Rozdział 65

12.7K 898 27
                                    

21 września

Minęło pięć dni od wypędzenia mnie z Walhalii. Pięć bitych dni, a ja wciąż żyłam i nie zmieniłam się w demona. Przeklinałam pierdolonego Odyna. Wciąż widziałam, jak brunet pada nieprzytomny na ziemię, a osoba, której ufałam najbardziej na świecie, odebrała mu życie. Zabiła go z uśmiechem na twarzy.

Teraz jego dusza pozostała w pałacu, w posiadaniu Boga Wojny, który teraz mógł zrobić dosłownie wszystko. Dzięki temu sprytnemu manewrowi mogłam pozostać przy życiu, ponieważ nieśmiertelna dusza była w świecie, do którego byłam przywiązana. Idealnie rozegrana partia szachów. Dziadek sobie to doskonale to przemyślał, stwierdziłam sucho. 

Przyklasnęłabym mu, gdybym to nie ja stała się obiektem jego taktycznego zagrania. Pierdolony skurwiel i przeklęci niech będą wszyscy bogowie!

Nie mogłam teraz podążyć za nim. 

Moja warga zadrżała.

Każdego dnia czułam się, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi i po nim podeptał. Nie mogłam spać w nocy, bo budziłam się z krzykiem. Zdarzało mi się również zasypiać w ciągu dnia. Ciężko było mi się skupić na problemach watahy. George bardzo mi pomagał, ale nie mógł poprawić mi humoru. Choć bardzo się starał. 

Kiedy nie byłam zdolna wziąć się w garść, zajął się tym, co robił dotąd jego przełożony, podczas gdy ja się użalałam nad sobą i wściekałam się na Odyna. 

Mimo to nie mogłam długo się ta zachowywać, bo wielu ludzi na mnie liczyło. 

Do tego dochodziła sprawa łączenia. Ponieważ Nuka stał się alfą watahy ojca, musiało się dokonać zjednoczenie stad. Edward postanowił przejąć stado z powrotem, a nasze wilki, jeśli chciały pójść do niego miały wolny wybór. Nieznacznie ucieszył mnie fakt, że nikt nie odszedł.

Co do Edwarda, nie podobało mu się, że przejmował zwierzchnictwo, ale wolał robić to, niż pogrążać się w melancholii. Stracił w końcu dwóch synów, w jednym czasie.

Spodziewałam się, że po rozmowie z nim, łzy będą mi spływać nieprzerwanie strumieniami, ale tak się nie stało. Dużo mówił o Nuce. Wspominał dawne czasy, ale ja nie chciałam tego słuchać. Nie chciałam mówić o nim, bo nie było go, a każda wzmianka dobitnie mnie uświadamia, że już nie wróci. Ból rozdzierał mnie, a nie mogłam sobie na to pozwolić. Więc nie płakałam, ponieważ nie pozwalałam sobie na to. Aż w pewnym momencie, po prostu nie potrafiłam tego zrobić. Cierpiałam, ale nawet pojedyncza łza nie zakręciła się w oku. Nie mogłam płakać i nie potrafiłam ocenić, czy to nie było przypadkiem gorsze od łkania. Nie móc tego zrobić i zrzucić, choć na moment te emocje, wydawało się czymś niezdrowym i nienormalnym. 

Czułam się pusta w środku i tylko myśl o zemście, czasami nawiedzająca mój umysł, sprawiała, że chciałam żyć.

Całymi dniami przesiadywałam w biurze, zajmując fotel Nuki, dotykając biurka i lampki, którą miał nawyk poprawiać. Z goryczą uświadomiłam sobie, że nawet nie mieliśmy wspólnego zdjęcia. Byliśmy zbyt pochłonięci kłótniami, kochaniem się i tym wszystkim dramatem, że nawet nie mieliśmy zwykłej fotki przedstawiającej szczęśliwą parę.

Wilki natomiast, czując ogrom mojego smutku, co noc wyły przed domem, chcąc przynieść mi pociechę. Patrzyłam wtedy nieprzytomna przez okno naszego pokoju i słuchałam, błagając, by oplótł mnie spokój ducha.





I tak wkrótce ulegniesz (DNO PISARSKIE, UNIKAĆ)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz