Rozdział 57.1.

48 1 0
                                        

[20.02]

-Lottie, wstajemy-jakaś okrutna istota postanowiła wybudzić mnie z mojego wspaniałego snu, w roli głównej był oczywiście Ed Sheeran-Lottie, jest już dziesięć po szóstej, a za niecałą godzinę ma przyjechać Liam. 

-Dobra, już wstaję-jęknęłam, zakopując się głębiej w pościeli. Po chwili odgłosy czyjeś obecności ustały, poszedł sobie. 

Ziewnęłam leniwie, przykrywając stopy, które zostały odkryte przez mojego oprawcę. Nagle na mojej twarzy poczułam coś zimnego, bardzo zimnego...

Czy on mnie...

-James'ie Daniel'u McVey'u, czy ty wiesz, że w tym momencie rozpętałeś prawdziwą wojnę?!-krzyknęłam-Szykuj się na bolesną i wolną śmierć!

Jedyne co usłyszałam to trzask drzwi, uciekł. Na moje stopy zaciągnęłam papcie i biegiem ruszyłam za nim, uprzednio z łazienki biorąc szklankę z lodowatą wodą. Gdy go dogoniłam "skrywał" się za zdziwionym Louis'em. Brat na mój widok jedynie wybuchnął śmiechem. 

-Lou, jak nie chcesz być polany to w tym momencie się odsuń!-rozkazałam. 

Brat widząc, że wcale nie żartuję przesunął się w prawą stronę, natomiast James ruszył w drogę powrotną do mojego pokoju, tym samym wpadając na zaspaną Emily, idącą spokojnie do kuchni. Osiągnęłam mój cel, cały kubek lodowatej wody wylał się wprost na włosy blondyna, a one jak na zawołanie oklapły. Ja, Lou i Jam wybuchnęliśmy śmiechem, jednak Emi nie było do śmiechu. Jak oblałam McVey'a to także ją...

-Kurwa jasna! W tym momencie spierdalać się przebierać i co najmniej do szóstej trzydzieści nie wychodzić z pokoju! Ja wam już robię śniadanie! A teraz won!!-chyba naprawdę się zdenerwowała...

W mgnieniu oka znaleźliśmy się w moim pokoju. Ja wałkowałam się ze śmiechu na łóżku, za to James na podłodze. 

-Zaraz! Ile ja mam lat?! Przecież osiemnastolatka nie będzie bawiła się w moją matkę-zaśmiał się. 

****

Po śniadaniu, czyli gofrach z bitą śmietaną, zasiedliśmy w salonie przed telewizorem, wyczekując przyjazdu przyjaciela. Liam i Harry oczywiście przez ten tydzień mieli mieszkać u nas, aby "dobrze pilnować domu". Tego dnia byłam ubrana tradycyjnie w czarne rurki, podkoszulkę z Myszką Miki oraz czarną, rozpinaną bluzę. Na moje nogi założyłam ulubione, od pewnego czasu, Vans Old Skool.

-Jestem! Sorki za spóźnienie, ale już są korki-do salonu wbiegł zdyszany Liam-Wiecie, że zepsuła wam się winda?

-Wiemy-burknął Louis, który rozłożony był na kanapie, leżąc głową na kolanach Emily. 

Za Liam'em do domu wszedł zdyszany Harry. Wyglądał jakby co najmniej przebiegł maraton po całym Nowym Jorku. 

-Kurwa mać. Ja chyba zostanę w tym jebanym akademiku... Nie chce mi się dwa razy dziennie latać na czwarte piętro. To jakaś porażka...

-Rano dzwoniła babka z recepcji, że za około dwa dni mają naprawić windę i wszystko będzie po staremu-powiedziałam, upijając łyka mojej kawy z mlekiem. 

-No ja mam nadzieję. A! I ja śpię u pokoju Lottie!-krzyknął Liam, nim Hazza zdążył coś powiedzieć-Tam jest zawsze czystko i pachnąco, a u Louis'a są porozrzucane ubrania po całym pokoju. 

-Ej! To niesprawiedliwe!-jęknął Styles, zasiadając na nałokietniku mojego fotela. 

-Dobra, później się dogadacie. A teraz jedziemy, bo jest już za dwadzieścia siódma-powiedziała Emily, która do tej pory siedziała na kanapie i bawiła się włosami swojego chłopaka. 

Promises||N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz