Rozdział 11.1 cz.2.

87 4 0
                                    


Po dziesięciu minutach spokojnego, romantycznego spaceru byliśmy pod drzwiami domu moich dziadków. 

-Niall, dziękuję za wszystko. Naprawdę świetnie się dzisiaj bawiłam.

-Nie masz za co dziękować. Cieszę się, że zgodziłaś się na to spotkanie-od razu odwzajemniłam ten cudowny uśmiech, który mi posłał. Nagle drzwi otworzyły się, ukazując Louisa ubranego w jedynie szare dresy.

-No pięknie o której to się wraca do domu? Młoda damo, zostajesz uziemiona-zażartował i skrzyżował ręce na nagim torsie.

-Lou idź do domu, zaraz przyjdę. 

-Już, już spokojnie. Ale zaraz wracaj, bo dziadkowie mają dzwonić na Skypie-po tych słowach mój brat zniknął za progiem domu. 

-Dobranoc-mruknęłam cicho. Widok Ni w świetle pełni księżyca był naprawdę wyjątkowy. Jego hipnotyzujące, błękitne oczy świeciły jak małe iskierki. 

-Branoc, księżniczko-przywarł swoimi ustami do moich. Niemal od razu odwzajemniłam pocałunek. On nie był jak nasze inne. Ten cechowała się delikatnością i namiętnością. Znowu ten smak wanilii i niesamowity zapach. Oderwaliśmy się od siebie po kilku minutach, pożegnaliśmy się i zamknęłam drzwi na klucz. 

-Zaraz przyjdę tylko skoczę pod prysznic-oznajmiłam przechodząc przez salon. Mój brat był zajęty jakimś filmem, więc tylko skinął głową.

Wzięłam gorący prysznic, umyłam zęby i ubrałam się w nową piżamę, kupioną z Emily jeszcze przed naszym wyjazdem z Londynu. Po wieczornej toalecie skierowałam się do garderoby. Rzeczy z dzisiaj ułożyłam na krześle przy biurku, ponieważ musiałam zrobić jutro duże pranie.

-Gdzie jest Emily?-zapytałam po wejściu do salonu. Byłam naprawdę zaskoczona nieobecnością przyjaciółki o tej godzinie w domu. 

-Wyszła z Lukiem na spacer. Później mieli jeszcze wstąpić do sklepu całodobowego-odparł nawet nie odrywając wzroku od telewizora. 

-Co tam oglądasz?-wskoczyłam na kanapę, oparłam się o bruneta i przykryłam nas kocem.

-Nie wiem. Nic normalnego nie ma w TV, więc włączyłem jakąś komedię, która w ogóle nie jest śmieszna-mruknął-No a teraz opowiadaj jak było na randce.

-Świetnie-odparłam z uśmiechem.

-I tyle?-poprawił się na kanapie.

-No dobra zajebiście!-pisnęłam. Następnie opowiedziałam bratu przebieg naszego spotkania. Oczywiście bez zbędnych szczegółów. Na końcu Lou pogratulował i życzył szczęścia z Niall'em.

****

Dawno skończyliśmy oglądać film, więc Louis życzył mi miłej nocy i poszedł do siebie. Natomiast ja nadal czekałam na Emily, która jeszcze nie wróciła do domu. Dzwoniłam do niej kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt, razy lecz nic z tego. Dziewczyna po prostu nie odbierała. 

Nigdy o nią się tak nie martwiłam, od kilku godzin nie dawała znaku życia.  Ciągle po głowie chodziło mi pytanie 'gdzie jest moja przyjaciółka'. Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do brunetki. Znowu ta cholerna poczta głosowa. Spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie, było już kilka minut po 1 w nocy. Zaczęłam krążyć po pokoju czekając na jakikolwiek odzew ze strony Emi. 

Nagle zadzwonił mój telefon, bez zbędnego czekania odebrałam połączenie nawet nie spoglądając na ekran. W słuchawce usłyszałam głos jakiejś, młodej kobiety:

-Szpital w Mullingar-po tych trzech słowach zrzedła mi mina, ale osoba kontynuowała-Czy dodzwoniłam się do pani Charlotte Tomlinson?

-Tak to j-j-ja.

-Proszę przyjechać do naszego szpitala. Wszystkiego dowie pani się na miejscu.

-Dobrze przyjadę jak najszybciej-rozłączyłam się po uprzejmym pożegnaniu.

Teraz jestem niemal pewna, że coś stało się Emily. Mam nadzieję, że nic poważnego. 

Po tym telefonie szybko wbiegłam na górę do pokoju Lou.

-Louis jadę do szpitala!-krzyknęłam roztrzepana, budząc tym brata.

-Po co? Co się stało?!-zerwał się z posłania jak poparzony.  

-Później ci wyjaśnię teraz nie mam czasu-po tych słowach poszłam się ubrać. W pospiechu założyłam bieliznę, bluzkę i jakieś czarne dresy. Przeczesałam włosy ręką doprowadzając je do jakiegoś stanu. W drzwiach pojawił się ubrany lecz rozczochrany Louis, więc razem zbiegliśmy na dół. Założyłam buty i ruszyliśmy do auta. 

Po dwudziestominutowej podróży byliśmy już pod szpitalem. Całą drogę Lou się do mnie nie odzywał, ponieważ wiedział, że potrzebowałam wtedy tylko ciszy. Jego dłoń spoczywała na mojej co mnie uspokoiło w pewnym stopniu. Wybiegłam z auta gdy tylko się zatrzymało na parkingu. W rejestracji siedziała kobieta w średnim wieku, wypełniająca dokumenty. 

-Pani Tomlinson?-zapytała gdy mnie ujrzała. W odpowiedzi skinęłam głową, ponieważ nie mogłam wydusić nawet jednego, pieprzonego słowa.

-Nasza karetka przywiozła tutaj Emily Harris. Ostatnio kontaktowała się właśnie z panią stąd ten telefon-wyjaśniła.

-Co z nią?-zapytałam drżącym głosem. Po moich policzkach spływały pojedyncze łzy, które z każdą chwilą się nasilały.

-Wszystkiego dowie się pani od doktor Gomez-uśmiechnęła się "uroczo" do stojącego za mną Louis'a, który zdążył już do mnie dojść. 

-A gdzie ją znajdziemy?

-Na drugim piętrze w pokoju lekarzy.

-Dziękujemy-odparł obojętnie Lou, ciągnąc mnie za rękę do windy na końcu korytarza.  

Po chwili byliśmy już pod pokojem dla lekarzy, zapukałam i usłyszawszy pozwolenie weszłam do pomieszczenia. Przy jednym ze stojących tam biurek siedziała młoda kobieta o ciemnych włosach, ubrana była w kitel. 

-My w sprawie Emily Harris-powiedziałam. 

-W końcu pani dotarła. Proszę usiąść-wskazała dwa krzesła naprzeciw jej siedziska-Jak już wiecie jestem lekarzem prowadzącym Emily.

-Co z moją przyjaciółką?-zapytałam, spoglądając na moje trzęsące się ręce.

-Pani Harris znalazł jakiś przechodzień w parku Green Park. Jest bardzo pobijana, ale z tego wyjdzie. Gorszą wiadomością raczej jest, że została zgwałcona-usławszy ostatnie dwa słowa zamarłam. Z moich oczu zaczęły płynąć strumienie słonych łez. Nie mogłam nad tym zapanować, w mojej głowie krążyły cały czas te słowa. To jest nie możliwe, dlaczego ona?! Widziałam także łzy w szarych oczach Lou, Chłopak chcąc chociaż trochę mnie uspokoić, przyciągnął mnie do siebie następnie przytulając. 

-Kiedy możemy ją zobaczyć?-załkał brunet, nie chcąc mnie narazić na większy wybuch płaczu. 

-Niestety jest nieprzytomna. Powinna wybudzić się jutro, ale wizyty zaczynają się od godziny ósmej. Proszę jechać do domu i się spokojnie wyspać. 

-Dziękujemy.

****

Dopiero o godzinie trzeciej byliśmy w domu. Przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku. Łzy leciały mi niekontrolowanie. Kiedy usłyszałam skrzypienie drzwi odwróciłam się i ujrzałam Louisa z dwoma parującymi kubkami. Zapewne gorącej czekolady. Szatyn podał mi jedną ze szklanek i wskoczył do mnie pod kołdrę.  Po chwili powiedział ściszonym głosem:

-Lottie nie martw się. Zobaczysz wszystko będzie dobrze-odstawił nasze kubeczki na szafkę nocną i przytulił mnie z całej siły.

******************************



Zuzia xoxo

Promises||N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz