SEVENTY FIVE

621 57 57
                                        

Ringing alarm, it's getting dark,
Can't see my shadow
This broken town is breaking me down
I grab my things and go

R5 - Nine Lives

Niech ktoś go zepchnie...

Dennis

– Zaraz urwę ci ręce.

– Mhm.

– Odetnę ci palce tępym nożem.

– Jasne.

– Wszystkie po kolei, a potem spuszczę je w kiblu.

Hamuję wybuch śmiechu. Przygryzam wargę tak mocno, że to aż boli, ale nie wydaję z siebie nawet zduszonego jęku. Lester patrzy na mnie najbardziej morderczym wzrokiem, na jaki go stać, wgapiając się w moje palce, które wystukują rytm na stoliku kawowym. Głośno. Nieprzerwanie.

Boleśnie.

Ale jestem trochę zbyt dumny, żeby tak po prostu przestać. Poza tym uwielbiam dokuczać swojemu bratu, a korzystając z faktu, że będzie w kraju jeszcze przez co najmniej miesiąc, mogę go trochę podręczyć. Nie wierzę, że nie tęskni za tym w Afryce. Pewnie po prostu wstydzi się przyznać, że udaje rozzłoszczonego.

– Idę po tasak. – Wstaje i wychodzi z salonu, nie odwracając się za siebie.

Dopiero wtedy ośmielam się zachichotać, zakrywając sobie ręką usta. Siadam wygodniej na sofie, a potem wyciągam przed siebie nogi, kładąc je na stole. Sobotnie przedpołudnie jest dość spokojne, jak na nas. Zwykle od rana coś się dzieje. Mama i tata mają dzień wolny, więc jadą do hipermarketu i robią wielkie zakupy. Mała Tiann dosłownie każdy sobotni poranek spędza na leniuchowaniu w swoim pokoju i na zabawie tymi swoimi księżniczkami. Gorzej, jeżeli prosi, bym także się z nią pobawił.

Ciężko mi siebie ocenić, ale wydaje mi się, że jestem dobrym starszym bratem. Przynajmniej staram się taki być – pomagam Tiannah w lekcjach, bawię się z nią, zabieram ją na spacery. A poza tym po prostu jestem sobą i przez to zwyczajnie chcę jej przekazać, by nigdy nikogo nie udawała, bo to naprawdę słabe. Moja młodsza siostra za wzór upatrzyła sobie Lestera, ale jeśli mam być szczery, też to robię. Les, chociaż od zawsze był typem buntownika, który marzył o wolności, jest osobą, którą należy podziwiać. Zrobił wiele rzeczy, które sprawiają, że w oczach małej jest bohaterem. Wydaje mi się, że ona właśnie kogoś takiego potrzebuje.

Lester wraca do salonu ze słoikiem Nutelli i łyżką stołową. Wgapiam się w czekoladowy krem i obserwuję, jak brat siada obok mnie, otwiera słoiczek, a potem po prostu wyjada z niego przysmak. Unoszę brwi, kompletnie gubiąc się w sytuacji. Les doskonale wie, że mu się przyglądam, ale woli wpatrywać się w jakiś nieokreślony punkt, kołysząc głową w rytm piosenki Nickelback, która bardzo cicho wydobywa się z głośników. Moje wpatrywanie się w niego przerywa pojawienie się mamy, która wchodzi do salonu, obładowana siatkami.

– Może któryś by mi pomógł? – woła, przewracając oczami.

Natychmiast zrywam się z miejsca i podchodzę do niej, odwracając się jeszcze przez ramię.

– Wychowałaś samoluba, który wyżera moją Nutellę prosto ze słoika. Powinnaś go wydziedziczyć. Albo nie, lepiej! Kupić mu bilet powrotny! – marudzę, odbierając dwie torby.

Słyszę radosny śmiech mamy i Lestera. Niech to, pracują razem, mogłem się tego spodziewać. Les chyba zawsze był ulubieńcem mamy. Nie to, żeby nie kochała naszej trójki jednakowo, co to, to nie. Chodzi mi jednak o to, że Lesowi wszystko uchodziło na sucho, zawsze mógł robić, co mu się chciało. No ale nie mogę zapominać, że przecież jest starszy. A ci starsi zawsze mają się lepiej – przypuszczam, że to będą kiedyś słowa Tiannah.

Juliette | DE #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz