XXXV

9.8K 716 484
                                    

Od autora: nie zaginęłam... mam tylko małe opóźnienie...

Enjoy :D






Obudziłem się rano i pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było uśmiechnięcie się szeroko. W ramionach nadal trzymałem misia, z którym zasypiałem i okej, może byłem odrobinę romantyczny... Zerknąłem na zegarek i dosłownie zerwałem się z łóżka. Dlaczego, do kurwy, nikt mnie nie obudził? Była jedenasta, a przecież umówiłem się z Louisem w południe. Wyciągnąłem z szafy czarne rurki, wzorzystą niebieską koszulę i bieliznę, i popędziłem do łazienki. Ostatnio zaczynałem być mistrzem ekspresowych pryszniców.

Czterdzieści pięć minut później byłem już praktycznie przyszykowany i zszedłem do kuchni coś zjeść.

– Harry – powiedziała moja mama, która akurat przygotowywała obiad. – Dzwonił Louis i mówił, że może się spóźnić kilka minut.

– Dlaczego? – zapytałem odruchowo.

– Nie wiem, rozmawiał z tatą.

Jęknąłem w duchu.

– I co? Znowu mam wrócić przed dwudziestą drugą?

– Nie ja tutaj ustalam zasady, synu – powiedziała i okej, właśnie miałem ochotę strzelić sobie w łeb.

– Traktujecie mnie jak dziecko, a przecież Lou był tutaj nie jeden raz, teraz tylko ubzduraliście sobie, że coś z nim jest nie tak, bo ze sobą chodzimy. Jestem odpowiedzialny, gdyby to do was nie dotarło – wybuchnąłem, po czym odwróciłem się na pięcie i wyszedłem stamtąd wkurzony, już odechciało mi się jeść i wolałem poczekać na Louisa w swoim pokoju.

Wypadłem z domu, kiedy tylko zobaczyłem znajome porsche na podjeździe i zanim Louis zdążył zareagować, otworzyłem drzwi od strony pasażera. Chciałem usiąść, ale cholera... Nie było gdzie. Tomlinson wziął kwiaty, robiąc dla mnie miejsce, a gdy usiadłem, po prostu mi je wręczył. Dlaczego to było tak strasznie miłe, kiedy dostawałem od niego po raz kolejny jakiś piękny bukiet?

No dobra! Byłem romantyczny! I zaczynałem uwielbiać bycie rozpieszczanym przez wampira.

Zanurzyłem nos w kwiatach.

– Pięknie pachną, dziękuję – powiedziałem i tym razem to ja pocałowałem krótko Louisa. – Co to za kwiaty?

– Piwonie – odpowiedział.

Uśmiechnąłem się do siebie. To było naprawdę miłe dostać bukiet pięknych, różowych i niesamowicie pachnących piwonii.

Kurwa...

Chyba byłem zakochany...




– Okej, to gdzie idziemy? – zapytałem, zamykając za sobą drzwi samochodu, kiedy już dotarliśmy do Chicago. Dzisiaj było naprawdę upalnie i chyba nie miałem ochoty brać ze sobą kurtki, przecież mogła zostać w aucie.

– Najpierw coś zjesz, bo przez pół godziny słuchałem, jak burczy ci w brzuchu.

– Nie jestem głodny – zaprotestowałem.

Oczywiście to było kłamstwo, bo nie zjadłem dzisiaj nic. Po małej kłótni z mamą nie miałem zamiaru schodzić do kuchni po raz kolejny i wolałem udawać obrażonego na cały świat, a przez to już dawno zacząłem być głodny, chociaż mój żołądek i tak zachowywał się bardzo cicho.

– Harry, tak się składa, że słyszę dużo więcej, niż ci się wydaje.

– Dobra – powiedziałem. – Idziemy coś zjeść, ale mam kilka pytań.

Through the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz