Poszłam prosto do pokoju June. Otworzyłam drzwi i wbiłam do pokoju.
- A o pukaniu nie słyszałaś?- pyta Rick.
- No widzę, że tu się odbywa- mówię radośnie i wyciągam nagą June z łóżka. Szczerze mam to gdzieś czy zaczynali, czy właśnie skończyli. To ja tu jestem najważniejsza. Ciągnę ją za sobą na dach. Tam się najlepiej rozmawia. Nie rozumiem czemu June jest skrępowana faktem, że jest nago. Myśli, że nie widziałam kobiety nago? Jeśli tak to jest w błędzie.
- Co my tu robimy? Jest zimno- mówi June, otulając się ramionami. Na krawędzi dachu siedzi drobna blada postać.
- Zoe!- krzyczę, a mała się odwraca. June chowa się za moimi plecami. O co jej chodzi? Podchodzę powoli do dziewczynki i ją przytulam. Odsuwam ją od krawędzi. To chyba oznaka instynktu macierzyńskiego, którego na moje szczęście nie mam ani trochę.
- Co jest ciociu Harley?- pyta
- Co robisz tu sama?
- Rzucam kamieniami w ludzi- zaczynam się śmiać. Bawi się w moją ulubioną zabawę. I jest przy tym taka słodka. Zerkam na miejsce, w którym stoi June. A raczej na miejsce, w którym powinna stać. Uciekała do środka rezydencji jak tylko się odwróciłam. Siadam z Zoe na dachu i patrzę na ludzi, snujących się pod nami jak mrówki. Wszyscy się gdzieś spieszą. Do pracy, do szkoły, czy do sklepu. Naśmiewamy się z różnych osób. Z pani w czarnym płaszczu, mężczyzny w cylindrze, czy dziecka na za małym rowerze, a nawet z kobiety w czerwonych włosach. Zoe rzuca w nią kamieniem. Śmieje się wesoło, gdy trafia. Kobieta zwraca twarz w naszą stronę. Ups. To Poison Ivy. Będzie dym. Biorę małą na ręce i powoli schodzę na dół. Ivy jest szybsza. Zatrzymuje nas przy zejściu z dachu. Nie mam jakiejś specialnej ochoty na przeciskanie się przez krzaki. Odwracam się do przyjaciółki.
- Hej Ivy dawno cię nie widziałam- mówię jak zwykle zbyt wesoła. Ivy podchodzi do mnie i z furią uderza mnie w twarz. A to za co? Trujący Bluszcz zaczyna płakać.
- Kiedy mnie zamieniłaś na kogoś innego? Kiedy przestałam się dla ciebie liczyć?- pyta, łkając. Nie rozumiem o co chodzi. Patrzę jej w oczy bez żadnego współczucia. Nie wiem czego jej współczuć skoro jej nie rozumiem.
- Kiedy June stała się lepsza ode mnie?!- krzyczy.
- O co...
- Zdradziłaś mnie Harley!- co raz mniej rozumiem. Zoe zaczyna się wyrywać. Chowam ją za sobą, by nie narazić jej na gniew przyjaciółki.
- Ivy spokojnie- mówię, próbując wszystko poukładać. Nigdy nie byłam z Ivy, więc nie mogłam jej zdradzić. A może coś pominęłam. Coś istotnego. To musi być ważne. Albo znowu mnie ktoś podpuszcza.
- Lubisz ją bardziej, bo jest człowiekiem?- pyta rozpaczliwie.
- Chodzi jej o to, że lepiej się dogadujesz teraz z June, a nie z nią- szepce Zoe. Zamieram. O nie. Już ja wiem jak się kończy olewanie Ivy. Jest to bardzo bolesne. Nie przepadam za tym. Popycham Zoe w dół i skaczę za nią, licząc, że na dole jest basen. Naprawdę na to liczę...Dziś zaczynamy trochę później, ale to dlatego, że zaspałam. Nie wiem o której pojawią się rozdziały, ale będą 4. Dam radę. Miłego dnia 💚💜💚💜💚💜
CZYTASZ
Wariaci
FanfictionJest to tak jakby kontynuacja filmu "Legion Samobójców" opowiadana oczami Harley Quinn. Zapraszam do czytania i oceniania