Rozdział 11

1K 38 20
                                    

2 tygodnie później.

Leżąc na łóżku w pokoju Matta zastanawiałem się czy on coś w ogóle do mnie czuje? Co jeżeli mnie wykorzystuje po prostu do czegoś? Nie chciałem tak myśleć, ale to zawsze jest silniejsze. Uczucie, że jesteś niepotrzebny, wykorzystywany. Jesteś jakimś głupim zakładem i za 2 tygodnie mnie zostawi mówiąc, że dzięki mnie ma hajs. Nie pokazałem mu moim wyciętych rysunków na ciele ponieważ bałem się, że mnie wyśmieje. Nie będzie mnie chciał, mówił że jestem obrzydliwy, nienormalny. Bałem się tego. Moje rozmyślania przerwał właśnie on. Wszedł ubrany w strój do pracy gotowy do wyjścia. Po naszym ostatnim spotkaniu gdzie się przespaliśmy ze sobą częściej zostawałem na noc, odwiedzałem go w randomowych porach dnia i spędzaliśmy czas ze sobą. Mówił, że dorobi mi klucze abym nie czekał parę godzin pod drzwiami bo przeziębię dupę. Moja relacja z nim była dziwna. Nie byliśmy razem w związku, ale całowaliśmy się lub spaliśmy ze sobą. Nie umawialiśmy się z nikim innym a jak ktoś pytał czy któryś z nas jest wolnym to zaprzeczaliśmy.

-Ja zaraz wychodzę, zostajesz czy też zaraz idziesz?- zapytał się Matt.
-Wstaję już, Vincent będzie miał problem jeżeli nie zjawię się przed 11:00
-Jest 12:00 idioto- zaśmiał się chłopak.
-Że co!?-popatrzyłem na zegarek w telefonie.-Japierdole!
Zerwałem się z łóżka i zacząłem zbierać swoje ciuchy z podłogi. Ubrałem się jak najszybciej potrafiłem po czym żegnając się z Mattem wybiegłem z mieszkania. Wsiadłem na swój motocykl wiedząc, że będę miał ochrzan. Na 100% przywali się o godzinę i zacznie narzekać jaki to jestem nieogarnięty, nie potrafię zarządzać czasem i może jeszcze jakiś szlaban się znajdzie do kolekcji. Klasyk.

Jechałem 90km/h starając się nie złamać jakoś bardzo przepisów (złamałeś już jakieś 5 geniuszu).

Wjechałem do garażu rezydencji starając się być jak najciszej. Może dzięki temu uda mi się  go wykiwać. Rozglądając się wszędzie czy przypadkiem nie stoi gdzieś Vincent przeszedłem do swojego  pokoju.
Starając się nie trzaskać drzwiami zamknąłem je.
-Tony Monet- kurwa czego ja się spodziewałem?
-O hej Vince. Fajnie, że żyjesz.- Nawet mu mięsień twarzy się nie ruszył, jebana skała.
-Gdzie ty się podziewałeś? Jest 12:20 a miałeś być przed 11. Nie wróciłeś na noc mimo, że wieczorem mówiłeś co innego.- Stary dziad a pamięć nie zawodzi.
- Spałem u kolegi.-Won z pokoju.
- A jak ten kolega ma na imię?- chuj cię to obchodzi?
-Po co masz to wiedzieć?-wypad z pokoju żarówo.
-imiona, nazwiska, adresy, kontakty jego mają się znaleźć na kartce Za 10 minut w moim gabinecie.- no chyba cię coś jebło. Wyszedł z pokoju nawet nie dając mi odpowiedzieć. Po co mu ta wiedza? Nie musi przecież wiedzieć wszystkiego. Nie mam zamiaru mu mówić o Matcie (sprawdziłam w google piszę się matcie a nie matt'cie).

15 minut później leżałem w łóżku z moim zeszytem od wszystkiego pisząc wiersz:

Pewnego dnia wyjdę rano o świcie,

tak cicho, że się nawet nie zbudzicie.

I pójdę,

i będę wędrować po świecie,

i nigdy mnie nie znajdziecie.

Może nie płaczę,ale to boli.

Może nic nie mówię,ale czuję.

Może nie pokazuje, ale mi zależy.

Więc obiecaj mi proszę,że każde słowo jakie usłyszę.

Jest tym, które chcesz mi naprawdę powiedzieć.

Bo trochę tęsknię

za trzymaniem cię za rękę i chwilami,

w których było tak zajebiście pięknie.

Gdy razem przechodziliśmy ten świat,

nie musieliśmy codziennie rano wstawać z myślą, że to już nie to samo.

Nigdy nie przegap okazji, żeby powiedzieć

komuś, że go kochasz.

_____

Ogl stworzyłam ten wiersz z różnych krótkich fragmentów jakie znalazłam na pinterest.

542 słowa

Ocena 

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz