{06.01]
Po półgodzinnej jeździe zatrzymaliśmy się przed budynkiem naprawdę wielkich rozmiarów. Wszystkie jego ściany od góry do dołu były przeszklone, jednak nie było widać środka. Razem wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy do szklanych drzwi.
-Dzień dobry, panie McVay-już we wejściu przywitała nas miła brunetka o zielonych oczach. Ubrana w służbowy strój, składający się z czarnej sukienki oraz błękitnego żakietu. Na jej klatce piersiowej miała srebrną plakietkę z imieniem, Scarlett.
-Witaj Scarlett, mój ojciec jest w biurze?
-Nie. Czeka już na pana z przedstawicielami z Los Angeles w sali konferencyjnej. Prosił, aby przekazać właśnie to-w ręce Jamesa trafiła czarne teczka, zapewne z jakimiś ważnymi dokumentami-Są tutaj projekty z ostatnich dwóch miesięcy, trzeba posegregować je chronologicznie.
-Okey, dziękuję. Lottie, teraz pójdziemy do mojego biura i tam na mnie zaczekasz, okey? Podpiszę tylko umowy i natychmiast do ciebie wracam.
-Nie ma sprawy-powiedziałam, zgodnie z prawdą.
W windzie milczeliśmy, ale to nie była jakaś niekomfortowa cisza, wręcz przeciwnie, przyjemna. Biuro blondyna robiło wielkie wrażenie. Jedna ze ścian była całkiem przeszklona, a pod nią stało czarne biurko. Przy nim skórzany fotel, a na laptop i jakieś długopisy. Po przeciwnej stronie były drzwi wejściowe i jakieś dodatkowe, zapewne do toalety. Kolejna ściana stanowiła biblioteczkę na książki i segregatory. Naprzeciw kanapa, fotele i stoliczek kawowy.
-Wow-jedynie to udało mi się wydusić. Byłam pod wielkim wrażeniem-Które to piętro?-zapytałam, kiedy spojrzałam w dół przez szklaną ścianę. James podszedł do mnie i uczynił to samo.
-40. Nie wiedziałem, że aż tak spodoba ci się moje biuro-zaśmiał się, patrząc na mnie.
-A ty przypadkiem nie powinieneś iść do konferencyjnej. Ludzie z Los Angeles czekają-założyłam ręce na piersi.
-Powinienem, ale nie chcę-jęknął-Wolę już zostać tutaj, zjeść i pogadać z tobą.
-Miło mi to słyszeć, a teraz zmykaj!-powiedziałam i wypchnęłam go za drzwi, podając teczkę z projektami.
-Jesteś okrutna!
-Powodzenia!-zaśmiałam się.
-Nie dziękuję. A jakbyś czegoś potrzebowała dzwoń do Scarlett, telefon jest na biurku-na jego słowa jedynie przytaknęłam. Na białą podkoszulkę zarzucił czarną marynarkę i powolnym krokiem skierował się wzdłuż korytarza.
Natomiast ja zamknęłam drzwi i zasiadłam na dużym, skórkowym fotelu biurowym, obracając się wokół własnej osi. Wyjęłam telefon i postanowiłam zadzwonić do Alex'a, ponieważ bardzo dawno się z nim nie widziałam. Po dwóch sygnałach mogłam usłyszeć głos przyjaciela z Londynu.
-Lottie? Już myślałem, że umarłaś w tych Stanach, ale ty po prostu zapomniałaś o swoim ukochanym, najlepszym, najfajniejszym, najprzystojniejszym, najmądrzejszym przyjacielu!
-Alex, Alex, skromny Alex, jak ja mogłam o tobie zapomnieć przyjacielu. Po prostu ostatnio nie jest tak kolorowo jak wszystkim się wydaje-jęknęłam, jeszcze bardziej rozwalając się na fotelu.
-No to opowiadaj co się dzieje...
-Zaczęło się od zerwania z Niall'em...
-Jak to zerwania?! Zerwaliście? Dlaczego?
-Jakbyś dał mi dokończyć to byś wiedział. To on ze mną zerwał z zazdrości. Później w święta dowiedziałam się, że mama ma nowego chłopaka, co troszeczkę mnie cieszy, bo nie jest sama. Jeszcze na wigilijnym obiedzie u Horan'ów musieliśmy udawać szczęśliwą parę. Dwa dni później wszystko się powtórzyło na balu charytatywnym. I jak już myślałam, że wszystko będzie super to ten dupek znalazł sobie nową dziewczynę. Na dodatek po dziesięciu latach pojawił się ojciec Emily. A matka postawiła jej ultimatum, więc musi zerwać z Louis'em, albo wróci do Londynu. Jedyne co dobre w ostatnim czasie to to, że poznałam fajnego chłopaka. I aktualnie siedzę w jego biurze i czekam aż skończy spotkanie.
CZYTASZ
Promises||N.H
FanfictionHistoria dziewczyny, która chcąc pocieszyć przyjaciółkę po nieudanym związku zabiera ją do rodzinnego miasta. Co stanie się w Mullingar? Jak potoczą się losy najlepszych przyjaciółek? Dowiesz się czytając "Promises" Serdecznie zapraszam do czyt...