SIXTY SIX

617 61 44
                                    

Playing my songs is the way
I cope with life.
Won't keep my voice down.
Know the words I speak
Are the thoughts I think out loud.

A Day To Remember - All I Want

Może zgadywałam?

Mama stoi w przedpokoju, od ponad dziesięciu minut przeglądając się w lustrze. Zwykle szykuje się tak długo na każdą okazję, ale jeszcze nie widziałam, by dokładała tyle starań na zwykłe wyjście do pracy. Kątem oka obserwuję jej poczynania. Mama wielokrotnie poprawia włosy, dziś spięte w bardzo eleganckiego koczka, cmoka, nakładając na usta kolejną warstwę koralowej szminki i sprawdza, czy garsonka na pewno dobrze na niej leży. Chcę powiedzieć jej, że dobrze wygląda i nie musi się tak wysilać, ale tego nie robię. Znając życie, mama doskonale o tym wie.

W przeciwieństwie do niej, tylko lekko zdenerwowanej i powoli szykującej się do pracy, ja jestem jak huragan, którego nie da się zatrzymać. W pośpiechu wkładam buty, wiążąc trampki tak, by nie spadły mi z nóg w trakcie drogi do samochodu, zaciągam klamerkę paska, poprawiając wiecznie zsuwającą się spódniczkę i setny raz zacinam sobie suwakiem brodę, przy okazji wciągając do zamka swoje włosy. Wszystkim zdarza się zaspać, prawda?

– Juliette, śniadanie! – woła do mnie Sue i kręcąc oczami, wpakowuje mi papierową torbę do plecaka.

Mama zerka na mnie przelotnie, pewnie oceniając mój strój. Cóż, mając niecałe trzydzieści minut, w których muszę zmieścić stanie w korku, dojazd do szkoły, poranną toaletę i śniadanie Sue, nie mam zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad doborem ubrań i dodatków. Za sukces i tak uznaję założenie granatowej spódniczki, której nie trzeba było prasować w pośpiechu, parząc sobie wszystkie palce, i trochę rozciągniętej koszulki z nadrukiem puszystej lamy. Może to nie outfit na miarę modowej bloggerki, ale zawsze coś.

– A może cię podwiozę? – pyta nagle mama, obrzucając mnie litościwym wzrokiem.

– Nie musisz iść do pracy? – odpowiadam pytaniem na pytanie. – Przecież do wydawnictwa jedzie się w drugą stronę.

– Jadę udzielić wywiadu. – Uśmiecha się dumnie.

– A czy tym nie powinny zająć się inne osoby? – Unoszę brew, zakładając plecak na jedno ramię.

– Powinny – macha ręką – ale ciągłe siedzenie w budynku mi nie służy. A jeśli zrobię to sama, dopilnuję, by materiał był jak najlepszy. Jadę w okolice Suncorp*, zabierasz się ze mną czy nie?

Jej propozycja jeszcze przez moment wisi w powietrzu, gdy masuję się po skroniach, ale w końcu kiwam głową, razem z rodzicielką wychodząc z domu. Jej czerwona Ibiza stoi na podjeździe, więc szybko wsiadam do samochodu i zapinam pasy. Nie pamiętam, kiedy mama odwoziła mnie do szkoły po raz ostatni. Nim zrobiłam prawo jazdy, jeździłam autobusem, razem z Camilą. Liceum znajduje się w zupełnie innej części miasta, więc nikt nigdy nie chciał jeździć okrężną drogą. Wcześniej mama właściwie też rzadko mnie odwoziła. Raz czy dwa, kiedy ją o to błagałam. Dosłownie.

– Masz kogoś, kto może zabrać cię w drodze powrotnej? Po wywiadzie jadę do wydawnictwa i wrócę dopiero około siedemnastej – rzuca, odpalając silnik, a następnie wyjeżdża na ulicę.

– Ktoś się pewnie znajdzie – mamroczę cicho, włączając radio.

Muzyka klasyczna, tym razem Bach, powoli owija nas swoim wdziękiem. Mija tylko kilka minut, odkąd włączyłam urządzenie, przestając rozmawiać z zajętą prowadzeniem mamą, a już mam dość. Pierwszy raz w życiu naprawdę mam dość, nie mam ochoty na słuchanie oratoriów, suit i symfonii. Mam dość Beethovena, Chopina i Czajkowskiego. Chcę posłuchać czegoś odpowiedniego do mojego dzisiejszego humoru, więc przełączam stację bez pytania. Pierwsze nuty znanej mi piosenki Robbers, wielokrotnie odtwarzanej na wielu częstotliwościach, zespołu The 1975 wypływają z głośników. Muzyka sączy się tak długo, aż mama nie parska ze złością, zwracając tym moją uwagę. Na jej twarzy obecny jest grymas, który porównałabym do obrzydzenia. Ohydne niechcenie.

Juliette | DE #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz