18 lipiec, poniedziałek
~~Ross~~
Wracam właśnie z ojcem ze szpitala. Zdjęli mi szwy.
- Jeżeli jeszcze raz będę musiał tłumaczyć się przed lekarzem, dlaczego cię nie zawiozłem to cię zabije. Zrozumiałeś?- warknął ojciec i zacisnął dłonie na kierownicy.
- Tak tato.
- Na pewno?
- Tak.
- I kim byli ci ludzie co cię zawieźli?!- zrobił groźną minę.
Wjechaliśmy na podwórku.
Otworzyłem drzwi i już chciałem wyjść z samochodu, kiedy złapał mnie za rękę i pociągnął.
Opadłem na fotel.
- Nie otrzymałem odpowiedzi!- warknął i zacisnął rękę na moim nadgarstku.
- Ja... Przepraszam... nie znam tych ludzi.... oni... no... po prostu mnie zawieźli.
- Po prostu cię zawieźli.- powtórzył z kpiną.
- Nooo... Szedłem ulicą, potknąłem się i wywaliłem centralnie przed nimi. Zaoferowali pomoc.
- I czemu się zgodziłeś?
- Bo gdybym tego nie zrobił musiałbym jechać autobusem, a wtedy zobaczyłoby mnie więcej osób.
- Uh, idź do swojego pokoju. Mam dosyć twojego widoku.
Wyszedłem z auta.
Poszedłem do łazienki.
- Chyba kazałem ci iść gdzie indziej, prawda?- warknął ojciec, kiedy wychodziłem.
- Musiałem skorzystać.
Uh, nawet wysikać się nie mogę, bo przeszkadza.
Wyminąłem go i poszedłem do pokoju.
Spojrzałem w okno Natalie. Nie było jej w pokoju.
Wziąłem w rękę gitarę usiadłem z nią na łóżku i zacząłem grać.
Po minucie ojciec wparował wściekły do mojego pokoju.
- Co ty robisz?!- krzyknąłem, kiedy wyrwał mi instrument z rąk.
Wstałem szybko.
Rzucił gitarą przez pokój.
- Co ty robisz?!! Przestań!- krzyknąłem do niego wściekły.
- Na mnie krzyczysz?!- podszedł do mnie i złapał mnie za szyje.
- Wal się.- warknąłem.
Tym razem nie byłem przerażony.... byłem bardzo zły.
- Ty szczeniaku! Zabiłbym cię teraz, ale musisz iść do Lynchów w środę.
Puścił mnie i wyszedł trzaskając drzwiami.
Podszedłem do gitary. Na szczęście nic nie odpadło, nic się nie złamało. Uff.
Położyłem ją na szafę. To jej stałe miejsce.
Usiadłem na łóżku i patrzyłem się na drzwi.
19 lipiec, wtorek
Rano znowu obudził mnie mój ojciec. Uh, jak ja go nienawidzę.
Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy.
Spakowałem rzeczy potrzebne na cały tydzień u mojej rodziny. Będzie fajnie. Co prawda siniaki nie znikły w stu procentach, ale są chociaż trochę mniej widoczne.
Włączyłem laptopa.
Ja: Śniadanko zjedzone?
Natalie5: No.
Ja: Dobrze... skarbie?
Natalie5: Co?
Ja: Jadę jutro do rodziny...
Natalie5: Mówiłeś, że nie możesz wychodzić z domu...
Ja: Bo nie mogę... tylko do rodziny jeżdżę.... Czasami.... nie widziałem się z nimi od 4 miesięcy.
Natalie5: Ok......
Ja: Ale i tak będę do ciebie pisał w sprawie śniadania.
Natalie5: Nie musisz... nie przeszkadzaj sobie w wyjeździe...
Ja: Nie gadaj głupot. Nie będzie mnie cały tydzień :(
Natalie5: Miłego wyjazdu :D
Ja: Widzę, że się cieszysz.
Natalie5: Cieszę się, że w końcu wyjdziesz z domu <3
Ja: Oh, czy to serduszko?
Natalie5: *wywraca oczami*
Ja: I tak cię kocham.
Nie odpisała.
C.D.N.
CZYTASZ
Nadzieja
FanfictionSiedemnastoletnia Natalie postanawia się zabić. Odciąga ją od tego pomysłu chłopak z Internetu... Okładkę robiła @WiktoriaBelke