Rozdział 17 "Sobota"

411 21 1
                                    

Oboje patrzą się na mnie zszokowani... Nic nie mówią... Mam tego dość... Dość widzenia Hizakiego

- Atsushi idziemy do domu...- odparłam i szybkim ruchem wyminęłam Hizakiego
Mam go dość...
Nie patrzyłam za siebie chciałam wyjść wreszcie z tej durnej uliczki. Gdy usłyszałam za sobą głos Hizakiego zaczęłam biec nie chciałam już go więcej widzieć. 

Nienawidzę go! Nienawidzę!

Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. 

Dobiegłam przed dom. Wyjęłam z torby kluczę i weszłam do domu.

Rzuciłam buty w kąt i położyłam się na kanapę.

Czemu on się tu pojawił?!

Odwinęłam rękaw aby spojrzeć na bliznę na ręce, która pozostała po złamaniu ręki z przemieszczeniem.

Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi.

- Aya! Co to było?! Czemu go uderzyłaś...

- Ty nic nie wiesz...- nie dałam mu dokończyć- Pamiętasz dzień, w którym złamałam rękę?

- No spadłaś ze schodów, ale co to ma do rzeczy?!

- Nie spadłam ze schodów... Hizaki... To on złamał mi rękę... I do tego...- głos mi się łamał z każdym słowem- Każdego dnia kiedy wracałam sama... Bił mnie... Nie pozwalał mi o tym powiedzieć. Lecz kiedy kończyliście gimnazjum poprosiłam Aomine by pogadał z Hizakim... żeby się uspokoił... To był mój błąd, bo złamał mi rękę przez to... Wtedy uratowali mnie Ryota i Aomine... I oni byli jedynymi osobami, które o tym wiedzieli...

Nie patrzyłam w stronę brata nie chciałam aby widział mnie zapłakaną. Sądząc po ciszy był zszokowany. Wytarłam łzy i spojrzałam na brata. Tak jak myślałam był zszokowany.

- To moja wina...- jego zszokowanie powoli zamieniało się w złość- Gdybym ciebie zawsze odprowadzał do domu nie było by takiej sytuacji...

- Nie... To nie jest twoja wina tylko takich pierdolniętych ludzi jak Hiazaki.- uśmiechnęłam się przyjaźnie do brata- Chodź zrobimy kolacje.

Przez resztę wieczoru nie poruszaliśmy już tematu Hizakiego. Dla mnie tym lepiej.

Wstał kolejny dzień od rana byłam na nogach mimo, że była sobota starałam się czymś zająć i zaczęłam uczyć się chodzić na rękach. Oczywiście brat jeszcze spał, bo wielki Atsushi w soboty śpi do 10.00.

Ćwiczyłam stawanie na rękach przy kanapie. Próbowałam... próbowałam... aż w końcu mi się udało.

- ALE CZAD!- krzyknęłam widząc wszystko do góry nogami.

Kiedy udało mi się przejść na rękach kila metrów zapiszczałam z radości.

Postanowiłam zrobić bratu małego psikusa. Widząc uchylone drzwi wkroczyłam do jego pokoju na rękach.

- Witaj bracie!- krzyknęłam

- Aya co...- Atsushi mnie zobaczył i chyba nie wierzył co widzi, bo ciągle przecierał oczy i spoglądał na mnie a raczej na moje stopy- ŻE CO?!

Atsushi spadł z łóżka. 
Dobra teraz czas wstać na nogi...

Niestety nie było to proste, bo moja ręka została źle postawiona i wylądowałam na ziemi.
- Kurwa!- wrzasnęłam

- Nie klnij mi tu!- krzyknął z drugiej strony łóżka

Wstałam i podeszłam do brata, który leżał na podłodze.

- Wstawaj- podałam rękę dla brata a ten zniechęcony podał swoją
- Co chcesz na śniadanie? Ryż?- zapytałam

- Ta ugotuj go a ja zrobię z nim resztę.
Przygotowałam ryż dla brata a ten zanim wyszedł ze swojego pokoju już był gotowy.

Ja natomiast miałam już plany na dzisiejszy dzień. Miałam iść dzisiaj z Ryotą pograć. A wyjść z domu miałam o 10.00. Czyli jeszcze... Kurwa! 10.00!

W ekspresowym tempie wybiegłam do pokoju i napakowałam do torby najważniejsze rzeczy.

- Wychodzę!- krzyknęłam wbiegając do przedpokoju.
- Gdzie?
- Spotkać się z Ryotą będę później!
- Ale...

Wybiegłam z mieszkania.

Koniec 17 rozdziału

Kuroko no basket: Co dalej?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz