Rozdział 34.1.

41 1 0
                                        

[28.08]

Zaraz po otworzeniu oczu podniosłam się do pozycji siedzącej, coś mi tu nie pasowało. Miałam nadzieję, że zastanę Niall'a obok mnie jednak się myliłam. Miejsce obok było ładnie zaścielane i zimne, co oznaczało, że chłopak opuścił pomieszczenie jakiś czas temu. Spojrzałam na zegarek i jak się okazało była godzina dziewiąta. Jęknęłam zaspanie i ruszyłam drewnianymi schodami na dół. Już na schodach było czuć niezwykły zapach przyrządzanego śniadania. Na stole ustawione były cztery, puste talerze i kilka, na których leżało jedzenie. Jajka sadzone, jajecznica, tosty, amerykański bekon, pancakes. 

Niall stał do mnie tyłem zapewne zalewając kawę. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam się do jego nagich pleców. Po chwili Ni odwrócił się do mnie przodem i ucałował mój nos. 

-Cześć, kochanie. 

-Cześć. Jak się spało?-mruknęłam prosto w jego tors, do którego byłam przytulona. 

-Świetnie, jak nigdy. Jakieś plany na dziś?

-Jeszcze przed południem chciałam jechać do Jesy. Potrzebuje mnie teraz. 

-Coś się stało?-zapytał zaniepokojony. Jedynie potrząsnęłam głową na boki, lecz po chwili mruknęłam:

-Na naszym, dzisiejszym spotkaniu Jes ma wszystko powiedzieć. Sam to zrobiłeś?-wskazałam na pełen pyszności stół.

-Nie, z moją pomocą!-zaprzeczyła Emily wchodząc do kuchni. Odrobina różu na policzkach dawała jej jeszcze słodszego wyglądu. Ubrana była tak jak zwykle, kiedy ma zamiar spędzić cały dzień w domu, czyli leginsy i bluzka mojego brata. Nawet nie wiedziałam, że Louis miał aż tyle bluzek. Przecież my cały czas mu zabierałyśmy, ale nie domagał się zwrotu. 

-To wszytko wyjaśnia-wybuchnęłam śmiechem. 

-Ej! Ja jestem bardzo uzdolniony kulinarnie.

-Tak, tak kochanie, wmawiaj sobie-ucałowałam go w policzek i zasiadłam przy stole. Na mój talerzyk nałożyłam jedno jajko i posmarowałam sobie chleb masłem. Po chwili dołączyła do mnie reszta domowników. 

****

Ubrana w granatową, zwiewną sukienkę zakładałam właśnie buty na wyjście do Jesy. Zaciągnęłam moje różowe Puma Creepers na stopy, wzięłam na wszelki wypadek tego samego koloru bluzę i kluczyki od samochodu. 

Już po niecałych dwudziestu minutach przemoknięta do suchej nitki byłam pod drzwiami pary. Na parkingu było tyle aut, że musiałam zaparkować ulicę dalej. W tym pieprzonym czasie zdążyłam zmoknąć. 

-Lottie? Cześć.-mruknęła Jesy w przejściu. Wyglądała dosłownie jak nie ona, ponieważ miała wory pod oczami, potargane włosy i wymiętolone ubrania. 

-Jesy, co się stało?

-Nic, nic idź weź sobie z szafy jakieś ubrania, a ja zrobię gorącą herbatę.

Tak jak poleciła przyjaciółka, tak zrobiłam. Gdy otworzyłam szafę zmarszczyłam brwi w niedowierzaniu. W meblu były jedynie ubrania Jesy, a gdzie było miejsce na rzeczy Zayn'a. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, tam także nie było żadnego przedmioty Malika. W pośpiechu zaciągnęłam na siebie dresy i koszulkę blondynki. 

-Jes, gdzie są rzeczy Zayn'a?-zapytałam, siadając obok dziewczyny na kanapie. 

-Wy-wyprowadził się-jąkała się-Rano powiedziałam mu o ciąży, wpadł w furię. Jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Cały czas krzyczał, że jest za młody na dziecko. Na końcu spakował walizki i wyszedł bez słowa. Lottie, on mnie zostawił z tym wszystkim. Ja nie dam sobie rady bez niego-bez minuty zastanowienia porwałam Chase w ramiona. Wtuliła się we mnie, cicho łkając. 

**** 

Dwie godziny przesiedziałam w objęciach Nialla, rycząc niczym małe dziecko. Ale powód był naprawdę poważny. Dowiedziałam się, że mój chłopak może chorować na białaczkę. W tamtej chwili mój świat się załamał. To nie mogła być prawda. Pomimo mojego przerażenia chorobą ukochanej osoby, nie mogłam zostawić Niall'a. On potrzebował mnie, a ja jego do normalnego funkcjonowania. 

Drugą sprawą była ciąża Jesy. Cała nasza paczka przyjęła to bardzo dobrze, jednak gdy ojciec dziecka usłyszał o rozpoczęciu tematu wybiegł z mieszkania. 

-Zayn? Zayn?!-od kilku minut biegałam jak głupia po podziemnym parkingu razem z Lou, szukając przyjaciela. 

-Lottie tu jest!-szybko pobiegłam w stronę głosu brata. Miał rację. Pod ścianą na końcu pomieszczenia siedział Zee. Przykucnęłam obok niego i dopiero teraz mogłam ujrzeć, że chłopak płakał. Zayn płakał! 

-Zayn...-mruknęłam, jego brązowe oczy zostały nakierowane wprost na mnie. 

-Lottie, ja nie mam pojęcia co zrobić. Moja dziewczyna jest w ciąży, a przyjaciel ciężko chory. 

-Lou, zostawisz nas samych?-zapytałam, spoglądając na brata, ten jedynie poklepał mnie po ramieniu i ruszył w stronę wyjścia- Zayn, to dla mnie też jest bardzo ciężki. Ale musisz to zapamiętać: Jesy i maluch cię teraz potrzebują. Ona nie da sobie rady bez ciebie. Zayn weź się w garść i biegnij teraz do niej. Posłuchaj mnie chociaż raz...

-Dziękuję-powiedział i mnie lekko przytulił-Za wszystko. A przede wszystkim, że byłaś przy Jes kiedy mnie nie było. 

****

Leżałam skulona na moim łóżku gdy poczułam kogoś obecność za sobą. Jak się okazało była to moja przyjaciółka, Emily. Uśmiechnęła się życzliwie i położyła się obok mnie. Bez słowa przygarnęła mnie swoją chudą ręką do siebie. Bardzo mi brakowało jej obecności...

-Emily, ja go potrzebuję-załkałam, tym samym mocząc jej koszulę do spania. 

-On ciebie też... 

-Co ty na to, że może usiądziemy na kanapie, zrobimy kakao i obejrzymy jakieś tandetne romansidło?-dodał po chwili ciszy-Lotts nie płacz, jeszcze nic nie jest wiadome. Zobaczysz wszystko będzie dobrze. 

****


Zuzia xoxo

Promises||N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz