Biegniemy przez plątanine korytarzy. Killer Croc jest na dolnych piętrach. Zdyszana zatrzymuje się na ułamek sekundy.
- Nie mamy czasu na postoje, Harley!- krzyczy Deadshot. Wzdycham ciężko i staram się nadążyć za nimi. Stajemy przed drzwiami do więzienia Croca. Nie spotkaliśmy żadnych strażników. To dziwne. Kucam i wkładam wsuwke do zamka. Przy włamaniach wsuwka to podstawa.
- 3 minuty- mówi Rick. Słyszę charakterystyczne kliknięcie. Wreszcie. Otwieram szeroko drzwi i szukam wzrokiem Killer Croca. Zauważam ciemny cień, który przemieszcza się w moją stronę.
- Nie mamy czasu! Ruchy!- krzyczy Rick i ciągnie mnie za rękę dalej. Jeszcze tylko Capitan Boomerang. Gdyby to ode mnie zależało zostawiła bym go tu. Nie lubię go. Jest bardzo... specyficzny. Czuję oddech Killer Croca na plecach, gdy szukamy pomieszczenia Boomeranga. Musi przecież tu być. Nie był daleko ode mnie. Słyszałam go, gdy jeszcze tu byłam.
- George!- krzycze głośno, mając nadzieje, że mnie usłyszy.
- Digger idiotko!- odzyskuje odpowiedź. Biegniemy w stronę jego głosu.
- Minuta- mówi cicho Rick. Killer Croc wywarza drzwi i wyciąga stamtąd siła Boomeranga. Wybiegamy na zewnątrz. Mamy jeszcze pół minuty nim zrozumieją, że napadliśmy na nich. Jednak Deadshot pomylił się w obliczeniach. Rozlega się huk od strzałów. Coś ociera się o moje udo, sprawiając, że upadam na ziemię.
- Postrzelili Harley!- krzyczy Rick. Wraz z Deadshotem strzela do naszych przeciwników. Zerkam na ranę i nie pociesza mnie to. Musiało rozerwać mi tętnice. Krew wypływa ze mnie tak cholernie szybko. Killer Croc podnosi mnie z ziemi i najszybciej jak potrafi opuszcza teren więzienia. Biegnie na lotnisko. Nie wiem czy reszta biegnie za nami. Czuję się strasznie słabo.
- Wytrzymaj karlico- mówi Croc, próbując trzymać ze mną kontakt.
- Jasne Frog
- Croc- poprawia mnie, choć wie, że powiedziałam to złośliwie. Wyciągam swój pistolet i strzelam do ochrony lotniska. Gdy nie muszę sama biegać jest o wiele wygodniej. Mniej się męczę. Z uśmiechem wybieram największy samolot. Killer Croc sadza mnie w kabinie pilota i czeka, az odpale. Nie jest to takie łatwe. Nigdy nie latałam samolotem. Klikam kilka przycisków i w końcu trafiam w ten potrzebny. Obok mnie siada Rick i pomaga mi wystartować. Odlatujemy. Ta adrenalina hamuje cały ból jaki powinnam czuć. Deadshot powoli zszywa moją ranę na nodze. Na policzku wystarczył plaster. Zaczynam się śmiać, gdy uświadamiam sobie w co wciągnęłam Ricka. Teraz jest jednym z nas. Jest przestępca.
- Załóżmy, że chrzest masz już za sobą- mówię wesoło do niego. Uśmiecha się do mnie blado. Pewnie nadal myśli co zrobiliśmy.
- Już po wszystkim Harley- mówi Deadshot, a ja oglądam ranę. Wtem dostaję smsa od Pana J.
Gdzie ty do cholery jesteś?
Zamieram na siedzeniu. Jest na mnie wściekły. Nie powiedziałam mu o moich planach. A jeśli coś im zrobi. Zaczynam bawić się kosmykiem włosów ze zdenerwowania. Lądujemy na dachu rezydancji Riddlera, choć dziwię się, że daliśmy radę. Na dachu stoi Puddin. W jego oczach jest furia, a w zaciśnietych w pięści dłoniach trzyma karabin. Mam przesrane.
CZYTASZ
Wariaci
FanfictionJest to tak jakby kontynuacja filmu "Legion Samobójców" opowiadana oczami Harley Quinn. Zapraszam do czytania i oceniania