Rozdział 62

12.7K 954 107
                                    


-Tutaj cię wysadzić? - usłyszałam pytanie z ust profesora, który siedział obok mnie. 

-Tak. Tu będzie najlepiej. Dziękuję panu serdecznie za dzisiaj. - uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, łapiąc dłonią za metalowy uchwyt drzwi. 

-Do jutra Kendall, za kilka tygodni wyślę ci wszystkie informacje co do wyników. 

-Oczywiście. Dziękuję, do widzenia. - wysiadłam z szybkością światła z jego pojazdu, podbiegając na podjazd do mojego domu. Stanęłam na środku tak, że chłopak mą. nie nie widział i dalej rozmawiał głośno przez telefon, gestykulując przy tym rękami. Podeszłam bliżej niego, chcąc wiedzieć dlaczego jest taki zdenerwowany. Zrobiłam krok w jego stronę, zatrzymując się gwałtownie, słysząc kawałek jego rozmowy. 

-Nie, nie może się dowiedzieć. Zamknij się w końcu i teraz posłuchaj. - warknął, kopiąc lekko w oponę swojego samochodu. 

-Przysięgam, że ci zrobię coś złego, jeżeli powiesz jej choć słowo. Nic, a nic. Rozumiesz? - ostatnie słowa wręcz wysyczał. 

-Chłopie, ja mam na ciebie tysiąc innych haków, więc nie warto. Sam wiesz do czego jestem zdolny. - mówił, a każdą chwilą ton jego głosu się podnosił. 

-Dobra, skończ pierdolić. Mamy umowę, rozumiesz? Tsaa, cześć. - chłopak rozłączył się. Schował on swoją komórkę do kieszeni jeansów, a sam oparł się czołem o samochód. Stojąc kilka metrów za nim mogłam doskonale usłyszeć jego przyspieszony głos. 

Stałam w miejscu jeszcze chwilę, aż postanowiłam podejść do Braina, udając, że nie słyszałam jego wcześniejszej rozmowy. 

-Brain? Co tu robisz? - zapytałam głupio, spoglądając na niego jak nagle odsuwa się od auto i staje prosto przede mną. 

-Emm, chciałem się jeszcze spotkać przed jutrzejszym wyjazdem. Trochę źle wyszło z tą imprezą, no i chciałem ten, pogadać. - plącząc się w słowach, z nerwów pocierając dłonią swój kark. 

-W sumie moglibyśmy się jutro spotkać, rano, przed wyjazdem. Na jedno by wyszło. - wzruszyłam ramionami. On jedynie głośno westchnął, przybliżając się do mnie jednym krokiem.

-Wiem, że jesteś zła, ale nie traktuj mnie tak. - mruknął cicho, uciekając ode mnie wzrokiem. 

-Traktuję cię tak, jak zasługujesz. Więc nie mam pojęcia w czym problem. - ucięłam szybko. Chłopak milczał, zapewnię nie wiedząc co ma powiedzieć. Nie dziwię mu się. 

-Mogę na chwilę wejść? Naprawdę chcę ci wszystko wyjaśnić, proszę. - wydusił z siebie wreszcie, podnosząc na mnie wzrok. 

-W sumie i tak muszę się spakować, to przy okazji możesz mi wszystko powiedzieć. - stwierdziłam, udając obojętną. Jednak prawdę mówiąc byłam ciekawa co mi powie. 

-Jasne. - zająknął się na chwilę. Uśmiechnęłam się lekko, poprawiając dużą, skórzaną torbę, która leżała na moim ramieniu. Odwróciłam się, idąc do domu. Kątem oka widziałam jak Brain również za mną zszedł. 

-Pośpiesz się. Mój tata za chwilę chyba przyjedzie, a muszę jeszcze z nim pogadać. - miałam świadomość, że mogłam go urazić, ale trudno. Nie mogę od razu  się rzucić mu na ramiona. Bez przesady. 

Weszłam do domu, w którym było strasznie cicho. Zazwyczaj tak jest,gdy mój tata jest w pracy, a Zayn cały czas u Maddy. Prawdę mówiąc przyzwyczaiłam się już do tego. 

-Zayn jest u Maddy? - zapytał Brain, oglądając się dookoła. 

-Tak. Chyba za niedługo tam zamieszka. - zaśmiałam się cicho, ściągając ze stóp białe tenisówki, które rzuciłam w kąt. Nic nie mówiąc chłopakowi poszłam do swojego pokoju, jednak za sobą słyszałam jego kroki. Rozumiemy się bez słów. 

Gdy weszłam do pokoju od razu podeszłam do swojego wielkiego łóżka, na którym już po chwili leżałam, wdychając  przepiękny, fiołkowy zapach pościeli. 

-Mogłabym tak leżeć cały dzień. - westchnęłam do siebie, jednak pamiętałam o obecności wysokiego blondyna w moim pokoju. 

-A ja mógłbym tak cały dzień na ciebie patrzeć. - mruknął ów osobnik w odpowiedzi. Podniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Na jego twarzy gościł ten jakże popularny uśmiech, którym wyrywał wszystkie laski. 

-Muszę się spakować na jutro, to sobie patrz. - ziewnęłam, czując zmęczenie po dzisiejszym dniu. Jednak i tak musiałam przygotować się na dzień jutrzejszy.

Chłopak wymamłał coś w odpowiedzi. Machnęłam na tą ręką, wstając z jakże miękkiego materaca i podeszłam do niewielkiej, drewniane półki, która stała obok drzwi. Wyjęłam z niej czarną, sportową torbę, do której wpakuję wszystkie potrzebne rzeczy. 

-Jakiś cichy jesteś. - mruknęłam cicho do chłopaka, zerkając na niego. Siedział on po turecku na moim łóżku,  opierając podbródek na swoich dużych ramionach. 

-Nie wiem od czego zacząć. - powiedział. Chwilę później słyszałam jak wstaje z łóżka i podchodzi do mnie. 

-Może od tego, co chciała Madison. - niemal warknęłam.

-Przyczepiła się do mnie. Coś tam głupio gadała, ale naprawdę, nic nie zrobiłem. 

-Tylko się urodziłeś. - burknęłam, wkładając do torby ułożone już kilka par spodni. 

-Naprawdę. Coś tam zaczęła gadać o mnie i o tobie, ale jej nie słuchałem. 

-Więc dlaczego.... - chciałam już powiedzieć o wcześniejszej sytuacji sprzed mojego domu, gdy się z kimś kłócił. To na pewno jest związane z nią. Jednak za nim cokolwiek powiedziałam przerwał mi dzwonek telefonu. Telefonu Braina, który leżał gdzieś rzucony między moimi ubraniami. Wygrzebałam go, oddając chłopakowi. Jednak przed tym spojrzałam na ekran. Zwykła, kobieca ciekawość. Jednak widząc kto dzwoni zrobiłam się niemal natychmiast czerwona. 

-Masz, porozmawiaj sobie z Madison. - warknęłam, wstając z podłogi, by pójść po resztę ciuchów. 

Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz