XXXIX

9.9K 671 258
                                    

Od autora: pamiętacie jeszcze Joyce i Kate? :D






– Harry! – usłyszałem dziewczęcy głos za plecami i uśmiechnąłem się.

Wcześniej do moich uszu dotarł dźwięk silnika, więc odwróciłem się, z samochodu właśnie wychodziła Kate, kiedy Joyce już stała na chodniku. 

Na szczęście był piątek i właśnie miałem wybrać się do domku, który na weekend wynajęli mi państwo Tomlinson. I chociaż od moich urodzin minęło już trochę czasu, to chyba była odpowiednia pora, żeby się tam wybrać, zwłaszcza po ostatnich dwóch dniach szkoły, gdzie do Ashley wreszcie dotarło, że Louis jest zajęty i jak można było się spodziewać, dziewczyna nie wyciągnęła prawidłowych wniosków i jeszcze bardziej starała się poderwać wampira, czego miałem już w ciągu dwóch dni serdecznie dość. Oczywiście po naszym oficjalnym przyznaniu, że jesteśmy razem, wiadomość ta okrążyła szkołę w ekspresowym tempie, nie oszczędzając również grona pedagogicznego i teraz większość nauczycieli oznajmiała nam, jak bardzo się cieszą, że zaczniemy uważać, zamiast ciągle się o coś kłócić.

A wracając do wyjazdu, z chęcią po tych dwóch dniach wybierałem się w miejsce, gdzie nie byłem w stanie spotkać Ashley, która praktycznie nie odstępowała Tomlinsona na krok, chociaż on dawał jej jasno do zrozumienia, że ma ją gdzieś. I nie pomogło nawet to, że na przerwie obiadowej Louis zaciągnął mnie na najmniej uczęszczany korytarz i przycisnął do ściany, a dreptająca za nami idiotka widziała praktycznie wszystko. 

Liczyłem jednak na to, że spędzę miły odstresowujący weekend z ludźmi, których naprawdę lubię. W mojej ekipie nie mogło oczywiście zabraknąć Nialla, Zayna i Liama (i fakt, czasem się zapominałem nazywając ich Ziamem, jednak starałem się nie wciągnąć w to głupie nazewnictwo Horana), potrzebowałem również Joyce i Kate, z czego tą pierwszą zaprosiłem nie tylko dlatego, że bardzo ją polubiłem, bo dlaczego tym razem ja miałbym się nie zabawić w swatkę, skoro Niall był moją przez kilka miesięcy?

Oczywiście był też Louis, ale on był osobną kategorią.

Joyce podbiegła do mnie i przytuliła się, a kilka sekund później w moich ramionach znalazła się także jej kuzynka.

– Tęskniłam – usłyszałem. – Nie masz pojęcia, jak się ucieszyłam, że zadzwoniłeś.

Uśmiechnąłem się, nie zmieniła się przez te kilka tygodni, bo buzia nadal się jej nie zamykała.

– Właściwie, to gdzie jedziemy? – zapytała, odsuwając się ode mnie.

– Rodzice Louisa wynajęli mi na urodziny domek nad jeziorem, mnie nie pytaj, gdzie to, Lou wie.

– A propos Louisa, gdzie on jest?

Jak na zawołanie z mojego domu wyszedł Tomlinson, taszcząc moją walizkę, kiedy ja robiłem miejsce w samochodzie. Plan był taki – Niall, Ziam i dziewczyny jadą razem, a ja i Lou jesteśmy obdarowani wszystkimi bagażami.

– Cześć – przywitał się z kuzynkami.

– Cześć, Lou – odpowiedziały chórem.

Wampir uśmiechnął się do nich przyjaźnie, a one chyba były trochę nim onieśmielone, zresztą wszyscy ludzie tak reagowali, nieważne jak długo znało się Louisa.

Chwilę później pod mój dom zajechało moje ulubione porsche i dziewczyny zapakowały się do niego razem z resztą, ja natomiast upchnąłem do mercedesa ostatni bagaż, który przed momentem przywiózł Horan, po czym wziąłem jeszcze kilka podręcznych rzeczy z domu i pojechaliśmy.

Na miejscu byliśmy dość późno, bo po dwudziestej drugiej, więc cała jazda zajęła nam kilka dobrych godzin. Było ciemno, więc nie mogłem się przyjrzeć miejscu, do którego właśnie dojechaliśmy, musiałem poczekać na ranek, widziałem jedynie błyszczącą taflę jeziora przed nami i orientowałem się, że domek jest drewniany, dość spory, a dojeżdża się do niego przez niewielki lasek. Nie byłem pewien czy nie był to jakiś rodzaj kurortu, bo wydawało się, że między drzewami migoczą jakieś światła, być może z innych domków.

Through the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz