...

2.9K 264 25
                                    

Weszliśmy na teren rezydencji. Nie mogę powiedzieć, że się niedenerwuję, podczas gdy nogi trzęsą mi się jak nigdy. Podbiegam do Jokera, chcąc zrobić jak najmniej hałasu. Patrzę na jego twarz. Jego zimne, zielone oczy są skupione tylko na naszym celu. Na mnie już nie spojrzy. Wchodzimy do środka gotowi na atak Amandy, ale jej tu nie ma. Przytulam się do ramienia Puddina, który mnie odpycha. Ze smutkiem kieruję się na przód naszej wycieczki i wspinam się po schodzach. Najgorsze jest to, że nie umiem wyczuć obecności Amandy. A może jej tu nie ma? Nie. To by było głupię. Wychodzę na dach i niemal natychmiast ktoś uderza mnie czymś ciężkim w głowę. Legion Samobójców włącza się do zabawy. Próbujemy dopaść Amandę jak pięcioletnie dzieci. Tak nieudolnie. Wszystko się diametralnie zmienie, gdy na dachu pojawia się Batman i trzech Robinów. I nie, moje oczy sie nie mylą. Robinów jest trzech.
- Wykończmy ich!- krzyczę, rzucając się na Robina, który na nieszczęście stał zbyt blisko mnie. Uderzam go kijem po twarzy, raz za razem, dopóki nie przestaje się szarpać pod moim ciałem. Patrzę na to co zostawiłam z tego biednego dziecka. Trudno się mówi. Wraz z resztą Squadu wykańczam dwóch kolejnych Robinów i pochodzę do Batmana.
- Starzejesz się dziadku- mówię choć i tak wiem, że dopiekłam mu tym, iż zabiłam trzech Robinów. Osobiście. Naglę słyszymy krzyk. Krzyk dziewczynki. Zauważam kątem oka, biegnącą do mnie Zoe. Widzę też Amandę, która roześmiana celuje do mnie. Znowu. A podobno to ja jestem psychopatką. Zasłaniam Zoe swoim ciałem gotowa na strzał Sramandy. Słyszę charakterystyczne dźwięk, ale nic się nie dzieje. Nadal stoję. Zerkam pod nogi i zamieram. U moich stóp leży Deadshot. Amanda trafiła zbyt dokładnie, byśmy zdążyli go uratować. Nie powstrzymuję słabości i klękam obok niego.
- Zawiodłam Floyd. Zawiodłam
- Masz walczyć Harley. Rozumiesz? Pokażim, że potrafisz. Głowa do góry kwiatuszku- mówi i zamyka oczy. Nie mam odwagi spytać czy boli. Wstaję i staram się zasłonić widok Zoe, ale jest już za późno. Wszyscy to wiedzą. Mała patrzy na ojca i mimo swej bladej cery, robi się jeszcze bledsza. Cudem opanowuję wymioty i odwracam się do Amandy.
- Mogłaś zabić każdego z nich, ale wybrałaś najmniej odpowiednią osobe!- krzyczę, patrząc jej w oczy. Furia mnie rozsadza od środka. Wyciągam pistolet i staram się wycelować dokładnie. Tak jak mnie uczył Deadshot. Powstrzymuję mnie od strzału krzyk Puddina. Gdy się odwracam, Batman przystawia mi pistolet do czoła. Nie mam nawet zamiaru panikować. Zaczynam mu się śmiać w twarz...

WariaciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz