Rozdział 30.1.

34 1 0
                                    

[23.08]

Obudziły mnie promienie słoneczne, wpadające do pokoju przez niezasłonięte duże okno. Pogoda za szybą była o wiele lepsza, niż ta w Londynie. Niebo byłe bezchmurne, a słoneczko świeciło nie za mocno, ale było. Spojrzałam na budzik, który stał na szafce nocnej po mojej lewej stronie, była godzina 8:17. 

W łazience wyszczotkowałam porządnie zęby i uczesałam się w wysoką kitkę. Na moje rozgrzane ciało zaciągnęłam czarną bieliznę i skarpetki. Stojąc od dziesięciu minut przed nierozpakowaną walizką w końcu zdecydowałam się na czarne rurki z wysokim stanem oraz beżowy sweterek. Jak co rano zapięłam na nadgarstku bransoletkę od Niall'a, a na szyi zawisł naszyjnik od Jesy i Zayn'a. Z uśmiechem od ucha do ucha podążyłam w kierunku kuchni. Przygotowałam jajecznicę na szynce dla trzech osób. Rozłożyłam danie na czarne talerze, zalałam herbatę wrzątkiem i śniadanie było gotowe. Dorobiłam jeszcze sałatkę z pomidora, ogórka i sałaty. Ponieważ Emily o 9:20 musiała być pod uczelnią postanowiłam ją obudzić. Po cichu weszłam do pokoju pary i lekko zaczęłam potrząsać ramieniem dziewczyny.

-Emi wstawaj. Śniadanie jest już na stole, a musisz wychodzić za pół godziny.

-Już wstaję-ziewnęła.

Z powrotem poczłapałam do kuchni i zasiadłam na plastikowym, lecz wygodnym krześle. Gdy kończyłam swoją porcję sałatki do pomieszczenia weszła ubrana dziewczyna. Miała się spotkać jedną z profesorek, dlatego postawiła na elegancję. Biała, zwiewna sukienka, granatowe baleriny i tego samego koloru marynarka.

-Jezuu jakie to dobre-jęknęła po opróżnieniu talerza z jajecznicą. Wszystko przepiła owocową herbatą z uśmiechem.

-Cieszę się, że ci smakuje. Nie przyzwyczajaj się, bo od piątego września tylko banan i na uczelnię-zaśmiałam się krótko.

-Już mi się nie chce, ja nie chcę na to prawo!

-Sama sobie to wybrałaś. Dobra ty spadaj na uczelnię, a ja lecę po Louis'a. Miłej rozmowy!

****

-Lottie, ja mam już tego dosyć! Masz już poduszki, pościel, zasłony, świeczki i co ty jeszcze chcesz?!-jak zwykle Lou nie potrafił wytrzymać trzech godzin w sklepie meblowym. A gdy ja wpadłam w zagłębie koców, poduszek i innych dodatków nie można było mnie stamtąd wyciągnąć.

-Mówiłam ci już! Potrzebuję jeszcze ten fotel, co widziałam w tamtej gazetce.

-A jak on wygląda?

-Czarny w błękitne paski. Zapomniałam jeszcze o antyramie! Biegnij po nią, a ja poszukam ten fotel-zarządziłam.

****

Około godziny piętnastej byliśmy w naszym mieszkaniu. Zaniosłam zakupione rzeczy do mojego pokoju. Następnie przebrałam się w wygodniejsze rzeczy, takie jak dresy i podkoszulka Louis'a. Zasiedliśmy z marudą przed telewizorem z miską popcornu u boku. Jak zawsze ułożyłam wygodnie głowę na kolanach brata i zaczęłam oglądać ulubiony serial, "Przyjaciele". Mieliśmy jeszcze odebrać Emily z uczelni jednak jej spotkanie się przedłużyło i miała zostać tam do wieczora.

Gdy kończyliśmy oglądać drugi z rzędu odcinek serialu mój telefon zaczął dzwonić. Z niechęcią wstałam z dużej, wygodnej kanapy i sięgnęłam IPhona. Na wyświetlaczu ukazała się twarz Jesy, więc bez zastanowienia odebrałam połączenie.

-Loo-tiee-jedyne co usłyszałam to szloch dziewczyny.

-Jesy, co się stało?-zaczęłam.

-Możesz się spotkać?-powiedziała roztrzęsiona, szlochając do telefonu. Wstałam niepewnie z kanapy i spojrzałam na zdezorientowanego Louis'a, któremu szepnęłam "Jesy".

-Jasne, że tak. Powiedz tylko gdzie i zaraz tam jadę-przez słuchawkę nadal słyszałam lekkie szlochy dziewczyny. Przez to moje serce się krajało. Nie lubiłam patrzeć ani słyszeć jak ktoś z moich bliskich cierpi.

-Za dwadzieścia minut w tej kawiarni, co ci wczoraj opowiadałam?

-Okey, widzimy się na miejscu-po tych słowach Jesy zakończyła naszą rozmowę. Odłożyłam telefon na szklany stolik kawowy i rozprostowałam kości.

-To była Jes? Czemu płakała?

-Tego jeszcze nie wiem. Teraz jadę do niej i może wrócę wieczorem.

-Okey, jakby co to dzwoń, od razu przyjadę-zapewnił mnie brunet. Skinęłam głową i z prędkością światła wbiegłam po schodach do mojego pokoju.

Wciągnęłam na siebie te same ubrania, w których byłam w sklepie i wykonałam najszybszy makijaż w życiu. Włosy przeczesałam szczotką, aby tylko doprowadzić je do jakiegoś stanu. Wyglądając w miarę normalnie, jeśli tak można to nazwać. Zgarnęłam jeszcze moją torbę, telefon, założyłam baleriny i byłam gotowa.

Sięgnęłam z wieszaczka brelok z pilotem do garażu i kluczami od mojego ukochanego autka.

-Pamiętaj! Jakby co dzwoń!

-Okey!

Winda jak szybko się pojawiła przede mną tak szybko była na parterze. Przywitałam się z recepcjonistką i ruszyłam do garażu. Przekręciłam czarny klucz w stacyjce i usłyszawszy warkot silnika wjechałam na ulicę główną. Po niespełna dziesięciu minutach byłam pod uroczą kawiarenką o nazwie "Mille Café". Jesy jeszcze nie było, ale miała zjawić się za kilka minut, więc zasiadłam przy wolnym stoliku przy dużym oknie. Przez nie miałam świetny widok na już oświetlony Nowy Jork. Piękne samochody spokojnie przemierzały zatłoczone ulice miasta. Obudziłam się z 'transu' gdy usłyszałam tradycyjną formułkę kelnerki:

-Dobry wieczór, witamy serdecznie w "Mille Café". Mogę przyjąć zamówienie?-spojrzała na mnie swoimi prawie czarnymi oczami, w których z łatwością mogłam dostrzec zmęczone po zapewne całym dniu pracy. 

-Dobry wieczór, oczywiście. Poproszę dwie herbaty, sernik i ciastko czekoladowe-powiedziałam, po czym odwzajemniłam uśmiech.

-Pani zamówienie będzie za dziesięć minut.

Gdy akurat Nelly układała moje zamówienie na stoliku do kawiarni weszła roztrzepana Jesy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, więc blondynka zaczęła podążać w moim kierunku w szybkim tempie. Kiedy stanęła obok mnie drobne ramiona owinęły się wokół mojej szyi, a ona cicho zaszlochała.

-Jesy, spokojnie. Usiądź i opowiedz mi co się stało.

-Lottie, ja nie wiem jak ci to powiedzieć. Nadal do mnie to nie dociera. Od ostatnich kilku dni źle się czułam, wymiotowała, więcej spałam i w końcu rano zrobiłam teest ciiążowyy-na sam koniec dziewczyna nie wytrzymała i z jej ust wydobył się cichy szloch-Jestem w ciąży...

Byłam w ogromnym szoku. Jesy ma dopiero osiemnaście lat, a niedługo musiała stać się jeszcze bardziej odpowiedzialna. W końcu za dziewięć miesięcy miało przyjść na świat jej dziecko. Najbardziej jednak obawiałam się reakcji Zayna. Nie raz podkreślał, że nigdy nie będzie chciał dziecka, ponieważ "Jest to za duży kłopot. A on chce się jeszcze wyszaleć".

-Jesy, to dziecko Zayn'a, prawda?

-Oczywiście, że tak-odparła lekko pobudzona. 

-A on o tym wie?-mruknęłam, łapiąc ją za dłoń. Jej oczy były całe załzawione i nie tryskały już radością jak mają w zwyczaju. Od razu wiedziałam, Jes skrywała przed swoim chłopakiem fakt, że za kilka miesięcy zostanie ojcem-Słońce, wiesz, że musisz mu powiedzieć mu jak najszybciej?

-Wiem, ale najpierw chcę iść do ginekologa i potwierdzić moje podejrzenia. Testy ciążowe jednak mogą kłamać...

-Lottie? Pójdziesz tam ze mną?

-Oczywiście, że tak. I pamiętaj, Jes, że razem z Louis'em zawsze ci pomożemy. Zawsze.

-Wiem, dziękuję.

*******************************

Nowe mieszkanie w nowym mieście, nowe problemy i zmartwienia.
Głosy i komentarze bardzo motywują! I to nie tylko moje zadanie...


Zuzia xoxo

Promises||N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz