Rozdział 23

25K 1.4K 219
                                    


-Uff, Kendall szybciej! 

-Jezu, Niall! 

Biegałam tam i z powrotem po moim pokoju. Nigdzie do cholery nie mogłam znaleźć mojego telefonu, a na dole czekał już zniecierpliwiony. Mieliśmy tylko kilka minut do rozpoczęcia lekcji, a my zamiast być już w szkole i czekać na dzwonek, ewentualnie siedzieć jeszcze w aucie. Ale nie. Ja zawsze musiałam gdzieś zapodziać ten cholerny telefon. 

-Malik! Rusz się no! Nie mamy całego dnia. - słyszałam marudzenie blondyna, na co jedynie westchnęłam. Po chwili, chyba po całym mieszkaniu było słychać mój krzyk euforii, gdy wreszcie znalazłam urządzenie pod stertą ubrań.

-Znalazłaś?

-TAK! - odkrzyknęłam, biorąc smartfona do ręki, a do drugiej mój plecak i biegiem poleciałam po schodach, mijając zdenerwowanego Nialla. Stanęłam koło jego auta, przeskakując z jednej nogi na drugą. 

-Jedźmy nadal, błagam! Nie mogę się spóźnić. -przegryzałam dolną wargę, nerwowo bawiąc się telefonem w kieszeni. 

-Teraz się tak spieszysz? - uniósł delikatnie prawą brew, nie ukrywając rozbawienia. 

-Tak! - krzyknęłam. -Pierwszą mamy chemię, a ma mi Pan Black podać dokładny termin mojego wyjazdu i czy będę mieć szanse na naukę na tamtejszym uniwersytecie.

Chłopak otworzył auto, łapiąc już za klamkę, ale gdy usłyszałam moje słowa zatrzymał się w półkroku. Odwróciłam się do mnie jednym ruchem, a na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju niedowierzania, dezorientacji.

-Co do kurwy? Jakiego wyjazdu? 

-Opowiadałam ci ostatnio o moim udziale w tym konkursie chemicznym? - pokiwał twierdząco głową. 

-No i była taka opcja, że jeśli będę miała bardzo dobry wynik miała możliwość dalszej nauki u nich. T nie jest pewne, wszystko co najważniejsze okaże się po konkursie, jednak dyrekcja szkoły, gdzie będzie odbywał się konkurs zaproponowali to. No  i tyle. - kontynuowałam, mówiąc tyle, ile wiem na razie. 

-I ty chyba się na to nie zgodziłaś. - prychnął, wsiadając do auta. Przewróciłam oczami, otwierając drzwi po drugiej stronie i zajmując miejsce obok niego. 

-Po pierwsze, nie, bo to jeszcze nic nie jest pewne. A jeśli nawet, to co mi szkodzi? - nie wiedziałam o co mu chodzi w tym momencie. 

-O co ze wszystkim tu, w Kalifornii? Co ze szkołą, przyjaciółmi, rodziną, Brainem? - wymieniał po olei, w międzyczasie skręcając w odpowiednim miejscu. 

-Szkołę, ja mówiłam, kontynuowałam bym tam. Tam bym poznawała nowych znajomych, ale z wami nadal bym utrzymywała kontakt. Nie mogę przecież bez was żyć, to chyba oczywiste. - zaśmiałam się na końcu, jednak chłopak nadal prowadził samochód ze zmarszczonymi brwiami. 

-Z rodziną byś pewnie też utrzymywała konta, dzwoniła, odwiedza i tam inne, bla bla. Ale co by było z Brainem? 

-Mówiłam przecież. - sapnęłam. -Mówiłam ci już, że bym utrzymywała kontakt z przyjaciółmi, którym jest właśnie Brain. 

-Do czasu. - burnął chłopak.

-Co do czasu? - nie zrozumiałam jego wypowiedzi. 

-Niedługo jeszcze Brain nie będzie już jedynie twoim przyjaciele.


Niedługo później znaleźliśmy się na szkolnym parkingu. Można było zobaczyć siedzących czy to pod wielkim, rozłożystym drzewem, czy na rzędzie ławek przed budynkiem. Inni jeszcze siedzieli wraz ze swoimi znajomymi. Przy samym wejściu szkoły mogłam zauważyć trójkę chłopaków, Braina, Harre'go i Louisa. Stali oparci o ścianę, koło drzwi, co parę sekund spoglądając na swoje zegarki, jakby na kogoś czekali. 

Bądźmy razem, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz