Rozdział 66

13K 911 29
                                    

:(





Nadia

Wpierw dobiegły mnie odgłosy szarpaniny. Następnie niezrozumiałe krzyki, a potem czułam, że płynę. Następnie nie było nic.

Nie wiedziałam, na jak długo straciłam przytomność, kiedy ponownie usłyszałam niezrozumiałe słowa przeplatające się z innymi, wypowiedzianymi znacznie ostrzej.

Próbowałam się poruszyć, ale było to trudne. Czy tak wygląda dusza uwięziona w ciele?

Kolejna próba.

Zauważyłam, że głosy ucichły i wówczas się poruszyłam. Uniosłam powieki i uderzyła we mnie biel, którą po chwili zastąpiła twarz Georga. Zamrugałam ponownie by odgonić obraz, ale nic z tego.

Nie umarłam?

Zdruzgotana z owego faktu, leżałam w osobnym pokoju dla chorych, tym samym miałam zapewnioną prywatność. Przyjrzałam się sobie. Miałam założony gips na lewą nogę sięgający aż pachwiny. Ramiona, dłoń, jak i klatka piersiowa była owinięta w bandaże. Wykonałam próbę, by wstać i od razu dopadł do mnie szatyn. Dzięki pomocy bety uniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam o poduszki. Oprócz niego byli jeszcze moi przyjaciele: Alex, Cynhia, Maria. Ale nigdzie nie było Nuki.

Uświadomiłam sobie, że go nie zobaczę i wyczułam coś ciepłego na policzku. Emocje buchnęły we mnie z niespodziewaną siłą. Przestałam się wtedy już powstrzymywać. Wszyscy jak jeden mąż opuścili pomieszczenie i zostałam sama z Marią. Ona jedna wiedziała, co czułam, więc nie powstrzymywałam jej, gdy starała się mi przynieść ukojenie.

Łzy leciały, malując wilgotne ślady po mojej twarzy. Dałam upust mojemu żalowi i stracie. Nawet nie wycierałam ciepłych kropel. Nie było potrzeby, skoro za moment nowe się pojawiały.

Urwałam lament, gdy przed moimi oczami stanął Nuka i równie niespodziewanie zniknął. Moje serce podskoczyło do gardła i krzyknęłam. Chociaż bolało mnie dosłownie wszystko, stoczyłam się z łóżka.

— Widziałaś?

— Co?

— Nuka, on tutaj...— urwałam i zamrugałam gwałtownie rzęsami.

Poczułam delikatny dotyk i ugięcie materaca. Nic nie rozumiałam. Był tutaj. Ale zniknął. Czyżbym oszalała z rozpaczy?

Uśmiechnęłam się przepraszająco do dziewczyny. Próbując zamaskować jakoś ten pokaz, zapytałam.

— Co z Weylynem?

— Nie żyje. Tuż przed twoją utratą przytomności, wygraliśmy. Facet został sam i nasi rozszarpali go.

Przyjęłam tę wiadomość z niejakim zadowoleniem. Lecz prawie natychmiast przyszła mi do głowy nieprzyjemna myśl.

— Jak nasi ludzie?

— Zginął Max i Lenard. — Zacisnęłam ręce w pięści. — Czterech jest na intensywnej terapii, a reszta ma się znakomicie.

Pokiwałam głową.

— Ile leżałam?

— Niecały dzień. Straciłaś przytomność i nie regenerowałaś się. Nie wiedzieliśmy dlaczego.— Popatrzyła na mnie ze smutkiem i dodała.— Tak jakbyś nie chciała żyć.

Westchnęłam ciężko. Tak właśnie było i mimo to właśnie tu byłam.

— Ale lekarz powiedział, że rany nie były tak groźne, na jakie wyglądały.

I tak wkrótce ulegniesz (DNO PISARSKIE, UNIKAĆ)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz