Rozdział 16

25.8K 1.4K 95
                                    

Gapiłam się tak z kilkadziesiąt sekund na samochód, wyobrażając sobie, że jest mój, aż szyby powoli zaczęły się rozsuwać. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam kierowcę.

– O, Kendzia. Jak tam zdrowie? – zapytał rozpromieniony Ashton, szczerząc się do mnie zza kierownicy. – Mam nadzieję, że już lepiej po tym wypadku. Jak Brain przyszedł do mnie spłakany i mi to powiedział, myślałem, ze mnie wkręca. Ale dobrze, że już wszystko okej.

– Co? Brian? Płakał? Bo coś mi się stało? – zdziwiłam się. Może czuł się winny tej sytuacji? Ale nieważne, już to wyjaśniliśmy, to była wyłącznie moja wina.

– No tak. To takie dziwne? – Teraz to on nie krył zdziwienia. – Na okrągło gadał, ze to jego wina, bla bla. Ale później jakby w siódmym niebie przyszedł do mnie, że przeżyłaś. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszył – mówił, ani na chwilę nie przerywając. Jeszcze bardziej się zamyśliłam, dyskutując ze sobą bezgłośnie, czy to może być prawda, ze Brain naprawdę się tak o mnie martwił? Jesteśmy tylko przyjaciółmi. A może aż przyjaciółmi? Sama nie wiem, ale chyba nie powinien się tak aż bardzo martwić, nie zależy mu przecież na mnie.

– Mów co chcesz – odparłam, za bardzo nie wierząc brunetowi. Ufałam Ashtonowi, chociaż znałam go krótki czas, ale jednak znałam Braina od wielu lat i wiem, jaki jest. – Ale co ty tu robisz? – zadałam mu pytanie, które dręczyło mnie od kilkudziesięciu minut, odkąd zobaczyłam go w tym aucie.

– No pomyślmy, jestem w aucie wyścigowym, na terenie gdzie zawsze odbywają się wyścigi, a, i jeszcze odbywa się wyścig. Jak myślisz? – zaśmiał się cicho, na co tylko prychnęłam.

– No wiesz, możesz robić wiele rzeczy, choć ta jest najbardziej prawdopodobna, ale wolałam się upewnić. – wzruszyłam ramionami jedynie, by nie wyjść na jeszcze większą idiotkę, niż już jestem.

– Także Kendalino, jak widzisz, siedzę w moim aucie, w którym będę się za chwilę ścigać – odpowiedział spokojnie i bardzo powoli, doprowadzając mnie tym do nerwicy.

– Uhh, dzięki za informacje. – prychnęłam pod nosem, na co on rozweselony pokręcił głową. Rzuciłam jeszcze na odchodnym ,,powodzenia'' i cofnęłam się do przyjaciół Nialla, którzy chyba nie zauważyli mojej chwilowej nieobecności.

Przysłuchiwałam się ich rozmowie, która głownie toczyła się wokół dzisiejszego wyścigu, kto wygra, kto się ściga, kto ma jaki samochód i tak dalej. Szczerze, to jakoś specjalnie nie interesował mnie ten temat, dlatego jedynie tam stałam, stukając nogą o krawężnik chodnika, obserwując ustawione obok siebie auta, gotowe już do wyścigu. Kilka minut później na środku drogi wstąpiła wysoka, czarnoskóra dziewczyna w krótkich, czarnych szortach, krótkiej, czerwonej bluzce i na cholernie wysokich, czarnych szpilkach, które optycznie wydłużały jej i tak już długie nogi. W ręce trzymała kawałek czarno-białego materiału. Idąc na sam środek jezdni auta zaczęły wydawać z siebie głośne dźwięki silnika, pokazując tym znak pełnej gotowości. Gdy jej ręka zsunęła się w dół, wraz z powiewającym materiałem auta ryknęły, ruszając z miejsca.

Maszyny wyprzedzały siebie nawzajem, każdy chciał wygrać ten wyścig. Z tego, co mi wytłumaczył Mike, muszą zrobić dokładnie cztery kółka wokół określonej trasy, a kto pierwszy dotrze na miejsce, wygrywa. Wygraną jest tym razem jakaś tam ilość pieniędzy, nie wnikałam ile, szczerze jakoś specjalnie mnie to nie interesowało.

Przed oczami minęły mi auta Nialla i Asha, którzy jak na razie prowadzili. Do końca zostało im jeszcze trzy kółka, więc jest szansa, ze jeszcze może ktoś ich wyprzedzić, ale oby tak nie było. Mam cichą nadzieje, patrząc na ich umiejętności, że wygra któryś z tej dwójki.

Z wyraźnym entuzjazmem cały wyścig śledzili za moimi plecami Mike, Calum oraz Luke, którzy od czasu do czasu coś tam krzyknęli, ale w większości mruczeli pod nosem. Nie wiem co dokładnie, bo mówili wszystko jednocześnie, ze nie dało rady nic wysłuchać. Ale może i lepiej, nie będę się wtrącała w ich sprawy.

Co chwilę przechodzili koło mnie ludzie z mojej szkoły, przy okazji witając się ze mną. Byłam szczerze zdziwiona, że było tu aż tyle osób, które znam, choć większość z widzenia, ale znam. Przez myśl przeszło mi, czy może i Brain jest gdzieś tu. Ale szybko wyrzuciłam ta irytującą myśl, przypominając sobie, że takie pytania nie powinny zadręczać mojej głowy.

***

Właśnie kończyło się ostatnie okrążenie. Wszystkie samochody przepychały się między sobą, by być pierwszym na mecie. Na przodzie prowadzili jak na początku Ash i Niall. Walka była bardzo równa i trudno było powiedzieć, kto ma większe szanse, by wygrać. Tłum zaczął głośniej krzyczeć, kibicując swoim faworytom. Lecz jako pierwszy linie mety przekroczył Irwin. Zahamował kilka metrów za metą, dumnie wysiadając z auta. Dosłownie sekundę po nim przyhamował Horan, który z grymasem wyszedł z auta. Zmierzał w stronę uradowanego bruneta, który w tamtym momencie został ogrodzony przez tłum gratulujących osób. Pewnym krokiem podszedł do niego, patrząc do niego spode łba. Spodziewałam się, że blondyn wybuchnie, ze przegrał z Ashem, jednam mocno się zdziwiłam. Na twarzy Nialla zagościł szeroki, jednak bardzo szczery uśmiech i wyciągnął rękę ku Irwinowi, który od razu odwzajemnił gest. Myślałam, ze w takich wypadkach zaraz zacznie się bójka, że to tamten miał wygrać, a nie ten, a tu proszę.

Radość niestety nie trwała długo.

Chwilę później echem zaczęły się odbijać dźwięki syren policyjnych, a na starych ścianach budynków można było zauważyć niebiesko-czerwone światła, które z każdą sekundą zbliżały się. Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy, próbując jak najszybciej zmyć się z tego miejsca. Zaczęłam się niebezpiecznie rozglądając dookoła w poszukiwaniu kogokolwiek znajomego. Przed oczami migały mi znajome twarze, ale nie na tyle, bym mogła poprosić o pomoc. Ale niestety nigdzie nie było nawet Nialla, Asha, czy któregoś z ich znajomych.

Gdy zauważyłam wjeżdżający pojazd mundurowych, nie zwracając uwagi na inne osoby zaczęłam biec w pierwszym lepszym kierunku. Na szczęście, albo i nie, wybrałam jakąś boczną uliczkę, w której nie było widać żywej duszy.

Szłam, trzymając się za ramiona, by chociaż trochę się ogrzać, jednak bezskutecznie. przeklinałam się w myślach, ze nie wzięłam ze sobą żadnej bluzy. Nie musiałabym teraz niepotrzebnie marznąć.

Idąc wzdłuż alejek nie było widać końca. Wreszcie po kilku minutach doszłam do jakiejś ulicy, po której mogłam wreszcie ujrzeć jeżdżące auta. Stanęłam z boku, machając energicznie ręką. Z punktu widzenia kierowców pewnie mieli mnie za jakąś autostopowiczkę albo co gorsza dziwkę, ale w tamtym momencie nie myślałam nawet o tym. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i iść już spać. Szczerze powiedziawszy byłam padnięta.

Stałam tak już dobre 15 minut, jednak żadne auto się nie zatrzymało. Nie dziwię się im. Chciałam już sobie iść, jakoś dojść do swojego domu, chociaż kompletnie nie wiedziałam, gdzie jestem. Jednak przed moją sylwetką zahamował jakiś samochód. Przez panujący mrok nie mogłam rozpoznać, czy to ktoś znajomy.

Gdy przednia szyba się rozsunęła miałam ochotę strzelić sobie mocno w czoło.

– Witaj słoneczko – uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym szereg białych zębów.


~~~~~~~~~

Kurczę, prawie 2 tygodnie bez rozdziału. Nie postarałam sie, przepraszam. :/ Ale mam nawalone tymi wszystkimi sprawdzianami, kartkówkami, ze mało co mam czas usiądź na spokojnie przed komputerem i coś nabazgrać. :/ 

Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz