Rozdział 55

14.4K 1.1K 27
                                    

-I jak smakuje ci dziecinko? - pani Horan patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem. 

-Przepyszna lasagne, proszę pani. - powiedziałam z grzeczności. Makaron był okropny, było czuć, że jest niegotowany. Do tego było to strasznie dziwnie przyprawione. 

-Nie musisz udawać, ze ci smakuję. - usłyszałam po lewej stronie cichy szept Braina. 

-Nie udaję. - powiedziałam, ale sądząc po jego minie to chyba inaczej uważał. 

-Nie powinno się szeptać w towarzystwie. - powiedziała Angelika, zadzierając przy tym nos. 

-Nie powinna używać telefonu przy stole, a cały czas trzymasz go i nie odkładasz nawet na chwilę. - prychnął chłopak. 

-Nie mów tak do siostry. - zgardziła go matka. 

-Brain ma rację kochanie. Gdy jemy rodzinny obiad nikt nie powinien siedzieć wpatrzony w komórkę. - mruknął jej mąż. 

-Dokładnie. - zawtórował mu syn, uśmiechając się przy tym zwycięsko w kierunku swojej siostry. 

-Uhh, zamknij się wreszcie. - burknęła dziewczyna. 

-Zamsknij se? - naśladował mamę Cameron. Dziewczyna spaliła buraka, słysząc co powtarza jej dziecko.

-Cameron! Nie wolno mówić takich słów. - zbeształa go. 

-To może nie mów tak przy nim? - zapytał sarkastycznie chłopak siedzący obok mnie.

-Odezwał się ten, co nigdy nie przeklina. - Angelika popatrzyła na niego zimnym wzrokiem. 

-Przy dziecku się hamuję. - odezwał się. Ja tu jeszcze jestem. Jeszcze. Tak, to dobre słowo. Z każdą chwilą mam ochotę po prostu stąd wyjść i nie słuchać ich beznadziejnych kłótni, które swoją drogą nie mają ani trochę sensu. 

-Przepraszam na chwilę. - zwróciłam ich uwagę. Wstałam od stołu i poszłam do łazienki by trochę odsapnąć. Już wiem co Brain miał na myśli, gdy opowiadał o nich. Jego siostra to straszna zołza. Chociaż lepszym określeniem byłoby typowa suka. Tak, to dobre określenie. Ich mama przyznała za każdym razem rację córce i upominała Braina za najmniejsza rzecz. Chris, narzeczony Angeliki natomiast jedynie jej przytakiwał, jakoś zbytnio nie włączając się w rozmowę. Może to i lepiej. 

-Kendall, jesteś tam? - usłyszałam za drzwiami. Podeszłam i otworzyłam je, wpuszczając do środka chłopaka. 

-Co się stało? - zapytał chłopak, opierając się bokiem o umywalkę. 

-Nic. Po prostu chciałam na chwilę wyjść. - wzruszyłam ramionami. 

-Przepraszam za nich. Prosiłem aby zachowywali się jakoś, ale im nie przegadasz. - powiedział ze skruchą. 

-Nic nie szkodzi, naprawdę.

-Niestety.- mruknął, odchylając lekko głowę do tyłu. 

-Nie powinieneś tak mówić.  To w końcu twoja rodzina.

-Masz rację. Ale sama widzisz jak się oni zachowują. Głupio mi jest trochę teraz. - powiedział. Podeszłam do niego, stojąc przed nim i położyłam swoje dłonie na jego, przyciągając go do siebie. 

-Jedziemy już? - zapytał chłopak. 

-Jesteśmy tu niedługo. Nie obrażą się, jak teraz pójdziemy? - zapytałam niepewnie, kładąc podbródek na jego ramieniu. 

-Szczerze? W dupie to mam. - odpowiedział, wzruszając ramionami.

-Nie chcę, byś później miał problemy z rodzicami, że przeze mnie opuszczamy obiad. - mruknęłam cicho.

-Po pierwsze, nie miałbym, jeśli już to tylko z mamą, a z nią to się zawsze jakoś załatwi. A po drugie, jak sama zauważyłaś od jakiś 20 minut to nie jest obiad tylko jakaś głupia dyskusja, która swoją drogą nie ma sensu. - powiedział, a ja niestety myślałam przyznać mu rację.

-Ugh, ale co my im powiemy? Że nas denerwują i dlatego wracamy do domu?

-Zawsze możemy mieć coś bardzo ważnego do załatwienia, co nie może poczekać, a my teraz sobie o tym przypomnieliśmy. 

-Co na przykład? - zapytałam chłopaka, mocniej go obejmując. 

-Coś się wymyśli. Chodź. - osunął się ode mnie, wyciągając rękę. Zeskoczyłam z umywalki i wróciliśmy do reszty, która żywo dyskutowała o czymś. Lepiej, by nie wiedzieć o czym dokładnie. 

-My będziemy się już zbierać. - oznajmił Brain, przez co zyskaliśmy chwilowo ich uwagę. 

-Dlaczego? - spojrzała nas jego matka.

-Mamy ważne załatwienie. Bardzo ważne. - mruknął, chcąc już wyjść. 

-A jakie? - zaciekawiła się jego siostra, szybko mrugając. 

-Ważne. - prychnął chłopak, zbywając ją krótką odpowiedzią.

- Nie zwracaj się tak do siostry, Brain. Co jest tak ważnego, że w środku opuszczasz rodzinny obiad? - mruknęła oskarżycielsko pani Horan, mierząc go i jednocześnie mnie wzrokiem. 

-Obiecałem coś tacie Kendall i musimy szybko wracać. - powiedział szybko. Spojrzałam na niego pytająco. 

-Tak, tak. Całkiem o tym zapomnieliśmy. Ale strasznie dziękujemy za obiad i świetną atmosferę. - uśmiechnęłam się szeroko, chyba troszkę za szeroko. 

-Rozumiemy. - spojrzała na nas jeszcze raz, szukając kłamstwa. 

-Przyjedźcie za tydzień. Jesteś tu bardzo mile widziana Kendall. - uśmiechnął się do mnie szczerze pan Horan. I mogę śmiało powiedzieć, że to był chyba jedyny szczery uśmiech posłany do mnie z wszystkich domowników. 

-Dziękuje. Do widzenia. - pożegnałam się i wyszłam z domu, trzymając Braina mocno za rękę. 

Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz