Joker zerka na moją bliznę. Patrze na niego.
- Ile ci zostało do porodu?- pyta głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- 6 tygodni- łapie mnie nagle w pasie i kładzie na łóżku.
- Nie chcę by coś ci się stało. Wiesz na co się naraziłaś lecąc tam sama?- pyta
- Był ze mną Rick...
- W helikopterze go nie było. A co gdybyś nie dała rady przelecieć nad oceanem? Byłaś bardzo nieodpowiedzialna. Teraz powinnaś myśleć nie tylko za siebie...- urywa, gdy ktoś otwiera drzwi. Zerkam na Deadshota. Ten uśmiecha się do mnie i wchodzi do środka. Joker warczy groźnie. Podchodzi do Deadshota.
- Ja do Harley- mówi Floyd i mija go, podchodząc do łóżka. Puddin wpadnie za chwile w szał. Jego nie wolno ignorować. Widzę jak zaciska pięści. Albo ja oberwe, albo Deadshot. Joker wychodzi trzaskając drzwiami.
- A temu co?- pyta Deadshot. Uśmiecham się i go przytulam. Nie wiem czemu, ale brakuje mi męskiego tulenia. Takiego opiekuńczego.
- Tak się cieszę, że tu jesteście. W końcu nie będę sama- Deadshot całuje mnie w czoło w momencie, gdy Puddin wraca po coś czego zapomniał. Zastygam w bezruchu.
- No proszę... Harley Quinn. Może zechcesz mi powiedzieć czyje to jest do cholery dziecko!- odsuwam się w kąt pokoju. Przecież Floyd jest tylko moim przyjacielem. Nic nie zrobił.
- Puddin to twoje dziecko. Wiesz przecież, że jestem ci oddana
- Od jakiegoś czasu zaczynam w to wątpić- wkurzony wychodzi z pokoju.
- Wybacz nie wiedziałem, że tak zareaguje- tłumaczy się Floyd.
- Nic się nie stało- mówię, zastanawiając się co tym razem będzie karą. Nie mam już żadnej rany, którą mógłby uszkodzić. Oprócz tej na sercu. Jak to zaczyna wątpić w moją miłość. Jestem tu nadal i zgodziłam się oddać dziecko. Czy to nie świadczy o mojej miłości do niego.
- Chcę pobyć sama- mówię cicho i patrze na wychodzącego Deadshota. Czy Puddin jest zazdrosny? Byłam świadkiem tylko jednego jego napadu zazdrości. W klubie. Później złapał mnie Batman.
Nie chcę kłopotów
Nie chcesz kłopotów. Nie chcesz kłopotów.
Nie podobam ci się to nie zawracaj mi głowy.
A powiedz dobrze się bawisz?
Nie... Ona jest twoja Joker.
No właśnie.
Ej J. nie
Ocieram łzy. Tamtego mężczyznę zabił bez mrugniecia okiem, dlaczego miałby oszczędzić Floyda? Zaczynam dygotać. Nie chcę by moi przyjaciele umarli przeze mnie. Ja ich tu sprowadziłam i to ja jestem za nich odpowiedzialna. Patrze na leżąca na łóżku broń. Joker o niej zapomniał. To ją chciał zabrać. Biorę ja w ręce i idę w poszukiwanie Puddina. Znajduję go na dachu.
- Przyniosłam ci broń- mówię, patrząc na jego plecy. Podchodzę do niego powoli. Kładę dłoń ma jego barku. Joker odwraca się, a po jego policzku spływa samotna łza. Ocieram ją i patrze mu w oczy.
- Stało się to czego najbardziej nie chciałem- mówi.
- Co?
- Pokochałem bachora...
CZYTASZ
Wariaci
FanfictionJest to tak jakby kontynuacja filmu "Legion Samobójców" opowiadana oczami Harley Quinn. Zapraszam do czytania i oceniania