Z jakiegoś powodu, gdy dociera do mnie głos Puddina zaczynam się denerwować. Myślę, że to wcale nie przez to, iż uciekłam w nocy z domu.
-Puddin!- wołam radośnie. Może mi wybaczy jak będę słodką, głupiutką wariatką
- Zamilcz Harley. Nie rozmawiam z tobą- odwarkuje mi. Chyba wybłaganie przebaczenia nie będzie takie łatwe. Batgirl ciągnie mnie mocniej, chcąc zdenerwować Jokera. Ten zaczyna się śmiać.
- Myślisz, że mi jej szkoda? W domu dostanie większą karę- mówi. Zaczynam dygotać. Skrzywdzi mnie?
- A z resztą weźcie ją sobie. Ja chcę tylko jej pistolet. I kartę kredytową- podchodzi do mnie i zabiera broń, kartę kredytową i mój ukochany naszyjnik. Zaczynan płakać. Puddin wychodzi, zostawiając mnie z superbohaterami. Batgirl puszcza mnie i patrzy na moją twarz. Nie mam ochoty uciekać. Puddin... Puddin... Puddin już mnie nie chce. Podnoszę się i wyciągam ręce do Batmana. Zakuwa mnie w kajdanki.
- Czy teraz Harley pozwolisz wyprać sobie mózg? Widzisz już, że on cię nie chce- jest mi smutno to prawda. Nie chcę już żyć, to też prawda. Wszystko co miało dla mnie sens, teraz nie ma znaczenia.
- Zamkniesz mnie w Batjaskini?- pytam, a on tylko potwierdza moje obawy. Ciemno, wilgotno i ponuro. Jedyną rzeczą, na którą będzie można tam popatrzeć bedę ja. I nie, nie pomyliłam się. Dla Puddina jestem rzeczą. Przynajmniej tak się zachowuje i tak mnie traktuje. Jak nic nie znaczącą zabawkę. Idę grzecznie za Batmanem. Dlaczego byłam taka głupia? Wychodzimy z baru. Pada deszcz. Niestety. Rozmyje mi makijaż. Kurde. Nagle z góry zaczynają padać strzały. Wszystkie niecelne. Nie ma jakiś innych odgłosów walki, więc to ja jestem celem. Ja lub Batman. Rozglądam się dookoła, szukając napastników. Zauważam jeden szczegół, który zaczyna budzić we mnie nadzieję. Skrawek płaszcza June Moone. Lekko się uśmiecham pod nosem. Czyli jednak coś znacze dla Puddina. Podchodzi do mnie jakaś Japonka. Nie znam jej.
- Proszę się odsunąć to niebezpoeczna psychopatka- mówi Batman, stając pomiędzy mną a kobietą.
- Ale ja wiem, że ona jest niebezpieczna- mówi z uśmiechem kobieta. Nagle uderza Batmana i ciągnie mnie za kajdanki. Upadam twardo na ziemię. Kamień leżący na ziemi, rozcina mój łokieć. Podnosi mnie ktoś i wciąga w dół. Znajduję się w ściekach. Boże tak strasznie tu śmierdzi. Zerkam na mojego wybawcę. Killer Croc. Przytulam go mocno. A więc przyszli mi pomóc. Moi kochani przyjaciele. Mój kochany Suicide Squad. Z radosnym śmiechem, całuję Croca w policzek.
- Uratowaliście mnie... znowu- mówię. Boże jestem im taka wdzięczna. Nie miałam zamiaru ani przez chwilę siedzieć spokojnie w Batjaskini.
- Harley zawsze będziemy cię ratować. Bez ciebie atmosfera w domu jest taka... przygnębiająca. Nikt nikomu nie dokucza. Nikt nikogo nie wkurza. Jesteś nam potrzeba- mówi, przytulając mnie mocniej. Śmieję się radośnie. Boże jak ja ich kocham. Jak ja ich wszystkich do jasnej cholery kocham.
- Dzięki Frog
- I o to chodziło karlico...
CZYTASZ
Wariaci
FanfictionJest to tak jakby kontynuacja filmu "Legion Samobójców" opowiadana oczami Harley Quinn. Zapraszam do czytania i oceniania