Rozdział 1

38.1K 2K 314
                                    

Kendall POV

-Cześć słoneczko! Przyniosłam dla ciebie owoce i jakiejś normalne jedzenie. - u progu drzwi stanęła moja mama z szerokim uśmiechem. Od paru dni przebywam wciąż w szpitalu, ale jutro już powinnam wracać do domu. Ale z tym wiąże się również powrót do szkoły, czego prawdę powiedzieć nie chcę robić. Z tym wiąże się te pełne spojrzenie pogardy i rozczarowania Braina, który wiem, że mnie nienawidzi.

-Cześć mamo. Nie trzeba było, naprawdę. Nawet dobre jest tu jedzenie. - westchnęłam.

-Chcesz powiedzieć, że te kupki zmiksowanego jedzenia z resztek ci smakuje? - spytała, przechylając lekko głowę i wpatrując się we mnie. Zaśmiałam się cicho, na co moja rodzicielka wybuchnęła śmiechem.

-Mnie nie oszukasz Kendall, prędzej wolałabym głodówkę, niż jedzenia szpitalne. - uśmiechnęła się. -Jest coś jeszcze. Prawda? - zapytała po chwili, uważnie mnie ilustrując.

-Boję się. Boję się iść do szkoły i dać czoło tym wszystkim. - wyznałam.

-Zayn mi mówił, że tu chodzi o tego Braina, nie powiedział mi całej prawdy, bo pewnie jej nie zna, ale wiem tyle, że stało się coś an tyle ważnego, że masz powód, by nie chcieć się z nim spotkać. Ale spokojnie, przez parę dni jeszcze posiedzisz w domu, nauczyciele o wszystkim wiedzą.

-A czy on...

-Nadal nic nie wie. - pokiwałam głową i powiedziałam ciche ,,dziękuję''.

-Dobrze, to odpoczywaj, ja przyjdę jeszcze później. - wstała i podeszła do mnie, szybko mnie pocałowała w policzek i wyszła zostawiając mnie samą i z dwoma torbami jedzenia. Zapowiada się naprawdę długi dzień.

Brain POV

Jest poniedziałek. Od śmierci Kendall minęły ledwo 3 dni, a ja czuję pustkę niczym po potężnym huraganie. Nie patrząc na to, że mnie oszukała była w jakiś sposób ważna. Od początku tych wiadomości poczułem z nią jakaś mocną więź, jak gdyby nić, którą nie można w żaden sposób zerwać. Ale niestety jej śmierć zniszczyła wszystko. Ale najbardziej zniszczona to właśnie była Kendall, przeze mnie. To moja wina, że nie żyje. To ja powinien być na jej miejscu, a nie ona. Miała ona tyle planów, mogłaby być najlepszą chemiczką w stanach, jak nie na świecie.

Codziennie przychodziłem do parku, w którym umówiliśmy się na to spotkanie. Byłam wtedy taki szczęśliwy, a teraz? Gdybym mógł, cofnąłbym czas i bym się nie zezłościł, tylko cieszył. Chciałem, by jej kuzynka była taka jak ona. I taka była, bo była niż, idealna w każdym calu. A ja to wszystko straciłem. Jakim trzeba być idiotą, by stracić taki skarb. Tym idiotą jest Brain Horan proszę państwa. Nie róbcie tego w domu.

Poczułem czyiś ruch po mojej prawej stronie. Popatrzyłem w tamtym kierunku i zauważyłem Zayna, który z troską mi się przyglądał.

-Wiem, że ci ciężko. - odparł, wpatrując się w głąb parku, skupiając uwagę na jednym punkcie.

-Jak każdemu, na pewno ty czy wasi rodzice nie czują się lepiej. - odparłem bezuczuciowo.

-Ale widać po tobie, ze szczególnie to przeżywasz. Zależało ci na niej.

-Jak cholera. Ale to moja wina. Wszystko to moja wina.

-To nie jest twoja wina Brain, zrozum.

-Gdyby nie ja, to byłaby tu z nami, szczęśliwa, uśmiechnięta. Ale nie. Zabiłem ją! - załkałem przy ostatnim zdaniu.

-To naprawdę nie twoja. - powiedział, na co gwałtownie wstałem i powiedziałem.

-To moja wina, ze straciłem kobietę swojego życia, którą kochałem. Najbardziej żałuję tego, że ona nigdy się o tym nie dowie. - i odszedłem.  

~~~~~~''

Pierwszy rozdział stosunkowo krótki, ale obiecuję, ze nastęone będą długie i ciekawsze. :D 

Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz