Budze się. Niestety się budzę. Rozglądam się dookoła. Tylko debil nie poznał by tego miejsca. Arkham Asylum. Mój ukochany pokój. Na brzuchu mam opatrunek. Nie podoba mi się. Wstaje. Czuję okropny ból w brzuchu. Rozrywam bandaże. No tak założyli mi szwy.
- Wstała!- słyszę krzyk na korytarzu. Gdy wchodzą do środka, stoję z uniesionymi ramionami.
- I co Joker chciał się ciebie w końcu pozbyć?- pyta jeden z ochroniarzy, którzy przyszli mnie przywitać. Gryzę się w język by im nie odpowiadać. Uśmiecham się szaleńczo. Jeden z nich podchodzi zbyt blisko. Łamię mu rękę w dwóch miejscach. Zaczynają mnie bić. Pięciu facetów na raz. Dwóch mnie trzyma. Nie krzycze, ani nie płacze. Nie dam im tej satysfakcji. Dopiero gdy zaczynam pluć krwią dają mi spokój. Zostaję sama. Wiecie jakie są uroki Arkham? Nie możesz liczyć na niczyją pomoc. Z trudem wlokę się na metalowe łózko. Nie dam im wygrać. Nie pokarze nikomu, że jestem słaba. Śmieje się jak głupia, leżąc na łóżku. Nie mam bladego pojęcia czy jest dzień czy noc. Ani ile już tu jestem. Nagle do mojej sali wchodzi młoda dziewczyna. Uśmiecham się do niej wesoło i podchodzę z wyciągnięta dłonią.
- Harley Quinn miło poznać- mówię. Zaczynam się szaleńczo śmiać, by po chwili zacząć kaszleć krwią. Moje usta robią się cudownie czerwone.
- Natasza Bolgard. Jestem twoim psychologiem- pokazuje jej, że jest wariatką. Siada na krześle. Czyli uratowali mnie i przywieźli do tego głupiego więzienia. Prycham pogardliwie i staje za "panią psycholog". Myśli, że jest w stanie mi pomóc.
- Widzę, że czegoś się nauczyli. Już nie przydzielają mężczyzn do kobiet- mówię i znowu wybucham śmiechem. Całuje ją w policzek, zostawiając jej krwawy ślad na twarzy. Czuję jak drga z obrzydzeniem.
- Brzydzi się mnie pani, pani psycholog?- pytam, siadając przed nią na krześle.
- Nie chciałabyś żyć normalnie Harleen?- pyta. Chyba zauważa furię w moich oczach, bo zaczyna coraz bardziej blednąć. Uderzam pięścią w stół tuż przed nią. Ciesze się jak małe dziecko, że zyskałam nad nią przewagę.
- Nie nazywaj mnie tak- mówię.
- Ale jednak musisz mieć w sobie ludzkie odruchy Harleen.- uderzam ją w twarz za to imię. Nienawidzę tego imienia. Było moją słabością. Na całe szczęście Pan J. uratował słabą Harleen dając jej moc i zmieniając w Harley.
- Nie płakałaś gdy Batman zabił dziecko?- pyta. Gdy tylko o tym wspomina, rzucam się na nią. Przyduszam ją do ziemi. Robię to na tyle umiejętnie, że nie może nawet zawołać ratunku.
- Bardzo źle zaczęłaś. Najpierw zodobywa się zaufanie, a później doprowadza do szału- mówię z uśmiechem na ustach. Puszczam ją. Dostała porządną lekcje. Kładę się na metalowym łóżku i pokazuję jej na drzwi. Niemal wybiega z mojej sali. Śmieje się wiedząc, że w tym więzieniu mojego i Puddina śmiechu nikt nie znosi. Ale kiedyś to się zmieni. Wszyscy będą się lękać naszego śmiechu. Milknę dopiero, gdy strażnicy zaczynają walić do drzwi. Łzy zaczynają mi płynąć po policzkach.
- Puddin- szepczę z nadzieją.
CZYTASZ
Wariaci
FanfictionJest to tak jakby kontynuacja filmu "Legion Samobójców" opowiadana oczami Harley Quinn. Zapraszam do czytania i oceniania