Minęły dwa tygodnie od tamtego dnia. Dwa pełne bólu i płaczu tygodnie. Odbył się też pogrzeb moich dwóch ukochanych przyjaciół, a teraz wszystko zaczęło wracać do normy. Ivy najbardziej chyba przeżyła stratę. Killer Croc był dla niej wszystkim. June nadal jest smutna przez to co zobaczyła. To wszystko ją dołuje. Nie była na to gotowa. Na ten widok. Zoe pogodziła się ze stratą ojca, tak szybko jakby się tego spodziewała. Jakby juz od jakiegoś czasu była przygotowana na to, że on po prostu nie wróci. Puddin wrócił do zdrowia i już dwa dni po powrocie ppraz pierwszy mnie uderzył. Przejełam opiekę nad Zoe, czyniąc ją swoją córką. Zostałam matką chrzestną Bena i z niecierpliwością czekałam na narodziny dziecka Pameli. Zmieniła się sytuacja, ale my się nie zmieniliśmy. Ja i Puddin to nadal psychopatyczni mordercy, bez względu na to czy w domu są dzieci, czy nie. June i Rick zdecydowali się zostać i wychować Bena wśród nas. Flagg został zastępcą Puddina i niedługo po tym wziął śłub z June. Tatsu i Goerge też zawarli związek małżeński, ale przeciągnięcie Katany na naszą stronę nie było takie proste, lecz się udało. Na koniec specjalnie zostawiłam Ivy. Znienawidziła siebie za to, że nie było jej obok kiedy umierał Killer Croc. Znienawidziła Poison Ivy i kazała nam mówić do siebie po imieniu. To nie było najgorsze. Nie zrezygnowała z misji ani z kariery przestępcy, ani nie wyprowadziła się. Została z nami pomimo bólu i ran. Stała się kobietą, a nie Trującym Bluszczem. Tak więc wszyscy zostaliśmy razem. Oczywiście ci żywi. I choć żadne z nas nie chce się przyznać, przywiązaliśmy się do siebie. Lubiny tą pewność, że w domu jest ktoś, kto nie będzie na ciebie krzyczał, a jedynie pochwali cię i zrozumie. Suicide Squad zostaje razem. Na zawsze. Aż do końca świata
CZYTASZ
Wariaci
FanfictionJest to tak jakby kontynuacja filmu "Legion Samobójców" opowiadana oczami Harley Quinn. Zapraszam do czytania i oceniania