Rozdział 61

13.4K 931 63
                                    

-Mamy jeszcze dużo czasu do odlotu samolotu, więc proponuje znaleźć jakąś fajną restauracje. Co ty na to? - mówiąc szczerze, to byłam potwornie głodna. Jakieś pół godziny temu wyszłam z sali konkursowej. Wyszłam jako jedna z ostatnich, jednak mam więcej pewności, że wszystko dokładnie sprawdziłam, poprawiłam.

-Z chęcią. Umieram z głodu. - uśmiechnęłam się nieznacznie, lekko unosząc kąciki moich ust.

-Tutaj za rogiem jest taka mała knajpka Jeffre's, należy ona do mojego starego znajomego. Musisz spróbować ich pizzy, najlepsza w mieście! - pan Black zaczął zachwalać jakiś bar swojego przyjaciela. Cierpliwie i z uwagą słuchałam jak opowiada o tym, jak raz wylał Cole i wysypał nachosy na jakąś młodą dziewczynę. Dziewczyna podobno nieziemsko się wkurzyła i nie reagowała zbyt pozytywnie na przeprosiny mężczyzny. W sumie ja sama bym pewnie uderzyła go w twarz za takie coś. Więc co się jej dziwić.

Po niecałych dwóch minutach staliśmy przed wysokim budynkiem, który był zbudowany z pomarańczowej cegły. Wzrok od razu przykuwało gigantyczne, białe logo, które było zauważalne z kilkudziesięciu metrów.

Wchodząc do środka przywitał nas dźwięk małego dzwonka, który wisiał zaraz nad wejściem do małej knajpki. Spoglądając na wszystkie strony od razu stwierdziłam, że mi się tu podoba. Od środka ściany również były pokryte pomarańczowa cegłą, co dawało świetny klimat temu miejscu. Oryginalnym dodatkiem były porozwieszane na kilku ścianach amerykańskie plakaty z popularnymi drużynami sportowymi czy też logami największych amerykańskich marek. Na każdym stoliku położony był staranie wyprasowany obrus w czerwoną kratkę, identyczną, jak moja babcia zawsze ma u siebie.

-Ale tutaj klimatycznie. - mruknęłam z uśmiechem. Nauczyciel  pokiwał głową, spoglądając  na wystrój w środku. W pewnym momencie jego wzrok spoczął na czym, a bardziej na kimś i zaczął się bardzo szeroko uśmiechać. 

-Jimmy! - krzyknął pan Black, podchodząc do młodego, bardzo wysokiego mężczyzny. 

-Ahh, Adam! Witaj, jak ja cię dawno nie widziałem, co u ciebie słychać? - podeszliśmy do brodatego szatyna, który stał za ladą, stukając w między czasie coś na małym komputerze. 

-Wiesz, jakoś leci, ale wreszcie miałem okazję znowu przyjechać do Nowego Yorku! Stęskniłem się za tym miejscem. - odparł wesoło, siadając na jednym z pięciu wysokich, skórzanych krzeseł, które stały obok siebie przy ladzie. Siadłam obok niego, a z nudy z nudy zaczęłam rozczytywać wszystkie dyplomy i certyfikaty, które wisiały na ścianie. Dużo tego było. 

-A to kto? - zapytał właściciel restauracji, zauważając moją obecność. 

-Oh, to Kendall, moja uczennica. Przyjechałem tu z nią na konkurs, wiesz, chemia i te sprawy. - zaśmiał się dźwięcznie straszy mężczyzna, a jego przyjaciel poszedł w jego strony. 

-Tak, tak. Pamiętam jak w szkole uwielbiałeś te wszystkie kwasy, wzory. - pokiwał głową, synchronicznie wycierając kieliszki suchą szmatką tak, że aż błyszczały. 

-Zostało mi to do dziś. -uśmiechnął się lekko w moim kierunku. Lekko speszona odwróciłam wzrok. 

-Co wam mogę więc podać? - zmienił temat, patrząc na nas uważnie. 

-Daj nam Jimmy tą moją ulubioną pizzę, którą za każdym razem biorę u ciebie. Ale pamiętaj o...

-O podwójnym cieście i bez szybki? Jakbym mógł zapomnieć. - cały ten Jimmy zaśmiał się głośno, zapisując to wszystko w swoim małym notesie. Na chwilę zniknął za drewnianymi drzwiami, które znajdowały się z tyłu. Jednak po chwili wrócił, wracając do nas do rozmowy na temat tego, jak mi się tu podoba. Podoba mi się. I to bardzo. A będzie jeszcze bardziej podobało, jak przyjadę tutaj z klasą i Brainem. 

***

-Ahhh, uwielbiam Nowy York, ale tutaj w Kalifornii zawsze najlepiej. - mruknął pan Black, gdy przyjechaliśmy pod budynek szkoły. Było kilka minut przed godziną 20, a wokół świeciło pustkami. Wszyscy uczniowie byli już w domu, niektórzy tylko z nich grało jeszcze w koszykówkę na szkolnym boisku. Nawet zauważyłam jasną czuprynę Nialla, który biegał za jakimś wysokim chłopakiem z piłką. 

-Podwieźć cię pod dom Kendall, czy ktoś cię stąd odbierze? - zapytał mnie nagle mężczyzna, zwalniając przy budynku szkolnym.

-W sumie mógłby mnie pan podwieźć pod dom. -mruknęłam cicho. 

-Ohh, jasne. Nie ma problemu.  - mężczyzna skręcił w odpowiednią stronę, zmierzając w stronę mojego domu. 

Do mojego domu dojechaliśmy po niecałych 10 minutach. Dojeżdżając tam zauważyłam czarnego jeepa Braina, który stał zaparkowany przed moim domem. A obok samochodu stał sam chłopak, który nie odrywał wzroku od telefonu. 



Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz