5 czerwiec, poniedziałek
~~Kimberly~~
W piątek postanowiłam wybaczyć Anthony'emu. Nie ważne jakim dupkiem był kiedyś, ważne jak cudownym człowiekiem jest teraz.
Dziś postanowiłam zrobić coś... bardzo odważnego. Coś co wymagało ode mnie tyle myślenia, że nie spałam do 24. Znalazłam w internecie adres Rossa i postanowiłam do niego pojechać. Nie przyjeżdżał do nas, więc nie wiem czy dobrze zareaguje widząc mnie. Jak do nas przyjechał i krzyczał na ojca nie odpychał mnie kiedy położyłam rękę na jego ramieniu, a potem kiedy płakałam w jego ramie.
O 16 wsiadłam w samochód i pojechałam pod blok, w którym mieszkał.
Siedziałam kilka minut w aucie wachając się, czy pójść do niego, czy odjechać.
Anthony nie wiedział, gdzie pojechałam.
Mam nadzieje, że mnie nie wyrzuci.
Wysiadłam z pojazdu i weszłam do bloku.
- Przepraszam?- zaczepiłam przypadkową staruszkę.
- Tak, skarbie? Mogę ci w czymś pomóc?
- Szukam Rossa Princa.
- Oh, mieszka w tym bloku.
- A mogłaby mi pani powiedzieć pod którym numerem?
- Oczywiście. Drugie piętro... numer... albo 10, albo 12. Nie pamiętam już.
- Dziękuje pani za pomoc.- powiedziałam i poszłam schodami w górę.
Weszłam na drugie piętro.
Zapukałam do mieszkania numer 10, ale otworzył mi jakiś inny mężczyzna. Przeprosiłam go i zapukałam do mieszkania numer 12.
Drzwi otworzył Ross.
~~Ross~~
- Czego?- warknąłem widząc nową żonę ojca.
- Cześć Ross. Możemy porozmawiać?- spytała grzecznie.
- Nie mamy o czym.- chciałem zamknąć drzwi, ale przytrzymała je ręką.
- Proszę.- nalegała.
- Uh, no dobrze.- wpuściłem ją do mieszkania.
Dobrze, że byłem sam.
Usiedliśmy w salonie.
- O czym chcesz gadać?- spytałem trochę chamsko.
- O twoim ojcu.
- A co, umarł? Nie przyjdę na pogrzeb.- zaśmiałem się drwiąco.
- Nie.- westchnęła- Chciałam ci powiedzieć...
- Że się zmienił, że nie pije i, że już panuje nad złością.- przerwałem jej.
- Tak...- wypuściła głośno powietrze.
- Klasyk.- prychnąłem.
- Nie bądź nie miły. Ja ci nic nie zrobiłam, prawda?
Spuściłem wzrok.
- Prawda, przepraszam.- powiedziałem smutno.
Położyła palce na moim podbródku i uniosła głowę.
- Nie gniewam się. Może.... przyszedłbyś do nas na obiad?- spytała na co wstałem gwałtownie z kanapy.
- Do was? Nigdy!- odrzuciłem propozycję.
- Ross... nie złość się, tak tylko pomyślałam...
Usiadłem.
- Nie mam ochoty widzieć ojca. Przez tyle lat zakazywał mi wychodzić z domu. Żeby porozmawiać z kimś innym niż on i mama próbowałem popełnić samobójstwo. Rozumiesz? Robiłem to tylko po to, żeby porozmawiać z lekarzami.
Pokiwała głową.
- Gdy miałem 17 lat...- westchnąłem i podniosłem zdjęcie leżące w ramie na stoliku- Poznałem ją.
Podałem jej zdjęcie ze mną i Natalie.
- Wtedy nie mogłem jeszcze wychodzić. Obserwowałem ją przez okno. Aż w końcu.... zobaczyłem jak próbuje się zabić. Zapobiegłem temu, rozumiesz?- spytałem na co pokiwała głową- Zakochałem się w niej... I do teraz jesteśmy razem.
- Jest śliczna.- uśmiechnęła się patrząc na zdjęcie.
- Tak...- westchnąłem.
- Jak jej na imię?
- Natalie.
Podała mi zdjęcie.
- Już jestem!- usłyszałem wołanie Natalie.
Odłożyłem zdjęcie.
Weszła do salonu.
- Oh, przepraszam. Ja się drę, a ty masz gościa.- zaśmiała się.
- Nie szkodzi.- Kimberly też się zaśmiała.
Ja wymusiłem uśmiech.
- Jestem Natalie.- podała kobiecie rękę.
- Kimberly.- uścisnęła jej dłoń.
- To żona ojca, mówiłem ci o niej, pamiętasz?
- Pamiętam.- powiedziała.
- Na mnie już pora.- powiedziała Kimberly.
Pokiwałem głową.
Wstaliśmy z kanapy.
- Tooo?... Przyjdziesz do nas na obiad?- spytała niepewnie.
- Raczej nie.
- Proszę, postaram się, żeby nic nie zepsuło posiłku.- namawiała.
- Nie, przykro mi.- odmówiłem.
- Ross, pani tak ładnie prosi.- powiedziała Natalie.
Spojrzałem na nią potem znowu na kobietę.
- Uh, no dobrze.- uległem.
- Obiecuje, że będzie miło.- uśmiechnęła się szeroko.
Ustaliliśmy szczegóły.
C.D.N.
Hejoooooo!

CZYTASZ
Nadzieja
FanfictionSiedemnastoletnia Natalie postanawia się zabić. Odciąga ją od tego pomysłu chłopak z Internetu... Okładkę robiła @WiktoriaBelke