Dodatek Hallowenowy

22.5K 1K 91
                                    

Ten dodatek nie ma związku z ogólną fabułą książki. Jednak niektóre sprawy
mogą się łączyć, jednak proszę się nimi nie sugerować. :) 


Głośny dźwięk piosenki, którą aktualnie słuchałam została przygłuszona przez jeszcze głośniejszy dzwonek telefonu. Próbowałam go ignorować i w spokoju leżeć plecami na łóżku i machając rytmem w melodię z mojego komputera. Jednak na marne. Gdy po raz czwarty raz z kolei do moich uszy dotarł dźwięk telefonu, z naprawdę dużym rozmachem wstałam z łóżka, niestety nie trafiając na proste nogi, a twarzą o podłogę. Rozmasowałam bolące miejsce, w duchu przeklinając tego, kto dzwoni.

Wzięłam do ręki ciągle wibrujące urządzenie, w międzyczasie ściszając grająca playlistę na laptopie.

-Halo? - odebrałam, nawet nie patrząc kto mi przeszkadza w nic nie robieniu.

-Cześć cukiereczku. - usłyszałam głos mojego chłopaka.

-Cześć Brain. - uśmiechnęłam się do siebie.

-Zajęta jesteś aktualnie, czy znajdziesz dla mnie i naszych przyjaciół trochę czasu?

-Dla was, a szczególnie dla ciebie zawsze.

-To bądź gotowa, za 30 minut będziemy już pod twoim domem. - oznajmił i rozłączył się. Odłożyłam telefon na komodę, by następnie wejść do garderoby, by znaleźć coś do ubrania. Nie miałam pojęcia gdzie i po co jedziemy. Nie wiedziałam jak powinnam się ubrać. Lecz nie chciałam tracić cennego czasu na zastanawianie się nad ubiorem. Ubrałam szybko zwykłą, czarną koszulkę, a nią bluzę w tym samym kolorze bluzę. Nad spodniami nie musiałam zastanawiać się długo. Od razu założyłam moje uniwersalne, ciemne jeansy z dziurami na kolanach. Do kieszeni spodni włożyłam telefon, nic więcej nie powinno mi być potrzebne. Chyba.

Schodząc na dół skierowałam się do przedpokoju, w którym założyłam czarne adidasy, by dopełnić czerni mojej stylizacji.

Wyszłam z domu i w momencie gdy zamykałam dom na klucz na podjazd wjechał czarny jeep Horana. Szybko popędziłam do niego, podchodząc do przedniego okna, które po chwili się rozsunęło. Ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Braina, który nachylił się przed okno, by złożyć szybkiego całusa na moim policzku.

-Cześć Brain. - zaćwierkotałam.

-Hej Kendall. - poszerzył swój uśmiech, a zaraz po tym obeszłam auto i usiadłam na miejscu obok niego. Zapięłam pasy i gdy to zrobiłam odwróciłam się do pozostałej trójki.

-Z nami to się już nie przywitasz? - naburmuszył się Niall, ale zdradził go ten uśmieszek.

-Nie złość się moje ty farbowana pało. - zaśmiałam się. Odpięłam pasy, odwracając się na kolanach do tyłu. Przechyliłam się dostatecznie daleko, by objąć po olei Nialla, Louisa i Harr'ego. W pewnym momencie poczułam na jednym z pośladku piekący ból. Szybko wróciłam na swoje miejsce, rozmazując obolałe miejsce. Popatrzyłam na kierowcę, który jedynie szeroko się szczerzył. 

-Po co to zrobiłaś? Teraz mnie tyłek boli. - burknęłam, ponownie zapinając pasy. 

-Kto wypina, tego wina! - usta Braina wypuścił melodyjny śmiech dla ucha, który był moim ulubionym dźwiękiem na świecie. 

 Jechaliśmy kilkadziesiąt minut główną drogą, która prowadziła do centrum. Jednak zamiast tam jechać, Brain skierował w całkiem przeciwną stronę. Co chwilę podskakiwałam, gdy zaczęliśmy jechać po nierównej, kamiennej drodze, która prowadziła wzdłuż lasu. 

 Po chwili zaparkowaliśmy w środku ciemnego lasu. Wysiadając z pojazdu oglądałam się we wszystkie strony. Poczułam na sobie gęsią skórkę, gdy obserwowałam te wszystkie kontury drzew, a moja wyobraźnia zaczęła działać. Gdy usłyszałam przeraźliwie wiejący wiatr, który mogłam porównać do wycia jakiejś uwiezionej istoty podbiegłam do Braina rozmawiającego z Harrym i złapałam się mocno jego talii. Spoglądnął na mnie przez chwilę, przerywając konwersację z Stylesem. 

-Boisz się? - mimowolnie na jego twarz wypłynął uśmiech. Niepewnie  kiwnęłam głową, na co chłopak przyciągnął mnie do swoje klatki piersiowej. Położyłam głowę na jego piersiach, a on sam podparł się na mojej głowie. 

-To co będziemy tak dokładnie robić? - zapytał brunet. 

-Trochę połazimy po tej kaplicy. Ostatnio Johnson był tu z Gilińsky'm i mi opowiadali, że coś sie tłukło w środku i wydawało jakieś dźwięki, ale nie mogli sprawdzić, bo się gdzieś spieszyli. 

-Ty chyba nie  mówisz, że my to sprawdzimy? - burknęłam w jego koszulkę. 

-Właśnie to mówię. - mogłam wyczuć, że się uśmiecha. - Chodźmy. Chciałbym późniejszy wieczór spędzić z Kendall. 

-Już wiem jak go spędzisz. - prychnął z tyłu Niall. 

-Za  pewnie bardzo intensywnie, jak my. - dodał Harry, na co wszyscy się roześmieli. 

 Zwinnym ruchem weszliśmy do środka starej kaplicy, która była w okropnym stanie. Bałam się, że jeden fałszywy ruch, a wszystko się rozpadnie wprost na nas. Na samą taką myśl  zatrzęsłam się, chcąc pozbyć się nieprzyjemnych myśli. 

-Kurwa! - usłyszałam donośny odgłos z samego przodu. Nachyliłam się i ujrzałam całego brudnego Luisa, który był od głowy, bo same czubki butów ubrudzony z obrzydliwej, klejącej się pajęczyny. 

-Jak ja nienawidzę takich miejsc. - burknął, gdy Nialler pomagał mu się podnieść i otrzepać. 

Ruszyliśmy dalej. Co chwilę spoglądałam do tyłu na Braina, który uśmiechem chciał mi dodać otuchy. Chociaż na marne, bo bałam się jak cholera. 

 Kręciliśmy się tak pewną chwilę, aż dotarliśmy na okrągło, kamienną salę, w której było bardzo jasno. A to z powodu kilkudziesięciu, drewnianych pałek z palącym się jeszcze ogniem, które były porozwieszane w każdej dziurze w ścianie. Jednak najbardziej co mnie zainteresowało, i to nie tylko mnie, był duży, prostokątny grób na środku sali. 

-Co to jest? - szepnęłam do mojego chłopaka, który mocniej ścisnął moją rękę. 

-Nie mam pojęcia. Sprawdźmy. - powiedział ściszonym tonem, niepewnie podchodząc do grobowca. Już miał dotykać kamienną pokrywę, gdy nagle ona niebezpiecznie się poruszyła. Chłopak natychmiast odskoczył, uważnie obserwującą poruszająca się pokrywę. Popatrzył znacząco na pozostałych chłopaków, którzy kiwnęli głowami i spokojnym krokiem podeszli do niego. Nie chciałam zostać w tyle, więc również znalazłam się obok nich. Całą piątką nachyliliśmy się nad grobowcem, wcześniej odchylając kamienną pokrywę. 

-Co wy tu do chuja robicie?! Wypierdalać stąd, wy wredne bachory! - gwałtownie cofnęliśmy się do tyłu. 

-No co? Co jeszcze tu robicie?! Do domu, a nie tutaj się włóczyć. - darł się dalej jakiś mężczyzna, prawdopodobnie jakiś bezdomny, który znalazł to miejsce i tu spał. 

Szybko wybiegliśmy z kaplicy. Będąc już na zewnątrz zauważyłam, ze już zrobiło się ciemno. 

-To wracamy? - zapytałam z nadzieją. Na dzisiaj miałam już dosyć takich wrażeń. 

-Tak, wracajmy. Wesołe Halloweem, naprawdę. 

Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz