Rozdział 54

15K 1K 55
                                    


Nadia


Następnego dnia, wszyscy oprócz wartowników zrobili sobie wolne, by móc we własnym domowym zaciszu, przejść przez żałobę.

Wraz z Nukim, wybrałam się nad jezioro. Mieliśmy tam drewniany domek i postanowiliśmy spędzić w nim kilka nocy. Ten głupol zawsze mnie zabierał tam, kiedy nie mogłam pływać, bo miałam miesiączkę, a właśnie tego dnia ją dostałam.

Leżałam teraz na leżaku, w cieniu rzucanym przez parasolkę. Byłam w krótkich, ciemnych spodenkach i obszernej białej podkoszulce, którą ukradłam Nuce.

Brzuch mnie niepokojąco bolał, więc wysłałam wcześniej faceta po tabletki przeciwbólowe. Po dwudziestu minutach wrócił z zimną szklanką wody. Nie miałam siły się podnieść. Zażyłam lekarstwo i opadłam wykończona. Ból rozchodził się po kręgosłupie, w dolnych jego partiach.

Nuka nie pytając, wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Było gorąco, ale ja i tak trzęsłam się z zimna, w dodatku poczułam, że będę wymiotować.

— Najlepszy wyjazd na świecie — rzuciłam z sarkazmem.

— Będę się tobą opiekował — wyszeptał śmiertelnie poważny. 

Biło od niego zmartwienie. Nie miałam siły się uśmiechnąć. Czekałam, aż fale mdłości miną. Niestety raz na jakiś czas przechodziłam przez takie piekło.

Poczułam za sobą, jak mężczyzna zajmuje swoje miejsce, przysuwa twarz do moich włosów i kładzie dłoń na brzuchu, masując go. Przyjemne fale rozniosły się dzięki dotykowi, przynosząc lekką ulgę.

— Masz ciepłą dłoń — wychrypiałam.

— Jak każdy wilk.

— Nie... jak mój wilk.

Czułam na głowie, jak jego usta wyginają się w uśmiechu i sama to zrobiłam, nim zmorzył mnie sen.







1 września, piątek

Nuka

Dziś kończyła się jej miesiączka!

Te parę dni wstrzemięźliwości były męczące, tym bardziej, że nie rozstawaliśmy się ani na krok. Trzymaliśmy się za ręce, kładąc się spać, spacerując po lesie, jedząc śniadanie, czy myjąc zęby.

Nadia wkurwiała się, kiedy chciałem podążyć za nią również do łazienki. Rzeczywiście to było głupie, jak o tym teraz pomyślałem na spokojnie. Gdy tylko opuszczała toaletę, od razu łapałem jej dłoń. Dziewczyna wydawała się zakłopotana. Mój wilk również. Cóż... każdy inaczej reaguje na śmierć. Jedni płaczą, jedni zamykając się w sobie, a ja miałem potrzebę chronienia.

Wcześniej byłem zimnym sukinsynem, gdyż nie miałem czego bronić. To się jednak zmieniło. Z braku możliwości porobienia szalonych rzeczy ze względu na stan ukochanej, w ostatnich dniach dużo rozmawialiśmy na temat walkirii. Dowiedziałem się niesamowitej historii:

— To powiesz mi, dlaczego walkirie nie darzą sympatią wilki?

— A to...?— zaśmiała się dźwięcznie — Stare walkirie żywią urazę do was, bo zdradziliście je tysiące lat temu. 

I tak wkrótce ulegniesz (DNO PISARSKIE, UNIKAĆ)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz