XXXVII

9.8K 699 608
                                    

– Wstajemy, Harry – przebiło się do mojej świadomości i nie, nie miałem zamiaru słuchać tego kogoś, jednak delikatne pocałunki na moich barkach zupełnie nie pomagały w ponownym zaśnięciu.

Przekręciłem się na plecy i niechętnie otworzyłem oczy. Louis leżał na łóżku w pełni ubrany i pochylał się nade mną, szczerząc zęby. Właśnie zaczynało do mnie docierać, dlaczego mnie budził. Szkoła...

– Nie musimy iść do szkoły.

– Musimy.

– Możemy spożytkować ten czas inaczej – powiedziałem, łapiąc go za t-shirt i starając się przyciągnąć do siebie.

– I tak pójdziesz do szkoły, Harry – oznajmił. – Nie kłóć się ze mną, jestem o pięćset lat starszy.

Od razu odwróciłem się plecami do niego, miałem ochotę poudawać trochę obrażonego, bo jak zauważyłem ostatnio, to działało.

– Już cię nie lubię – powiedziałem. – Masz strasznie władczy charakter, panie Louis Książę Tomlinson.

– Za to ty jesteś typową rozkapryszoną księżniczką – zaśmiał się.

– Nie jestem rozkapryszony, tym bardziej nie jestem księżniczką.

Wampir przemieścił się odrobinę na łóżku, ale ignorowałem go, nie mogłem się zdradzić przez głupią ciekawość, chociaż chciałem sprawdzić, co robi.

– Jesteś księżniczką, przecież jestem księciem i jesteś cholernie rozkapryszony, ale uwielbiam się z tobą droczyć – powiedział i poczułem ból na biodrze. O nie!

– Dlaczego mnie ugryzłeś? Będę z tym wyglądał obrzydliwie – oburzyłem się, chociaż podejrzewam, że już miałem kilka malinek w okolicy szyi i klatki piersiowej po ostatniej nocy, i gdybym nie musiał być obrażony, pewnie zupełnie by mi one nie przeszkadzały, a wręcz przeciwnie.

Tym razem poczułem ból na udzie.

– Przestań – zażądałem.

– Teraz wszyscy będą wiedzieć, że ta księżniczka należy do mnie – zaśmiał się Tomlinson. – Wstawaj, a ja zrobię śniadanie i możesz wziąć coś mojego do ubrania.

Po tych słowach zniknął (znowu!), a ja nawet nie zdążyłem odprowadzić go wzrokiem. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i podszedłem do jego ogromnej szafy. Okej, w takim razie potrzebowałem koszulki, o której wszyscy wiedzieli, że należy do Tomlinsona. Przesunąłem jedne drzwi.

Czarne.

Czarne.

Czarne.

Czarne.

O! Białe.

Wziąłem pierwszą koszulkę z białej kupki i od razu uśmiechnąłem się do siebie. Trafiona. Biała koszulka z vansa z czerwonymi rękawami i niebieskim napisem, wszyscy wiedzieli, do kogo należy. Zadowolony poszedłem pod prysznic i naprawdę kilka minut później nie miałem zamiaru stamtąd wychodzić, bo gwiazdki w podłodze nadal świeciły, tym razem jednak dużo słabiej, ubrałem się jednak i wyszedłem z pokoju.

– Lou?

– Tutaj – usłyszałem za drzwiami na wprost mnie i pchnąłem je, wchodząc niepewnie do pokoju.

Tutaj było zupełnie inaczej niż u Lou, jednak równie niesamowicie. Dominowała przyjemna szarość, jasne drewniane meble i czarno-białe dodatki. Kto im to, do cholery, projektował? Omiotłem wzrokiem pomieszczenie, szukając wampira i dostrzegłem go przy... O kurwa! Ogromnym akwarium znajdującym się na ścianie z drzwiami.

Through the darkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz