Rozdział 69

13.3K 888 111
                                    


-Kiedy wrócisz? - usłyszałam głos mojej mamy. Założyłam drugiego trampka, który wody chyba nie widział przynajmniej rok. Będę musiała w najbliższym czasie wyczyścić sporo moich butów, by jakkolwiek nadawały się do użytku. 

-Zadzwonię wcześniej, jak będę wracała. Na tę chwilę nie ma pojęcia. - odpowiedziałam, robiąc idealną kokardkę ze sznurówek.

-A tak mniej więcej? Nie będę spała pół nocy, martwiąc się o ciebie, czy wróciłaś do domu. 

-Nie musisz się martwić. Pewnie jak wrócę to cię tu nie będzie. Zresztą jak zawsze.  - wzruszyłam ramionami, wstając z niskiego taboretu.

-Tak mówiąc prawdę to zostanę tu dość długo. Na noc. Do jutra. - odpowiedziała mama lekko zestresowana. Zestresowana? Moja mama nigdy nie była zestresowana. Nie ważne co się stało, ona zawsze potrafiła opanować wszelkie emocje. 

-Jak to? - stanęłam, zdziwiona na nią spoglądając. 

-W końcu to też mój dom, prawda?

-No prawda... - stwierdziłam niepewnie. -Ale nie będziesz się dziwnie czuła w towarzystwie taty? 

-Czemu miałabym się dziwnie czuć? To przecież mój maż. - moja matka lekko się oburzyła. 

-W końcu się rozstaliście... - zaczęłam, jednak jak zawsze zostało mi przerwane. 

 -Ale do siebie wróciliśmy. - mruknęła,oglądając swoje paznokcie. 

-Słucham? - lekko podniosłam głos, co było wynikiem mojego zdziwienia. 

-Czemu tak wybujasz oczy? Wróciliśmy do siebie i już. Koniec historii. - burknęła rodzicielka, podnosząc wzrok do góry. 

-Dlaczego nic nie powiedziałaś? Dlaczego niż z tatą nie powiedzieliście? - zapytałam. 

-Wcześniej czy później byście się dowiedzieli. - wzruszyła niedbale ramionami. Znów ta jej obojętność. 

-Wcześniej czy później? Mamo, mówisz poważnie? Dlaczego chciałaś ukryć tak ważną informacje przede mną? Przed Zaynem? - zapytałam rozpaczliwym tonem, nie rozumiejąc toku myślenia swojej matki. 

-Nie chciałam ukryć. Po prostu nie muszę się wam z niczego spowiadać. A was i tak to zbytnio nie interesuje, to po co wam to wiedzieć?

-Interesuje mnie wszystko, co jest związane z moimi rodzicami. Z moją rodziną. - powiedziałam cicho. 

-Razem z Zaynem macie swoje lata, jesteście już prawie dorośli i macie prawo masz za przeproszeniem gdzieś. 

-To nieprawda. Przecież wiesz, że razem z tatą możecie na mnie i na Zayna zawsze liczyć. Jesteśmy przecież waszymi dziećmi. 

-Nie już takimi dziećmi. Ale nastolatkami. Prawie dorosłymi. - odpowiedziała, odwracając się w drugą stronę, słysząc dźwięk swojego telefonu. Chciała pójść po niego, ale jeszcze na chwilę ją zawołałam. 

-Poczekaj. - poprosiłam cicho.

-Teraz nie mam czasu Kendall. Jak wrócisz, to porozmawiamy. Miłej zabawy. - powiedziała tylko. Nic nie mówiąc już kobieta poszła do kuchni, a po chwili było słychać odgłosy jej rozmowy z kimś jeszcze. 

W tym samym czasie usłyszałam na zewnątrz dźwięk klaksonu. To pewnie Niall. Dzięki Niall za świetne wyczucie czasu. 


***


-Ale pięknie. - mruknęłam, gdy wyszłam z samochodu. Przede mną rozciągała się wielka plaża na tle pięknego zachodzącego słońca. Blask lekko pomarańczowego słońca odbijała się na tafli wody, przez co można było czuć typowo wakacyjny klimat. Na całym obszarze plaży znajdowało się kilkadziesiąt nastolatków. Był niezły tłum, a cała impreza zaczęła się dopiero kilka minut temu. A jak wiadomo mało osób przychodzi na sam początek imprezy. 

-Jak tęskniłem za kalifornijskimi plażami. - westchnął blondyn, obejmując mnie w biodrach.

-Jest reszta? - zapytałam, spoglądając w bok na grupkę ludzi, która siedziała na wielkim, czerwonym kocu i głośno o czymś rozmawiali. 

-Zaraz ma przyjechać Harry z Louisem i Emmą. 

-A Brain? - dopytałam, będąc ciekawa czy się pojawi. Między nami było okej. Tylko okej. 

-Powiedział,  że się zastanowi, bo nie wie czy znajdzie czas. Miał coś jeszcze załatwić czy coś. - wzruszył ramionami, bacznie obserwując moją reakcje. 

-Rozumiem. - mruknęłam cicho, z boku sprawdzając dokładną godzinę na moim telefonie. 

-Jak jest między wami? Pogodziliście się? - zapytał. 

-Nie pokłóciliśmy się. Chyba. Ale tak, między nami jest dobrze. - uśmiechnęłam się. 

-A jeśli już mówić o was... I jak z tym konkursem z chemii? Masz jakieś informacje? - zaczął mi zdawać tysiąc pytań na minutę. 

-Dzisiaj się dowiedziałam. 

-I?

-Otrzymałam od nich stypendium do ich szkoły jako jedna uczestników z najlepszymi wynikami. - odpowiedziałam. 

-No to gratulacje! - chłopak oderwał ode mnie rękę, by po chwili mnie mocno przytulić. 

-Um, dziękuję. - westchnęłam cicho. Chłopak się ode mnie odsunął, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. 

-Nie cieszysz się? To wielki sukces! 

-To prawda. Ale wiesz z czym to stypendium się wiążę. 

-Z nauką w Nowym Yorku? 

-Właśnie tak. A nie mogę zostawić was i Braina.

-Nie możesz czy nie chcesz? 

-Nie mogę. Nie chcę. Z resztą sam mi mówiłeś kilka miesięcy temu, że nie mogę go zostawić. - spojrzałam na niego, cicho wzdychając. 

-Tak, ale minęło kilka miesięcy. I znam was i wiem, że nawet kilkaset kilometrów nie sprawi, że stracicie kontakt,  że wasze uczucie wygaśnie. Nie po to walczyliście ze sobą tyle lat , żeby teraz to dokończyć tak, jak zaczęliście. - mruknął, kładąc swoją dłoń na moje ramie. 

-Ale boję się tego. Nikt nie wie co może się zdarzyć za kilka miesięcy. - powiedziałam cicho, patrząc uważnie w pewien punkt po drugiej stronie. Auto Madison. Ona za kierownicą. A po drugiej stronie Brain, który szeroko się do niej uśmiecha. A ona się nad nim pochyla. 

-Ja pierdolę. - wymsknęło mi się, widząc tą scenę. 

-Co? - zapytał się chłopak, odwracając się w tą samą stronę co ja. Zamarł, widząc tą samą scenę co ja.

Dlaczego oni do kurwy się całowali?





jeszcze jeden/dwa rozdziały i epilog

Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz