Rozdział 40

406 22 18
                                    

Max:

Obudziłem się w jakiejś sali. Nade mną były lampy i jacyś lekarze w dziwnych strojach, rękawiczkach i maseczkach. 

Chirurdzy.

Spojrzałem na swoje ciało z którego właśnie wyciągali pręt lub jakąś metalową rurę.

-Co się dzieje?

-Obudził się! Szybko!- krzyknął jakiś facet. Nie chcę spać, chcę wiedzieć co się dzieje z Tonym. 

-Nie! Ja wstaję...-Dziwnie się czuję. Jakaś kobieta założyła mi na twarz maskę i po chwili moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe. Naprawdę chciałem pójść do Tonego, ale to było silniejsze ode mnie.

-Przepraszam...-Wyszeptałem jeszcze zanim się poddałem.

Tony:

Siedziałem w tym zasranym szpitalu obrażony na moją rodzinę siedzącą przy mnie. Niech się pierdolą za to co zrobili.  Tak jak zwykle Vincent robił swoje chujowe kazanie a Will mu przytakiwał. Chociaż tak szczerze to bałem się co wymyślił tata bo mówił, że poniosę ogromne konsekwencje. Tak szczerze to nie wiem do końca za co, ale ok. Myśli przekierowałem do Maxa, który był teraz operowany. Podobno wbił mu się  pręt w brzuch, ale nie znam dokładnej wersji zdarzeń.  Martwiłem się o niego bo jednak...jest dla mnie ważny. Usłyszałem dźwięk powiadomienia w moim telefonie więc sięgnąłem po niego. 

O chuj

Napisał do mnie Matt. Właśnie sobie przypomniałem, że całowałem się z innym przez co tak właściwie zdradziłem Matta. Już drugi raz podczas naszego związku...

Jesteś beznadziejny.

Wszystko musisz zepsuć?

Nikt cię nie będzie chciał.

Po co ty istniejesz?

Naprawdę myślisz, że Max serio był o ciebie zazdrosny?

Serio myślisz, że Matt cię kocha?

Oni ciebie nienawidzą.

Każdy chce abyś zniknął.

Jesteś niepotrzebny.

                         ***

-Możesz się w końcu zamknąć!?- krzyczał Dylan. Nie słuchałem go i dalej nabijałem się z niego. Staliśmy we trójkę- Ja, Shane i Dylan- w ogrodzie cały czas śmiejąc się z wkurwionego Dylana. 

-Tony starczy bo zaraz pęknie mu głowa, zobacz jaki jest czerwony!- To prawda, wygląda jak debil.

-Idiota.- Wtedy Dylan popchnął mnie w stronę ściany.

-Co ty powiedziałeś!?- Zaczynało się robić coraz mniej zabawnie. Dylan cały czas popychał mnie na ścianę gdy w końcu dotknąłem jej plecami.

-Powiedziałem, że jesteś idiotą.- Wtedy poczułem pieczenie na policzku a później coś twardego uderzającego o moją głowę i coś mokrego spływającego mi po skroni. Spojrzałem na przerażonego Shane, który stał tak jakby wrósł się w ziemię. Dotknąłem cieczy palcami i jak się okazało była to krew. Żałowałem, że nie było teraz taty abym mógł się do niego przytulić. Ciągle go nie ma i zajmują się nami jakieś obce baby. Nie chcę tak. Dlaczego mamy nie ma?! Czując napływające łzy patrzyłem jak przybiega jedna z opiekunek i bierze mnie na ręce. Nie chciałem aby mnie nosiła, ale czułem, że jest mi coraz gorzej przez co nie protestowałem. Strasznie bolała mnie głowa i chciało mi się rzygać. Nie miałem pojęcia co się do końca stało, ale chyba nic dobrego skoro każdy się boi. Ciekawe czy boją się o mnie czy po prostu konsekwencji. Obstawiam to drugie.

_____

480 słów

Ocena --->

Pomysły --->

Tony Monet-przegrał życie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz