Rozdział 33

19.5K 1.3K 111
                                    


-I co wybrałeś? - zapytałam, wchodząc do pokoju. Chłopak wyprostował się, gdyż przedtem siedział zgarbiony, powstrzymując leniwie głowę na piąstce swojej prawej dłoni. 

-Nie znalazłem niczego interesującego, ale może ci się spodoba film, który oglądałem jakiś czas temu. - mruknął, wracając wzrokiem na ekran monitora. 

-Jaki to film? - siadłam ze skrzyżowanymi nogami  obok niego, opierając podbródek na ego ramieniu. 

-Klucz do koszmaru, niby horror, ale moim zdaniem mało straszny. 

-Nie boję się  horrorów. - powiedziałam, choć nie byłam taka pewna co do moich słów. 

-Zaprzeczyłbym, ale tego filmu nie bał się nawet mój młodszy siostrzeniec. - zaśmiał sie cicho. 

-Masz siostrzeńca? - szczerze, to nie wiedziałam o tym. Wiem, że Brain miał straszą siostrę, ale nie miałam zielonego pojęcia, że ma dziecko. 

-No tak. Cameron to straszny rozrabiaka. Gdy ich odwiedzam to wszędzie go pełno. - uśmiechnął na same wspomnienie o dziecku. 

-Widać, że go kochasz. - również się uśmiechnęłam. On pokiwał głową, przyznając mi racje. 

-Lubię małe dzieci. Ale szczerze nie chciałabym mieć syna, czy córki. - zmarszczyłam brwi na jego słowa.  

-Dlaczego?

-Znając siebie wiem, że nie dałbym rady. Nie mam cierpliwości do małych dzieci. Ale wiesz, na razie tak mówię. Ale myślę, że kiedyś będę innego zdania, będę  starał się o dziecko. Lecz na to jeszcze na to za wcześnie. - byłam od wrażeniem jego słów. 

-No to oglądamy? - przerwał krępującą ciszę. Nieśmiało zgodziłam się z nim. Przybliżyłam się do chłopaka tak, że obydwoje leżeliśmy na plecach, wspólnie trzymając na kolanach laptop. 



Ale to było słabe. - powiedziała, odkładając na bok urządzenie. 

-Mówiłem, ze to mało straszny film. - zaśmiał się, dodając. -Ale nie bałaś się ani trochę? 

-Kiedy niby miałam się bać? - prychnęłam. Wstałam z łóżka idąc do garderoby po ciuchy na zmianę.

-Przygotowujesz się już? - zapytał. 

-Tak 

-To poczekaj. - on również wstał z łóżka, zatrzymując mnie w przejściu. Popatrzyłam na niego pytająco. 

-Wybiorę ci ciuchy, ale ty się nie ruszaj. - chciałam zaprotestować, jednak chłopak przemknął obok mnie , Zrezygnowana usiadłam na łóżku, czekając na Braina. 

Po kilku minutach blondyn wyszedł ze zwykłymi czarnymi spodniami, dziurawymi na kolanach oraz trochę większą, niż normalnie noszę czarną koszulkę z logiem Green Day. Przez drugą rękę miał przewieszoną czarną, skórzaną kurtkę. Podobną miał na sobie. 

-Wygląda jak typowy zestaw na jakiś koncert. - odparłam z lekkim uśmiechem. 

-Można tak powiedzieć. - uśmiechnął  się łobuzersko. Jednak zauważyłam w ostatniej chwili ten błysk w jego oku.


Przebrana w ciuchy wybrane przez Horana własnie czekałam na chłopaka w kuchni. Chwilę później zjawił się, jak zawsze posyłając mi ten szeroki i zniewalający uśmiech. Nikt chyba nie potrafi w jego wypadku nie odwzajemnić tego.

-To idziemy? - zapytał, poprawiając swoje blond włosy w lustrze. 

-Idziemy. - odpowiedziałam. Spojrzał na mnie, chwytając moją dłoń. Przez jego twarz błąkał cień zadowolenia. Po chwili, jak coś zrozumiał spoważniał, pociągając mnie w kierunku drzwi. Wyszliśmy z domu, idąc do jego samochodu. Wsiedliśmy do niego w milczeniu, które tym razem w ogóle nam nie przeszkadzało. Było nawet przyjemne. 

Podczas jazdy zauważyłam, że blondyn co chwilę spogląda na mnie zdenerwowany, parę razy próbował otworzyć usta, ale za każdym razem automatycznie je zamykał, kręcąc głową i coś mamrocząc pod nosem

-O co chodzi? - w końcu nie wytrzymałam. Chłopak westchnął. 

-Wydaję mi się, że powinien o czymś pamiętać, ale...

-Ale?

-Nie pamiętam o czym. 

-Nic, a nic sobie nie przypominasz? 

-Chodzi mi po głowie, że zrobiłem coś wczoraj głupiego, powiedziałem coś, co było na miejscu. Nie mam pojęcia, ale chyba coś takiego było. - odparł, marszcząc brwi. W tym momencie wstrzymałam oddech, mając nadzieję, iż sobie przypomniał wczorajszy wieczór. 

-A z resztą. - machnął ręką, odrywając ją od kierownicy. -Zapomnij o tym. Znając mnie, powiedziałem coś takiego, że lepiej nie pamiętać. - mruknął. Patrzyłam się pusto w jego stronę, szukając jakiejś sprzecznej reakcji, ale nic takiego nie znalazłam. 

-Dobrze. Jeśli tego chcesz. - próbowałam zapanować nad moim głosem i myślę, ze mi się to udało. Mniej więcej. 


Jakiś czas później znaleźliśmy się przed stadionem, przy którym nie można było nie zauważyć setek au i tysiące ludzi, którzy się śmiali, rozmawiali. 

-Tu nie jest przypadkiem koncert Green Day? - zmarszczyłam brwi, rzucając okiem na wielki plac.

-Jest. - odparł krótko, parkując. 

-No to co my tu robimy? 

-Idziemy na koncert. - uśmiechnął się szeroko. 



~~~~~~~~~~

Nie polecam mieć 4 spr w tygodniu, 3 kartkówek i jeszcze nauki do odpowiedzi :,) Przepraszam za brak rozdziału  przez ten tydzień, ale sami rozumiecie. 


Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz