Gdy wróciłem z Willem do domu było grupo po 15:00. W czasie drogi prowadziłem walkę ze sobą o której napisać do Matta. Padło na 19:30. Nie za wcześnie nie za późno. Jedynym problemem stanowiło pytanie jak zacząć? Przywitać się a później co? Zapytać się o moją spermę? No chyba nie. O czym ja mam gadać z przystojnym, pięknym, cudownie pachnącym, inteligentnym, wysportowanym lekarzem który parę godzin wcześniej badał mi siura? Wszedłem do domu i pierwsze pytanie jakie padło to oczywiście od mojego ulubionego braciszka.
-A ty gdzie byłeś? Znowu nie było cię w szkole i na dodatek wychodzisz sobie tak poprostu z domu?!- też cię miło widzieć Vince.
-Byłem z Willem...-Nie dał mi dokończyć bo znowu się zaczął przypierdalać.
-Niby gdzie byłeś z Williamem? On ma ważniejsze sprawy niż uganianie się za tobą. Dlaczego ty tylko sprawiasz problemy? Nie możesz być taki jak Shane?! To jest twój bliźniak a zachowujecie się jakbyście nawet nie byli spokrewnieni. Dwa przeciwieństwa! Dlatego jeszcze raz zapytam gdzie byłeś?!- Jedyne co z tego zapamiętałem to pytanie dlaczego tylko sprawiam problemy...
Nie jestem ważny dla rodzeństwa?
Wtedy gdy Vincent kończył mówić do salonu wszedł Will.
-Co się dzieje? Vincent dlaczego krzyczysz?- Chyba tak jak Hailie zrobię ranking rodzeństwa.
- Dlatego, że Tony znowu nie poszedł do szkoły i jeszcze na dodatek kłamie że z tobą był.-Nie chciałem go więcej słuchać więc pobiegłem do pokoju. Słyszałem jak Will mnie broni, ale nie interesowało mnie to teraz. Po głowie ciągle chodziły mi słowa Vince gdy mówił, że sprawiam same problemy. A może ja ich nie sprawiam tylko nim jestem...? Znowu czułem się tak samo gdy rysowałem sarnę. Tak bardzo chciałem mieć dom na brzuchu. Dom który nie jest taki jak rezydencja. Prawdziwy dom gdzie jest miłość, radość, dbanie o członków rodziny. A może tak na prawdę to tu tak jest tylko ja przeszkadzam. Może Vincent I reszta mnie nienawidzą za to, że utrudniam im zadanie stworzenia pięknej rodziny. Może nie nadaję się do bycia kochanym? Nie powinienem tu być...
Schyliłem się pod łóżko i wyjąłem tą samą żyletkę co ostatnio używałem. Nie umyłem jej więc miała zaschnięte resztki krwi na sobie. Podwinąłem bluzę i spojrzałem na brzuch. Siniak już prawie się zagoił (Nie wiem jak w parę dni zniknął taki duży siniaka ale whatever). Stanąłem przed lustrem i narysowałem kwadrat, następnie dach, okna i drzwi. Na zewnątrz stała dwójka uśmiechniętych patyczaków. To była szczęśliwa rodzina, mimo że bez rodzeństwa czy dzieci byli prawdziwą rodziną. Szczęśliwą, bez problemów i osób które im to utrudniały. Chciałbym żyć w takiej rodzinie, ale to ja byłem problemem. To się nie łączyło. Problemy i szczęście. Gdy skończyłem poczułem się nieco lepiej. Czy to jest zastępowanie bólu psychicznego bólem fizycznym? Nie, ja się nie tnę. Ja rysuję, to dwie całkiem różne rzeczy.
Spojrzałem na swoją ciemnozieloną bluzę uwaloną krwią. Nie mogłem tego wrzucić do kosza na pranie bo eugenia by to zobaczyła i pokazała Vincentowi. Trudno, idę prać ręcznie. Zdjąłem z siebie ubranie i poszedłem do łazienki.
Najpierw umyłem sobie brzuch a potem zmoczyłem poplamione miejsca. Na szczęście krew nie zdążyła zaschnąć więc po dodaniu mydła wszystkie ślady zeszły. Gdy skończyłem spojrzałem na zegarek w telefonie. Dochodziła 16:50 a ja czułem, że jak czegoś nie zjem to chyba zemdleję. Czułem się słabo przez utratę krwi, stres i brak jedzenia od wczorajszego wieczoru. Zszedłem do kuchni gdzie ten bachor (czyt. Hailie) coś gotował.
-Co robisz?- zaszedłem ją od tyłu, a gdy się odezwałem ta odskoczyła w bok.
-Jezu Tony nie strasz mnie!- Niby wkurwia, ale czasem nawet jest śmieszna.
-Co robisz?- zapytałem patrząc jej przez ramię.
-Makaron z pesto, chcesz trochę?- w sumie czemu nie? Ominąłem wczoraj kolację i dzisiejszej śniadanie więc nie powinno być problemu z kaloriami.
- Mogę zjeść, dawno wróciłaś?- zapytałem siadając do stołu.
-Nie wiem, może z pół godziny temu?- Okej czyli nie słyszała mojej wymiany zdań z Vincentem.
-A ok, Shane i Dylan też już wrócili?- Błagam nie chcę być z tym napakowanym żukiem w jednym pomieszczeniu.
-Tak, obaj wrócili.-Kurwa.
-Aha,super.- Jak mogło być inaczej?
Czekając aż Hailie skończy nakładać jedzenie usłyszałem zbliżające się rozmowy. Idą tu. Tak jak myślałem po chwili zobaczyłem idącego Shane z Dylanem. Nie zwracając uwagi na mnie i Hailie podparli się o blat i kontynuowali rozmowę.
-Was też miło widzieć.- za co ja nie lubię tego kaszojada bo chyba ktoś mi musi przypomnieć.
-Ta cześć- powiedział mój bliźniak nawet nie patrząc na nią. Wkurwiłem się, widziałem jak Hailie zrobiło się przykro że ją olewają. Może ja miałem to w dupie ale ona nie zasłużyła na takie traktowanie.
-Możecie na chwilę zamknąć te ryje, przywitać się z Hailie i przy okazji popatrzeć na nią?!-Bracia zamilkli i popatrzyli na mnie, mrugając szybko w szoku. Dylan pierwszy się otrząsnął i patrzył na mnie teraz wściekły. Podszedł do mnie i już podniósł rękę gdy ja zakryłem się rękami. Pieprzony Liam zrobił mi taki nawyk. Gdy po paru sekundach nie poczułem uderzenia wychyliłem się znad mojej osłony. Wszyscy stali i patrzyli się na mnie a ręka Dylana dalej wisiała w powietrzu. Nie czekając na jakikolwiek ruch czy pytania wybiegłem z kuchni. Miałem nadzieję, że poprostu zapomną o tej sytuacji i nie będą do niej wracać. Jednak teraz gdy przypomniałem sobie o Liamie to przecież ja jutro idę do szkoły. Miałem mu załatwić 700 dolarów! Wpadłem do pokoju i zacząłem przeszukiwać szafki. Praktycznie zawsze płacę kartą albo telefonem dlatego nie potrzebuję gotówki.
Sprawdzałem wszędzie, w szafkach, pod łóżkiem, w łazience, kieszeniach kurtek, spodni i bluz. Zebrałem 600 dolców, za mało. Brakuje 100. Co ja mam teraz zrobić!? Znowu dostanę wpierdol jak mu nie przyniosę równego 700. Sprawdziłem jeszcze swój plecak, ale tak jak się spodziewałem nic nie było.
-Kurwa no!- wściekły zrzuciłem lampę z biurka(agressive guy)(be agressive, b-e agressive).
Nie wiedziałem co zrobić, nie chciałem znowu być pobity przez niego ale jeżeli nie zbiorę hajsu to na pewno to się stanie. Jedyne co mi przyszło do głowy to przesunięcie tej stówy na następny dzień i znaleźć jakąś pracę. Wiem, że mój znajomy sprzedaje...
___________
W następnym rozdziale SMS z Mattem.1009 słów.
Ocena ---->
Pomysły ---->
CZYTASZ
Tony Monet-przegrał życie?
Teen FictionHistoria jednego z barci Monet. Opowiada o jego ciężkim życiu i problemach związanych z życiem jako Monet. (tagi)