Zachowuje się jak naburmuszone dziecko.

Może trochę tak, ale nie widziałem go rok więc dlaczego niby mam za nim nie tęsknić? Chcę go zobaczyć a ci debile nawet nic o nim nie wspomnieli dopóki nie zapytałem. Większość osób jakie spotkałem w swoim życiu i dowiedziały się, że mam 5 rodzeństwa mówi jak to cudownie i wspaniale a ja to bym ich wszystkich zastrzelił.

(Wiem z doświadczenia. Mam 2 braci a ja to ta środkowa. Nie polecam.)

No może oprócz Shane bo on jest nawet spoko chociaż potrafi wkurwić. No, ale żal mi byłoby Vincenta...chuj.

Rozejrzałem sie po pokoju gdzie siedział Dylan, Shane i Will. Dwóch najstarszych używali telefonów więc nawet nie zauważyli, że się obudziłem. Shane natomiast siedział na krześle obok mojego łóżka i spał. Teraz pytanie dlaczego? Trzepnąłem go w głowę przez co ten spadł na podłogę.

-Kurwa moja ręka!- NIE DRZYJ MORDY BO CI WJEBIĘ.

-Zamknij ryj. Która godziny i jaka data?- Zapytałem się.

-13:20. 14 listopada.- Odpowiedział mi Will. Zajebiście, że jest jesień a na dworze jest w chuj ciepło bo jesteśmy w tej zasranej Tajlandii. Obiecuję, że nie przylecę tutaj w ciągu następnych 10 lat a jeżeli jakimś cudem tak się stanie to wyrażam zgodę na zastrzelenie mnie.

-Za ile mogę stąd wyjść?- Mówiłem już, że nienawidzę szpitali?

-Tak właściwie to od wczoraj masz gotowy wypis.- AHA? I NIKT MI NIE POWIEDZIAŁ?

-Okej to mogę teraz stąd wyjść?- Błagam! Właśnie, czy oni wiedzą co się stało wczoraj?

-Na pewno chcesz? Po tym co się stało wczoraj? Przecież wiesz, że..- Nie dokończył bo przerwał mu Vincent.

-Shane wystarczy.- W progu drzwi stał Vincent w swojej białej koszuli i czarnych spodniach. Dlaczego ten człowiek codziennie ubiera się w ten sposób? Chyba nigdy tego nie zrozumiem. A wracając do tego kto wie a kto nie to już jestem pewny, że tylko oni wiedzą. Tak w sumie na szczęście bo nie chcę wiedzieć jakby się zachował Dylan.

-Vince chcę stąd już wyjść.- Oznajmiłem mu.

-Zdajesz sobie sprawę, że będziesz musiał wrócić do domu ojca? On tam będzie i wątpię aby dał ci teraz spokój.- Nie pomyślałem o tym. Czyli mam wybór nad okropnym szpitalem albo również okropnym towarzystwem ojca. Chyba, że...

-Niech będzie. Wracam.- Patrzyłem na Vincenta który niby nie zmienił wyrazu swojej twarzy jednak widziałem spojrzał się na mnie dziwnie. Nie rozumiałem co to oznaczało, ale to Vincent. Kto wie co on bierze?

Wstałem z łóżka cały czas uważając na brzuch. Niby minął rok odkąd ojciec chciał mnie zabić, ale i tak wolę być ostrożny. Chwila właśnie. Skoro minął rok to dlaczego oni tu cały czas są? Żyli w domu u ojca? Przylecieli kiedy zawiadomili ich, że się obudziłem? Przejebane jest spać rok. Chwila, czy to oznacza, że mam teraz 19 lat a Max 22? Skoro dzisiaj jest 14 listopada a dobrze pamiętam, że gdy przespałem się z Maxem był 13 listopada to minął rok i jeden dzień więc napewno mamy o rok więcej. Moja głowa tego nie ogarnia.

                         ***
Stałem właśnie przed drzwiami próbując mentalnie się przygotować na spotkanie z ojcem. Niby widziałem go już w szpitalu, ale to było co innego. Wciągnąłem powietrze po czym złapałem za klamkę i wszedłem do środka.

-Tony, Synu. Chodź się przytulić do taty.- Kurwa nie. Nie chcę się przytulać. Do nikogo a szczególnie do niego.

-Nie, pójdę na górę I nie będę przeszkadzał.- Ruszyłem w kierunku schodów gdy z góry wybiegła Hailie. Rzuciła mi się na szyję przytulając mnie.

Szlag mnie trafi. To, że nie wiedzą nie oznacza od razu, że mają się na mnie rzucać.

-Hailie puść mnie.-Zero reakcji.

-Hailie proszę cię puść mnie!- Powiedziałem głośniej.

-Hailie natychmiast puść Tonego.-Wow Vincent po raz pierwszy w historii wstawił się za mną a nie za Hailie.

-Vincent, ale o co ci chodzi? Malutka nic nie robi.- Will błagam zamknij mordę.

-Nie zesraj się z tą malutką.- VINCENT TO TY?

Dziewczyna puściła mnie a ja mogłem w końcu pójść do swojego pokoju i zamknąć się w nim aż do nocy. Jak coś popsuje mój super zajebisty plan to wyskoczę przez okno.
______
775 słów

Ocena --->

Pomysły --->

Pozdrawiam pana od fizyki z którym aktualnie mam lekcje.

Panie Marku jest Pan zajebisty.

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz