X

9.7K 718 778
                                    

Wysiadłem ze szkolnego autobusu zaraz za Markiem i rozejrzałem się dookoła. Nie do końca rozumiałem, po co mieliśmy spędzać dwie noce w jakimś cholernym namiocie w tej głuszy. Pewnie gdyby Niall nie marudził, w życiu bym się tutaj nie wybrał, a tak robiłem to dla niego.

Na kolana, niewdzięczniku i bij pokłony za to, co dla ciebie robię – przemknęło mi przez głowę, kiedy spojrzałem na przyjaciela, ale nie byłem w stanie się nie uśmiechnąć, widząc jego optymizm. Z tego, co mówił Harrison, parking i polanę dzielił jakiś kilometr, który musieliśmy przejść, a więc nie tak źle w porównaniu do siedmiu godzin jazdy tutaj. Niall złapał mnie pod ramię i ruszyliśmy za całą około trzydziestoosobową grupą, taszcząc nasze plecaki. Po kilku minutach jego paplaniny byliśmy na miejscu i teraz mieliśmy za zadanie postawić namiot. Były czteroosobowe. Nick nie jechał, dlatego przygarnęliśmy Tomlinsona, żeby nie rzucić go na pastwę napalonych dziewczyn, chociaż on pewnie łatwo by sobie z nimi poradził.

– Masz – powiedział Niall, podając mi jakieś jakby rurki.

– I co mam z tym niby zrobić? – zapytałem. Nie miałem pojęcia, nigdy nie rozkładałem namiotu.

– Pewnie wepchać w jakieś ciasne dziurki – stwierdził. – Uznałem, że tobie się to może przydać.

Mark i Louis natychmiast wybuchnęli śmiechem, a ja zmrużyłem oczy.

– Masz rację – odgryzłem się. – Mi się przyda, bo nie dostaję orgazmu na widok pizzy – odpowiedziałem, na co Niall wystawił do mnie język, a potem zabrał się do rozciągania tej płachty na ziemi.

Wziąłem swoje patyki i usiadłem obrażony na jakimś pniu. Naprawdę nie widziałem w tym sensu, spanie pod jakąś płachtą, kiedy nie wiadomo co może cię w nocy zeżreć. Już nie licząc wampira u boku.

Louis parsknął śmiechem, po czym wstał, podszedł do mnie i wyciągnął mi z ręki trzymane przeze mnie ustrojstwo.

– Spokojnie, Harold, bardziej bym się obawiał wilków – powiedział cicho.

– Zabawne – odpowiedziałem mu z wyraźną ironią w głosie.

Obserwowałem, jak podszedł do płachty Nialla i zaczął wpychać tam te patyki.

– O widzisz, Harry, Lewis się zna. Od razu widać, kto jest na górze w tym związku – odezwał się zaraz mój przyjaciel, a ja uśmiechnąłem się sztucznie do niego. Przysięgam, że nie wytrzymam już długo i naprawdę wszyscy będą odwiedzać mnie w więzieniu.

– Masz zamiar pomóc, Harold, czy będziesz obrażony na cały świat? – zapytał szatyn.

Wstałem niechętnie i podszedłem do nich, nadal obserwując dobrze radzącego sobie ze wszystkim Tomlinsona. Wyglądało, jakby robił to nie pierwszy raz w życiu. Stanąłem nad nim i założyłem ręce na piersi.

– To, co mam robić „panie wszystkowiedzący"? – zapytałem.

– Znajdź mi porządny kamień.

– Na jaką cholerę?

– A czym to wbiję? – odpowiedział pytaniem.

Prychnąłem tylko i odszedłem. Niedaleko płynęła rzeka, może tam będzie jakiś przyzwoity kamień. Rozglądałem się dookoła, idąc w stronę wody, byliśmy na leśnej polanie i to całkiem sporej, a wokół tylko drzewa i sporo głazów. Właściwie nie było tu tak źle, to miejsce miało jakiś tam urok, jednak ja i tak wolałem miasto.

Szybko dotarłem do płytkiej, ale dość szerokiej rzeki i złapałem pierwszy lepszy większy kamień. Opłukałem go w wodzie z resztek piachu i w sumie jak na taką wodę była dość ciepła, chociaż po to tutaj jechaliśmy, bo było cieplej niż u nas i byliśmy w stanie zrobić w tym miejscu biwak. Wróciłem do chłopaków, którym już właściwie udało się postawić nasz namiot i okej, byłem pod niewielkim wrażeniem. Podszedłem do Louisa i podałem mu kamień.

Through the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz