Rozdział 34

17K 1.1K 41
                                    

ENJOY!!!




Nadia

Poinformowałam Nukę o jego przestępstwie. Zdecydowanie przegiął zamykając mnie w pokoju, skutą kajdankami, więc zapowiedziałam, że poniesie srogie konsekwencje swojego czynu. Tak więc sumiennie unikałam próby pojednania z nim. Wyszłam z założenia, że skoro tak bardzo lekceważy kobiety, powinien dostać nauczkę, więc to właśnie zrobiłam.

Przez cały dzień ignorowałam głupie zaczepki, wszelkie starania zbałamucenia mnie przy wykorzystaniu wzajemnego pożądania. Wstawiłabym sobie najwyższą notę, za robienie zwodów, niczym zawodowy piłkarz.

O piętnastej rozpoczęła się ostatnia konkurencja turnieju. Poprzedniej nie miałam szansy obejrzeć, dlatego tym razem nie dawałam się rozproszyć mimo jego usilnych starań. Pomagał dodatkowo fakt, że nie byliśmy sami. Zasiedliśmy bowiem na trybunach, ramię w ramię, na oczach setek potencjalnych obserwatorów.

W pewnym momencie, z głośnym plaskiem, trzepnęłam w dłoń mężczyznę. Z takimi to trzeba krótko... Mógł sobie sapać, warczeć i krzyczeć, ale na mnie nie robiło to większego wrażenia. Sam się prosił o to.

Minęło piętnaście minut po czasie, a w dalszym ciągu konkurencja się nie rozpoczęła. Mieliśmy małe opóźnienie, a wilki zaczęły zawodzić żałośnie.

Na horyzoncie pojawił się George.

—Jeden z kolesi, których wczoraj pobiłeś, zniknął. Ludzie z watahy Bogini Księżyca, twierdzą że masz z tym coś wspólnego, nie chcą brać udziału dopóki się to nie wyjaśni.

— Bzdura!

— Pobiłeś kogoś?! — krzyknęłam równocześnie.

Zignorował mnie i wstał gwałtownie. Ruszyłam za nim, choć nie podobała mi się ta sytuacja, szarpnęłam go za łokieć i syknęłam.

— Idziemy razem!

Przytaknął i za chwilę staliśmy przy alfie pokrzywdzonej watahy. Z ich rozmowy wynikało, że Nuka pobił chłopaków, którzy chcieli się wczoraj ze mną zabawić. Potem pobiegł do lasu i wrócił do domu. Choć powód bójki tłumaczył zachowanie, nie wyjaśniało to zniknięcia delty. Co więcej Nuka nie miał alibi.

Szło to w bardzo złym kierunku. Jak nie zostanie to wyjaśnione, może dojść do wybuchu wojny. Skrzywiłam się.

Próbując ratować sytuację zaczęłam linię obrony i z mocnymi argumentami, udało mi się przekonać do maksymy Dumbledora ,,niewinny dopóki nie ma dowodów". Chłopak przecież mógł czuć się zażenowany, że pobiła go kobieta, a potem stłukł go jej facet, w tym samym dniu.

Atmosfera trochę się rozluźniła i rozpoczęliśmy zawody. Każdy z zawodników wybrał z czarnego pudełka kartkę z numerem drużyny, naprzeciw której miał stanąć. Delty wszystkich watah kontrolowały przebieg losowania. Walki odbywały się alfabetycznie.

Tak więc jako pierwszy, niejaki Victor Avila z Watahy Życia, wszedł na środek — postawionej tego ranka  sceny i krzyknął nazwę watahy, z którą miał walczyć, czyli Wataha Głodnego Księżyca. Stamtąd zadudniły szepty, aż w końcu z szeregu wyszedł wysoki blondyn. Był szczupły, prawidłowo umięśniony, ale nie nadmiernie.

Musiał być młody, uznałam.

Walka nie trwała długo. Blondyn przegrał, a na ring weszła Jackie. Stanęła naprzeciw postawnego mulata z Watahy Dzierżących. Facet był dwa razy większy od mojej seniorki i wydawał się zadowolony z przeciwnika. Popatrzyłam litościwie na kretyna i krzyknęłam.

— Jackie! Skop mu dupę, żeby zapamiętał ten dzień do końca życia! 

Trybuny zahuczały od rżenia, zadufanych w sobie samców.

Mulat również zaśmiał się i zrobił najgorszą rzecz pod słońcem.

— Nie martw się mała... nie dotknę twojej ślicznej buźki.

Usłyszawszy to, klepnęłam się otwartą dłonią w czoło, szepcząc pod nosem słowa: Idiota. Słowo 'mała', działało na nią jak płachta na byka.

Nim zdążyłam się pomodlić o to, by facet przeżył, ktoś uderzył w gong. Mężczyzna rzucił się na kobietę i nie dłużej niż trzy sekundy później, nagle pofrunął na pierwsze ławki. Znokautowany.

Nastała ogłuszająca cisza, w czasie której kobieta tanecznym krokiem zeszła ze sceny, podśpiewując pod nosem ,,We are the champions" , a potem któryś speaker, otrząsnąwszy się w końcu z szoku, podał nazwisko kolejnej osoby.

Do finału przeszły od nas aż dwie osoby, eliminując Watahę Życia całkowicie z gry. I wyłonili się  finaliści : George, Jackie, Victor i jakiś trzech innych łebków.

Najsilniejszym przeciwnikiem wydawał się być Victor. To była recesywna alfa i to właśnie z nim miała walczyć Jackie. Dała mu minutę zabawy, a potem znudzona rozwaliła kolesia tak, że nawet jako wilk, powinien leczyć się około tygodnia, zawyrokowałam.

Na koniec zepchnęła go nogą z maty, niczym obrzydliwego insekta i krzyknęła, że oddaje walkę walkowerem. Nastały okrzyki oburzenia i wtedy załamałam ręce. Powinnam była domyślić się, że walka z takimi wilkami w końcu ją znudzi i wywinie tego rodzaju numer. Mnie to nie przeszkadzało, ale wiedziałam jak inni zareagują na tę zniewagę.

Zaczęły się gwizdy dezaprobaty i okrzyki zbulwersowanego tłumu. Rozumiałam ich. Oczekiwali walki a nie egzekucji, co więcej, wycofanie się tylko dlatego, że ogarnęła ją nuda, wydawało się czymś złym. Pokonawszy czempiona tej konkurencji, zabiła ducha zawodów.

Pomimo głośnego sprzeciwu, Jackie wzruszyła ramionami i z figlarnym uśmiechem rozpłynęła się w powietrzu.

Dwadzieścia minut później, o zwycięstwo walczyła już Wataha Głodnego Księżyca z naszą, zapominając o przykrym incydencie.

Nadeszła kolej Georgiego, który okazał się fantastyczny. Bardziej niż brutalnej siły, starał się jak bardziej grać strategicznie. Przewidywał ruchy przeciwnika, szybko dostrzegał kierunek ataku i doskonale odparowywał. Był prawdziwym, honorowym wojownikiem, więc to był piękny i zarazem rzadki widok.

Kiedy został ogłoszony werdykt, Wataha Drapieżnego Wilka triumfowała, podrzucając swojego betę do góry i wiwatując głośno. Gdy tłum nareszcie ucichł, na scenę wkroczył Nuka. Omiótł surowym wzrokiem zebranych, a potem oficjalnym tonem podziękował gościom za przybycie i dołączenie do unii łączącej stada.

Ponieważ następnego dnia wszyscy mieli się rozjechać do swoich domów, zapowiedział że wieczorem odbędzie się bal pożegnalny. Po tych słowach rozbrzmiały gromkie oklaski, szczególnie od strony zawodników.

Zapowiadała się długa, pełna uciech noc.


_________________________________________________


Ilość słów : 880

Opublikowano: 14.01.2017

I tak wkrótce ulegniesz (DNO PISARSKIE, UNIKAĆ)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz