Wstaję bardzo wcześnie i szykuję się do wyjścia. Makijaż, strój i kij baseballowy. Wychodzę z sypialni. Kieruję się w stronę kuchni, gdzie June kłóci się z Rickiem, bo też chce jechać. Nie dziwie się Rickowi, że nie chce jej pozwolić. Gdyby to ode mnie zależało, schowałabym Puddina w piwnicy i zamknęła na trzy spusty. Wtedy bym była pewna, że nic się nie stanie mojemu pączuszkowi.
- Gotowy?- przerywam ich głupią kłótnie tym jednym banalnym pytaniem.
- Harley powiedz June, że nie jedzie- prosi mnie Rick. Zerkam na rozwścieczoną twarz June.
- Nie możesz jechać. Ktoś powinien zostać z dziećmi, a tylko ty umiesz z nimi rozmawiać- mówię, uśmiechając się do niej. Nie okłamałam jej. Nigdy bym tego nie zrobiła June. Patrzę jak się powoli uspokaja. Cała June. Po chwili przychodzi Killer Croc i Ivy.
- Pamela ty też nie jedziesz- mówię tonem dowódcy, nieudolnie naśladując Deadshota.
- Oczywiście, że jadę. Croc nie pojedzie sam, prawda misiaczku?
- Ivy jesteś w ciąży dlatego Harley ma rację. Zostajesz w domu z June- mówi i całuje ją by zapobiec innym wymówką Ivy. Tracę powoli nadzieje na powodzenie misji i zaczynam się zastanawiać, którego znajomego widzę po raz ostatni. Boomeranga, z którym wreszcie się pogodziłam? Ricka, który tak dzielnie przeprowadził nas przez to bagno z Legionem Samobójców i który pomógł mi uratować Puddina? Czy Deadshota, który jeszcze nie dokońca wybaczył mi to co zrobiłam Zoe? Jedno jest pewne. Po tej misji wszystko się sypnie. Nasza przyjaźń. Nasza prowizoryczna rodzina. Każdy pójdzie w swoją stronę i po pewnym czasie zapomnimy o sobie. A może tej nocy stracę Puddina? Skrzywdzą go tak nieodwracalnie, że umrze. Bym musiała nauczyć się z tym żyć. Wyjechać z rezydencji i zmieszkać gdzieś indziej. Chociażby z Harvem. Obserwuję jak mój cały Squad zbiera się w kuchni. Są gotowi na to bardziej niż ja. Wychodzę wraz z nimi na ten ponury deszcz, który znowu ukazuję moje samopoczucie. Przytulam się do Puddina w furgonetce, którą prowadzi Rick. Cała jestem spięta z tych nerwów, ale silne ramiona Jokera znowu wytwarzają tą głupią iluzje bezpieczeństwa. Zaczynam się uspokajać i odzyskuję racjonalne myślenie. Tego mi trzeba. Wysiadamy przed willą Amandy. Patrzę na nią z lekkim zaskoczeniem. Kim jest Sramanda, że może sobie pozwolić na tak duży dom? Biorę kilka głębokich wdechów i odwracam się twarzą do moich towarzyszy.
- Kogoś z was widzę pewnie po raz ostatni. Chcę wam podziękować. Za wszystko. Za to, że tu jesteście, że chcecie mi pomóc i za to, że przez piekne trzy lata stanowiliśmy rodzinę. Może nie jesteśmy wszyscy idealni, ale jedno jest pewne. Bardzo was polubiłam i cieszę się, że bierzecie udział w tej misij. Po raz ostatni stańmy się Legionem Sambójców i zakończmy tą komedie. Do dzieła Suicide Squad...
CZYTASZ
Wariaci
FanfictionJest to tak jakby kontynuacja filmu "Legion Samobójców" opowiadana oczami Harley Quinn. Zapraszam do czytania i oceniania