Rozdział 5

1.5K 51 39
                                    

Kiedy rano obudził mnie dźwięk budzika to myślałem, że chyba wyjebię ten telefon tak jak Shane'a przez balkon. Wstając odczułem skutki wczorajszego biegu. Miałem przecież się nie przemęczać a tu jakiś kilometr zapierdalałem z dala od tej sarny. Mówi się trudno i żyje się dalej, wezmę tabletkę i będzie dobrze. Poszedłem pod prysznic używając mojego nowego żelu do mycia Sauvage marki Dior. Umyłem się i ubrałem te szmaty(czyt. Szkolny mundurek). Ogarnąłem jeszcze włosy i zszedłem na dół. A tam ci gdzie znowu poszli? Wyjąłem telefon I napisałem krótką wiadomość do Dylana, że jadę sam. Wsiadłem na motocykl i odjechałem w kierunku szkoły. Gdy pędziłem jakieś 120km/h zobaczyłem małą dziewczynkę przebiegającą po ulicy. Gwałtownie zahamowałem i skręciłem w bok przez co wyjebało mnie do jakiegoś rowu pełnego korzeni i liści. Motocykl przygniótł mi nogę ale na szczęście adrenalina jeszcze działała więc nie  czułem wielkiego bólu. Zepchnąłem swój pojazd z siebie i zacząłem się rozglądać za dziewczynką. Jej jednak nigdzie nie było, żadnego śladu aby chociaż istniała.
Co się ze mną kurwa dzieje?
Chodziłem tak po ulicy patrząc za jakimś znakiem, że nie oszalałem. Szukałem tak z 15 minut gdy zatrzymało się koło mnie niebieskie lamborgini.
-Tony? Co ty tu robisz?- z samochodu wyszedł Shane.
-J-ja...wpadłem do rowu.-Nie powiem mu przecież o przebiegającym dziecku bo mnie uzna za wariata.
-Co?! Jak to? Nic ci nie jest?!- zaczął wypytywać przerażony.
-Normalnie, zaspany byłem i jakoś tak wyszło.- powiedziałem i odszedłem w stronę motocyklu z zamiarem wyciągnięcia go. W tym czasie Shane zjechał na pobocze i wysiadł z auta. Podszedł do mnie i razem staraliśmy się wyciągnąć mój pojazd lecz z marnym skutkiem. Bolała mnie nogą i brzuch więc nie zabardzo pomagałem.
-Nie uda się, zadzwonię do Vince aby ogarnął to a my pojedziemy samochodem.-Odezwał się po 10 minutach próbowania. Nie zabardzo podobał mi się ten pomysł ale nie miałem innego więc musiałem się zgodzić. Po chwili już spóźnieni jechaliśmy do szkoły. Siedząc na fotelu czułem swędzenie na moim członku i plecach, nie było to przyjemne uczucie, ale jakoś przeżyję. Gdy dojechaliśmy jak najszybciej udaliśmy się do naszej sali. Akurat była matma i babsztyl musiał mnie wziąść do tablicy.
-Dobrze Tony rozwiąż zadanie na tablicy.W(x) = (a – 1)x3 – (b + 4)x2 + ax – 1
P(x) = (b+1)x3 - 2ax2 + 2x +2 .Japierdole to zadanie to jakiś nowy język, za chuja nie wiem jak to zrobić. Popierdoliło ją znaczki mi tu daje do rozwiązania, pizdę przez to dostanę.
-Tony?-powtórzyła nauczycielka gdy ja nie ruszyłem się z miejsca.
-Tak, już idę.- Pierdolnie mnie coś.
Po wykonaniu zadania babsztyl oczywiście dał mi pałę ale tego się już spodziewałem. Gorzej zareaguje Vincent który za każdym razem się wkurwia jak dostanę 1 lub 2. Zapewne już wie przez tego cholernego librusa. Kto to w ogóle wymyślił? Bez sensu.
Dalej czułem to okropne swędzenie ale tym razem doszło do tego pieczenie. Najbardziej odczuwałem to na penisie, zastanawiałem się o co chodzi. Raczej nie było to normalne, nigdy tak nie miałem.
                                   ***
Lekcje dłużyły mi się w nieskończoność. Dlaczego musimy siedzieć na takiej geografii aż 45 minut?! To jest stanowczo za długo i przez to mózg mi się laguje. Kiedy ostatnia lekcje dobiegła końca miałem nawet dobry humor. Nie spotkałem dzisiaj Liama, dostałem 4 z ostatniego sprawdzianu i oprócz baby od matmy nikt mnie nie wziął do tablicy. Może Vince nie będzie taki zły dzięki tej 4? Myśląc tak doszedłem(😏😏) do samochodu Shane. Oparłem się o maskę i wyjąłem papierosa. Zapaliłem go czekając aż tamten debil się doczołga i pojedziemy do domu. Plus taki, że przyszedł po 5 minutach i nie czekając aż skończę wsiadł do środka. Wyjechaliśmy z terenu szkoły i skręciliśmy w lewo.
                                   ***

Shane zaparkował w garażu na szczęście bez czekającego tam Vincenta. Jednak nic nie może trwać wiecznie ponieważ od razu po przekroczeniu drzwi wejściowych zmroził mnie jego wzrok.
-Tony czy możesz mi wytłumaczyć dlaczego dostałeś jedynkę?- od razu zaatakował Vince.
-Jakoś tak wyszło, baba wzięła mnie do tablicy i no.-jest zły...I to bardzo.
-Ale to nie jest żaden powód! Nie możesz choć raz nauczyć się na zajęcia?! Czy to takie trudno zrozumieć jak się coś oblicza? Twoje oceny z matematyki to sam dwóje i jedynki! Przynosisz wstyd rodzinie, jak to ma niby wyglądać? Masz poprawić te oceny bo jak nie...-Zaszkliły mi się oczy. Czy on właśnie krzyczy na mnie bo dostałem jakąś głupią ocenę? Na prawdę przynoszę wstyd rodzinie?
-Niby co mi zrobisz? Jakoś zabranie trochę kasy z konta mnie nie przekonuje.-warknąłem (gardłowo). On w dwóch krokach podszedł do mnie I uderzył w twarz. Jak dylan czy Shane coś mnie walną czy popchną to nie przejmuje się tym, ale to Vincent. Nigdy nie podniósł na któregoś z nas ręki a teraz mi to zrobił...
Nie czekając dłużej pobiegłem po schodach na górę I zamknąłem się w pokoju. Byłem wkurwiony a zaraz chciało mi się płakać. To tylko jebana ocena, nie skrzywdzę nikogo tym przecież. Nie jestem Hailie, że od razu zrozumiem te wszystkie działania.
Czułem potrzebę wyżycia się, ale nie zejdę teraz na dół by iść na siłownię. Wiem, mój szkicownik. Podszedłem do szafki i wziąłem czarny notes i ołówek. Szukałem wolnej strony, ale wszystkie były zamazane. Pojedyncze krople zaczęły spływać po moich policzkach. Czułem jakby coś mi rozsadzało głowę od środka starając się wyjść. Nie wiedząc co zrobić złapałem za temperówkę i wykręciłem nożyczkami ostrze.
Jak nie kartka to skóra.
Zaśmiałem się biorąc żyletkę po czym przejechałem nią odrobinę po łydce. Krew od razu zaczęła wypływać z rany. Patrzyłem na to jak zahipnotyzowany gdy zacząłem rysować słońce. Potem dodałem chmury, deszcz a na końcu martwą sarnę. Tą samą co widziałem w lesie, wyglądała prawie tak samo. Przedziurawiona głową na wylot, kałuża czerwonej cieczy w okół niej. Z transu wybudziło mnie pukanie do drzwi. W pośpiechu zacząłem sprzątać wylaną krew, wpadłem do łazienki I zrzuciłem z siebie ubrania wchodząc pod prysznic.
-Tony?-usłyszałem głos Willa.
-Myję się, co chcesz?-starałem się ukryć moje przerażenie.
-Obiad jest, jak się umyjesz to choć.- Jezu znowu z tym jedzeniem.
-Jadłem w szkole, nie jestem głodny.- Mówiłem biorą żel do mycia. Już miałem go użyć gdy spojrzałem na swojego penisa. Miał jakieś krostki i zaczerwienia.
-Um Will jesteś jeszcze?- powiedziałem niepewnie.
-Tak, coś się stało?- Nie wiedziałem jak mu to powiedzieć. Trochę niezręcznie.
-Możesz mnie umówić do lekarza?- Jezu jak się nazywał męski ginekolog?
-Od czego?- Jezu myśl.
-Um...męski ginekolog.- Bardzo niezręcznie.
-Do Androloga?- O właśnie!
-Tak.- Miałem ochotę pocałować Willa za nie zadawanie pytań.
-Możemy, ostatnio mamy prywatnego lekarza który trochę studiuje Andrologię więc do niego cię zapiszę.- Boże zapunktował mi dzisiaj.
-Dzięki, już zaraz wyjdę.
-Dobra, to czekamy na ciebie.- powiedział po czym słyszałem zamykanie drzwi. Wyszedłem z łazienki w ręczniku i wyjąłem czyste ciuchy. Przebrałem się i zszedłem na dół. Spojrzałem na talerz Dylana gdzie miał ryż, kurczaka i brokuły. Mogło być gorzej, napewno lepsze to niż ostatnia pizza. Nałożyłem sobie trochę ryżu i brokułów po czym usiadłem przy stole.  Gdy podniosłem wzrok znad talerza zobaczyłem Dylana przyglądającego mi się. Znowu się pewnie do czegoś przywali i będzie drążył temat do końca obiadu. Nie odzywałem się aby nie prowokować starszego brata. Po za tym przy stole siedział Vincent więc tym bardziej nie miałem ochoty na rozmowy. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić więc jedynie grzebałem widelcem w ryżu. Pewnie czułem się podobnie jak Hailie pierwszego dnia tutaj, tak w sumie jak się zastanowić to serio miała do dupy na początku. Żadne z nas oprócz Willa nie okazywało jej sympatii i jeszcze na dodatek wszyscy byliśmy starsi.
-Tony nie jesz? Może się odchudzasz?- zaśmiał się Dylan. Mówiłem, że o coś się przywali.
-Nie odchudzam się tylko jadłem w szkole i nie jestem zbytnio głodny.- przewróciłem oczami bo nie chciałem aby ktoś o tym wiedział.
-Ta jasne, nie widziałem żebyś coś jadł.- Zostaw mnie kurwa.
-Bo Ty za mną chodzisz jak Sonny za Hailie?-Bez przesady, ciągle nie siedzimy ze sobą. Dylan tylko zmrużył oczy ale zajął się dalszym jedzeniem. Nie rozumiałem do czego on ma znowu problem, to że nie chce mi się jeść to jeszcze nic nie znaczy.
Po zjedzeniu wstałem od stołu i wsadziłem talerz do zmywarki. Postanowiłem pójść do biblioteki bo czemu nie.Musiałem pamiętać jeszcze żeby zapytać się Willa na którą i kiedy jedziemy do tego Aldrologa czy jak mu tam było. Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi i zaciągnąłem się zapachem książek. Uwielbiam to, nie wiem czy to poprostu papier tak pachnie czy co ale jest zajebisty. Podszedłem do jednej z tylnych półek patrząc tytuły. Trochę bieda, większość przeczytałem. Po chwili znalazłem na wyższej półce jakąś książkę a ona spadła mi na głowę. Walnęła mnie, ale nie jakoś bardzo mocno. Spojrzałem na okładkę która ukazywała jakąś lalkę w domku dla lalek. Odłożyłem ją i zacząłem dalej się rozglądać. Szukałem tak trochę gdy nie zauważyłem książkę której nigdy tu nie widziałem. Była zakurzona i wyglądała na starą. Nazywała się "Nie ciągnąć" więc oczywiście się nie posłuchałem i próbowałem pociągnąć. Gdy wyciągnąłem w połowie usłyszałem szuranie(magic). Zacząłem się rozglądać gdy zobaczyłem odsunięty regał(Secret room). Podszedłem do niego niepewnie i zajrzałem do środka. Był tam średniej wielkości pokój, białe ściany współgrały z czarnymi,drewnianymi meblami. Pod ścianą była kanapa i tewizor a przy nich stała piękna gitara. Po drugiej stronie pokoju stał mały regał zapełniony jeszcze starszymi książkami niż w bibliotece.
(Nie zjedzcie mnie błagam)
Gdy chciałem już podejść do niego obraz zaczął mi się rozmazywać i po chwili widziałem tylko ciemność.
-Tony halo? Obudź się, proszę.-Słyszałem głos Hailie.
-Co?- otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Leżałem w tym samym miejscu w którym spadła na mnie książka.
-Znalazłam leżącego ciebie na podłodze, chyba książka na ciebie spadła.- mówiła wystraszona.
- Chwila jak to?- to ten pokój nie istnieje? Wstałem na równe nogi i podszedłem do regału z którego próbowałem wyciągnąć tą dziwną książkę. Nie było takiej.
-Aha dobra nie ważne, pójdę się położyć pa Hailie- pożegnałem się po czym wróciłem do pokoju. Położyłem się na łóżku i myślałem o tym co się stało.
_________
1666 słów.

Ocena ---->

Pomysły ---->

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz