Rozdział 48

393 18 61
                                    

Tony:

Siedziałem w tym zasranym szpitalu czekając jedynie na wypis. Byłem teraz tak wkurwiony na moje rodzeństwo bo nagle się okazuje, że nie chce się wtrącać w moje związki a jakoś Matta wysłali do Anglii. Dlaczego w takim razie nic nie powiedzieli Maxowi, że kurwa sobie śpię w szpitalu a nie wylatuje do Mexyku? Przecież on teraz myśli, że go wystawiłem! Pierdolę to wszystko jak tylko stąd wyjdę to spierdalam. Muszę teraz to naprawić bo na serio mi zależy na Maxie. 

(Właśnie sobie przypomniałam, że w tej książce istnieje też Matt i łazi gdzieś po Londynie albo i nie...)

Podniosłem się na łokciach aby móc lepiej zobaczyć całą salę. Tak szczerze to trochę nudno tu. W sumie to każdy szpital jest nudny, ale ten to już szczególnie. No, ale nie ważne.

Usiadłem tak aby nogi zwisały mi z łóżka po czym spojrzałem na wystające ze mnie kable. Niektóre były podpięte do ręki, inne do brzucha a jeszcze inne łączyły się z poprzednimi. Tak szczerze to nie wiem po chuj jest ich aż tyle. Mogli by dać po dwa i tyle by wystarczyło. Czasem nie rozumiem ludzi i ich myślenia. Odpiąłem od siebie maszyny, które zaczęły piszczeć, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Wyszedłem z sali do której już zmierzał Dylan a gdy tylko mnie zobaczył rzucił się sprintem w moją stronę. Wyglądał przy tym idiotycznie jednak nie zacząłem się śmiać bo pewna dobrze mi znana postać przemknęła przez korytarz. 

Kurwa...

-CO TY ROBISZ? DLACZEGO WSTAJESZ?- Wydarł się na mnie Dylan. 

-Odpierdol się, nie mam na ciebie czasu. Mógłbyś czasem nie zachowywać się jak największy debil świata tylko użyć mózgu. Nie jesteś tutaj sam więc zamknij mordę i nie drzyj się bo przeszkadzasz innym ludziom.- Dlaczego mu trzeba coś takiego tłumaczyć? Dylana najwidoczniej zamurowało bo po prostu stał wpatrując się we mnie zaskoczony. Przewróciłem oczami i wyminąłem go korzystając z okazji. Przeszedłem do sali z której słychać było jakieś rozmowy. Wydawało mi się, że właśnie tam wszedł on. Bez pukania otworzyłem drzwi przez co zastał mnie dosyć niecodzienny widok. Matt klękał właśnie przed fiutem jakiegoś chłopaka mniej więcej w moim wieku. Spojrzałem na jego kutasa oceniając go.

-Max ma większego. - Powiedziałem w tej samej chwili gdy Matt odwrócił głowę.

-Tony? Co ty tu robisz?- Nie pierdol bo to ja tu zadaję pytania.

- To raczej ja powinienem zapytać ciebie co robisz w Tajlandii? A tak w ogóle to możemy porozmawiać na osobność?- Powiem mu to teraz. Zrywam z tobą Matt. Przepraszam, ale nie powinniśmy być razem. Traktujesz mnie okropnie i nie chcę z tobą być. 

Tak mu powiem! Będę silny.

 Szliśmy korytarzem i rozmawialiśmy co u nas słychać. Dowiedziałem się, że Matt przez cały ten czas gdy mnie nie było pracował i oszczędzał pieniądze abyśmy mogli polecieć gdzieś tylko we dwoje. Gdybym nie miał w planach teraz z nim zrywać pewnie rzuciłbym mu się na szyje. Zapewniał mnie również, że nie spotykał się z nikim podczas tych...um miesięcy? Tego roku? Strasznie dziwnie jest umrzeć i się obudzić. Na pewno lepiej w szpitalu niż w grobie a właśnie. Dlaczego mnie nie pochowali? Dziwne.

Przeszliśmy do jego gabinetu. Nawet nie wiem dlaczego on tutaj pracuje, ale to nie jest teraz ważne. Nie po to tu jestem. Gdy chciałem się już odezwać ten przywarł mnie do ściany i zaczął całować.

Nie, muszę odnaleźć Maxa.

Odepchnąłem chłopaka aby przestał mnie całować. Nie chcę tego i w tej chwili z nim zrywam.

-Przestań. Nie jestem tu po to aby zaspokajać twoje potrzeby.- Odezwałem się. Jego twarz momentalnie zmieniła wyraz.

-W jakim sensie "zaspokajać moje potrzeby"? Po co tu niby jesteś jak nie dla mnie? Nie kochasz mnie już? Nie chcesz mnie? Wiesz jak to rani? Myślałem, że jestem dla ciebie ważny a ty tak się zachowujesz? Myślisz, że nie tęskniłem za tobą? Skarbie porozmawiajmy na spokojnie a potem wrócimy do naszego mieszkania. Chcesz tego prawda? Chcesz abyśmy byli razem szczęśliwi. Żadne z nas nie będzie cierpieć jeżeli tylko kiwniesz tą swoją śliczną główką na tak. - Znowu to samo... znowu zaczynam mieć wyrzuty sumienia przez niego...może ma rację i nie powinien go zostawiać? Czy to jest egoistyczne z mojej strony?

-Nie chcę...- Matt przybliżył się do mnie i złapał mnie za  nadgarstki przytrzymując mnie tym do ściany. Zagłębił swoją głowę w mojej szyi po czym zaczął ją lizać i ssać zapewne zostawiając malinki. Zacząłem się wyrywać jednak nic to nie dawało. Był on ode mnie wyższy, starszy i silniejszy przez co nie miałem z nim żadnych szans. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy gdy Matt wsunął rękę pod moją koszulkę. 

-Proszę zostaw mnie...- wyszeptałem. On jednak dalej nie przestawał. Tym razem wsadził mi rękę w spodnie i zaczął bawić się moim kutasem. Zacisnąłem oczy idealnie w momencie gdy usłyszałem dźwięk rozpinanego rozporka. Wiedziałem wtedy, że raczej nikt mi już nie pomoże...

Po prostu mnie zgwałcił...

Zostawił tam zapłakanego...

Nie chciałem tego...

Nie pytał mnie o zdanie...

Zrobił to siłą bez mojej zgody...

Nie pomogli mi...

Nawet nie wiedzieli...

Albo zignorowali...

____

800 słów.

Ocena --->

Pomysły ---> 

Okej trochę mi przykro...




Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz